Jakiś czas temu było o tej książce głośno - a przynajmniej tak wydawało mi się do tej pory. Patrząc na to z perspektywy czasu mam wrażenie, że przeceniłam chyba podejście innych, mierząc ich niejako swoją miarą; to ja miałam na punkcie tej książki bzika i tak naprawdę zupełnie nie pamiętam, dlaczego. Wydaje mi się, że może to być sprawka autora - jego Siedem minut po północy zaczarowało mnie na wszystkich możliwych wymiarach i chyba dzięki temu w ogóle zwróciłam uwagę na trylogię Ruchomy Chaos. Niestety, dość mocno się rozczarowałam.
W historii ludzkości przyszedł taki moment, że wiele grup zdecydowało się na emigrację do tzw. Nowego Świata, gdzie udało im się osiedlić, założyć miasteczka, rozpocząć normalne życie. Niestety, nie dane im było zaznać sielanki. Tajemniczy wirus wybił wszystkie kobiety, a u mężczyzn spowodował nieodwracalne zmiany zwane Szumem; od tej pory ich myśli są słyszalne dla pozostałych. W takim otoczeniu wychowuje się Todd - nastolatek stojący u progu dorosłości. Niedługo przed symbolicznym przekroczeniem tej granicy chłopak odkrywa coś, co ściąga na niego zainteresowanie pozostałych osadników. Nie rozumiejąc niczego zmuszony jest uciekać - nie tylko by ratować życie, ale także odkryć prawdę dotyczącą przeszłości swojej osady. Po drodze spotyka dziewczynę - najprawdziwszą, zdrową, nietknięta przez szum. W dodatku będącą w jeszcze większym niebezpieczeństwie niż on sam...
Szum to szum. To huk i hałas i zwykle sprowadza się do jednej wielkiej kotłowaniny dźwięków, myśli i obrazów, i przez większość czasu nie sposób się w nim w ogóle doszukać sensu. (...) Szum to nieprzefiltrowany człowiek, a bez filtra człowiek to tylko ruchomy chaos.[s.50]
Dawno nie czytałam książki, która wywołałaby u mnie tak wiele sprzecznych odczuć. Z jednej strony pewne aspekty opowieści uważam za wspaniałe, a rozwiązania i pomysły za godne uwagi, z drugiej jednak mam poczucie wielkiego, wielkiego niedosytu. Na plus na pewno można zaliczyć samą ideę Szumu i pomysł na jego ukazanie - autor konsekwentnie realizuje swój zamysł i tworzy z niego oś konstrukcji świata, która ma swoje odzwierciedlenie zarówno w postawach kolejnych bohaterów, jak i ich historii. Widać wyraźnie, że zaraza odcisnęła swoje piętno na społecznościach, ale też reprezentujących je jednostkach - na przykładzie Todda widzimy, jak wielkiej kontroli wymaga takie ciągłe uzewnętrznienie, ale także do jakiego obłędu może doprowadzić stały kontakt z myślami innych osób. Widać wyraźnie, że jest to przemyślany pomysł, w dodatku bardzo dobrze wykorzystany.
Na ostrzu noża to powieść wykorzystująca klasyczny motyw drogi, dodatkowo wzbogacony o aspekty rozwojowe. Todd nie tylko podróżuje; dla niego cała ta wyprawa jest okazją do zmiany światopoglądu. Chłopak, któremu w jednej chwili wali się świat, zostaje zmuszony do konfrontacji z trudną do przyjęcia prawdą. Poznaje samego siebie, na własnej skórze doświadcza rozdźwięku pomiędzy tym, co naturalne, a tym, co wpojone. Musi podjąć decyzję, czy chce postępować tak, jak oczekują tego inni, czy też wybierze dla siebie własną drogę, stając w opozycji do tego, co już zna. Kolejne napotykane przez niego sytuacje są doświadczeniami, które nie tylko mogą coś w nim zmienić, ale też pokazać prawdę i ułatwić mu zrozumienie świata. W tym względzie również autorowi należy się duża pochwała, bo opowieść wypada całkiem autentycznie.
