Myślę, że na chwilę obecną większość czytelników książek przynajmniej słyszało o tym, czym jest steampunk. Ja, gdy tylko pierwszy raz usłyszałem o tym gatunku, od razu się w nim zakochałem - przemawiał do mnie świat, w którym angielskie maniery przeplatały się z awanturniczymi przygodami, a wszystko to przyozdobione zostało wynalazkami godnymi naszej epoki. Cóż, magia wieku pary zawładnęła mną w całości, nie ma się co dziwić, że sięgałem po wszystko, co z nim związane. Tak też w moje ręce trafił
Wolsung.
Słowem wyjaśnienia:
Wolsung to gra fabularna osadzona w klimacie steampunku. Jedna z kilku, w które miałem okazję grać, w dodatku jedna z dwóch, w których zdarzyło mi się prowadzić sesje. Nie jest to jednak klasyczny przedstawiciel swojego gatunku: zamiast znanego nam świata mamy rzeczywistość jedynie mniej lub bardziej inspirowaną tym, co znamy z historii. W dodatku w świecie Wolsunga istnieje magia, a fantastyczne rasy żyją obok siebie (nie zawsze w harmonii). Nie ma wątpliwości, że takie realia niosą ze sobą ogromne możliwości, dlatego też twórcy gry zdecydowali się stworzyć antologię opowiadań osadzonych w wykreowanym przez nich świecie. Lekturę pierwszego jej tomu mam już za sobą.
Wśród autorów, których teksty tworzą zbór, pojawili się zarówno doświadczeni pisarze, jak i debiutanci, którzy na łamy antologii trafili w drodze konkursu. Choć spodziewałem się wyraźnej różnicy między poziomem opowiadań weteranów i nowicjuszy, nic takiego nie miało miejsca - wszystkie teksty są dopracowane i przemyślane. Ba, rzekłbym nawet, że doświadczeni pisarze wypadli dość przeciętnie na tle swoich kolegów młodszych literackim stażem. Otwierający zbiór tekst Krzysztofa Piskorskiego, choć dynamiczny i zabawny, oparty został na na najbardziej oczywistych kliszach, które jedynie zostały w humorystyczny sposób przerysowane. Podobnie jest z tekstami Pawła Majki i Marcina Studniarka - pomysły miały pewien potencjał, ale zostały niepotrzebnie uproszczone.
Choć ogólna koncepcja świata zakłada niesamowite przygody w awanturniczym stylu, śmiało mogę powiedzieć, że autorzy opowiadań w większości nie poszli po najmniejszej linii oporu i pokazali, że Wolsung idealnie nadaje się od osadzenia w nim historii z różnych gatunków. Poza przygodami w stylu Indiany Jonesa mamy tu między innymi bardzo nieprzewidywalny horror (
Królowa Atlantydy, choć niedoskonała technicznie, to dzięki niesamowitemu budowaniu klimatu zrobiła na mnie niemałe wrażenie), czy też tekst mający formę bardzo nietypowych rozważań egzystencjalnych.
Dziennik doktora Augusty dzięki nietypowej narracji i ogólnej atmosferze trzyma w napięciu do samego końca i nastrojem skojarzyło mi się z zagadkowymi historiami spod pióra Lovecrafta, zaś
Dobre zakończenie mimo niewielkiej objętości zawiera w sobie silną dawkę groteski i absurdu. Naprawdę, w antologii każdy znajdzie coś dla siebie.
Niestety, jest coś, o co muszę się przyczepić - jest to skupienie się autorów na jednym państwie. Świat Wolsunga jest naprawdę rozbudowany, mimo to w większości tekstów albo kawałek lub cała historia osadzone zostały w Alfhaimie, albo to z tego państwa pochodzą główni bohaterowie. Zdaję sobie sprawę, że Anglia wraz ze swoją epoką wiktoriańską stała się niejako symbolem steampunku, jednak ciągłe odniesienia do jej wolsungowego odpowiednika uważam za pójście po najbardziej oczywistej ścieżce.
Nieco inny mankament antologii to coś, co jednocześnie jest w pewnym sensie zaletą. Wolsung jako świat jest bazą dla niezliczonej ilości historii, jednak jego specyfika w jakiś sposób narzuca nam, by bohaterowie mieli typowo awanturniczy rys, a przygody, które przeżywają, charakteryzowały się wysokim dynamizmem, ale też miały w sobie nutkę tajemnicy. Bohaterowie opowiadań, których poznajemy w antologii, spełniają te cechy, z czego wynika jedna rzeczy: albo z tekstów dowiadujemy się, że mają na koncie liczne wcześniejsze przygody, albo też widać, że jeszcze niejedno w swoim życiu przeżyją. Wiele z postaci, które pojawiło się w zbiorze, naprawdę zyskało moją sympatie i chętnie poznałbym ich dalsze losy bądź posłuchał o dokonaniach z przeszłości. Niestety wątpię, że będzie mi to kiedyś dane.
Do antologii opowiadań siadałem z pewnymi oczekiwaniami na temat tego, co znajdę w środku, i powiem krótko: nie tylko moje pragnienia zostały zaspokojone, ale też zostałem nieźle zaskoczony. Autorzy tekstów bardzo wyraźnie pokazali mi, jak wielki potencjał znajduje się w świecie Wolsunga. Nie jestem może najbardziej obiektywną osobą, która mogłaby oceniać ten zbiór, ale chyba śmiało mogę stwierdzić, że jest on na naprawdę dobrym poziomie i spodoba się niejednemu czytelnikowi. Jesteś fanem Wolsunga? Pewnie antologia już dawno trafiła w Twoje ręcę. Lubisz steampunk i nie boisz się sięgnąć po nieszablonową wariację na jego temat? Niniejsza antologia to coś, czego szukasz. Lubisz nietypowe podejścia do tematu? Śmiało, nie zawiedziesz się. Nie twierdzę, że książka zawiera same perełki, ale mogę zapewnić: wszystkie teksty są mniej lub bardziej warte przeczytania.