Czynnikiem znajdującym się gdzieś pomiędzy zaletami a wadami jest język. Tu również należy się pochwała dla autora za pracę i konsekwencję, ponieważ przez cały tekst (a należy powiedzieć, że narracja jest tu pierwszoosobowa) język Todda jest równomiernie specyficzny. Bohater wypowiada się tak, jak przystało na nastolatka, który nie miał czasu na odbycie należytej edukacji - nie do końca poprawnie. Sam zamysł jest w tym przypadku naturalny i dobry, mam też świadomość, że autor dobrze go uzasadnił i słusznie wykorzystał, jednak momentami obcowanie z taką wypowiedzią potrafi zmęczyć.
W kontekście strony technicznej warto wspomnieć, że powieść ma bardzo nierównomierną konstrukcję - zarówno tempo akcji, jak i emocjonalne napięcie, są różne w zależności od danej chwili. W kontakcie z opowieścią czytelnik doświadcza zarówno znużenia, jak i silnego zainteresowania, co z czasem staje się nieco denerwujące. Uczucie to potęguje fakt, że zdarzenia są dosyć powtarzalne - bohaterowie właściwie cały czas uciekają, ich śladami drepcze armia, a okresy względnej stabilizacji są przeplatane konfrontacją z jednym bądź drugim przeciwnikiem. Zarówno Todd, jak i Viola, nie są zwolennikami skrajnie siłowych rozwiązań, w rezultacie czego wlecze się za nimi grupa nierozwiązanych, za to coraz bardziej rozwścieczonych spraw.
Im dłużej zagłębiam się w analizę tej książki lub komuś o niej opowiadam, tym wyraźniej widzę wszelkie związane z nią negatywy. To nie do końca tak, że lektura mi się nie podobała, a czas przy niej uważam za zmarnowany. Po prostu zwyczajnie oczekiwałam czegoś więcej. Zabrakło mi głębszego sensu, który uczyniłby tę powieść wyjątkową, oraz wyraźnego, globalnego celu, do którego mogłaby zmierzać jej fabuła. W kontekście braku tych dwóch cech powieść jest zwyczajnie przydługa i momentami potrafi się nudzić. Sama nie wiem, czy sięgnę po kolejne tomy - z jednej strony jestem ciekawa, jaki jest dalszy pomysł, bo zakończenie jest całkowicie nieprawdopodobne, wręcz groteskowe, jednak trochę się boję dalszej realizacji treści.
Zapowiadało mi się fajnie... Ale ten Szum nie do końca przypadł mi do gustu, ja raczej nie lubię fantastycznych elementów, bo trudno je wyjaśnić naukowo i zachować realizm. Cóż, pewnie nie sięgnę:)
OdpowiedzUsuńMnie akurat wątki fantastyczne nie przeszkadzają, chociaż fakt - czasem ich wytłumaczenie woła o pomstę do nieba. ;)
UsuńNo.
OdpowiedzUsuńTo teraz czas na to, żebym i ja przeczytała :D
(w końcu czuję się winna, że Cię skusiłam:P)
Ciekawa jestem, czy Ci się spodoba. ;p
UsuńNie miej wyrzutów sumienia, i tak bym kupiła. Po "Siedmiu minutach..." byłam tak zachęcona, że po prostu musiałam. ;)
Raczej nie sięgnę.Czasami ten szum wokół powieści jest zbyt przeceniany,a książki w rezultacie są średnie,marne lub zwyczajnie dobre ;)
OdpowiedzUsuńNo niestety, to prawda. Dzisiaj głośna promocja i pochwalne pieśni nie zawsze oznaczają, że książka jest dobra. A szkoda, bo niektórzy po kilku mocnych zawodach potrafią się zniechęcić.
UsuńNie wiem czy przeczytam.
OdpowiedzUsuńWłaśnie się zastanawiam, czy przeczytać. Może kiedyś się skuszę ;)
OdpowiedzUsuń