Nie wiem, czy tego typu zdjęcia będą na blogu stałą praktyką. Tym razem chciałam się pochwalić nie tylko książką, ale i... kubkiem, który dostałam na urodziny od pewnej bliskiej osoby. Według niego jestem (a właściwie wszyscy jesteśmy) istotami podobnymi wampirom, które nocą pożerają swoje ofiary.
W dedykacji, którą Sylwkowi udało się zdobyć od autorki,
mamy zdanie o nadziei, że książka dotknęła naszych serc. Choć wtedy jeszcze nie
miałam za sobą lektury, dziś mogę z pełnym przekonaniem powiedzieć – mojego
serca dotknęła na pewno. Właściwie nie był to zwyczajny gest, a szarpnięcie,
mocny ucisk, podczas czytania czułam bowiem w piersi ciężar, który z czasem
przybrał na sile i nie opuścił mnie aż do ostatniej strony. Tak, książka Iwony
Michałowskiej wywarła na mnie bardzo duże wrażenie…
Tematem tekstu jest resocjalizacja – można by rzec tak
krótko i nieskomplikowanie. Jednakże zjawisko to, tak pożądane we wszelkiego
rodzaju zakładach zamkniętych, może przyjmować najróżniejsze formy. W
eksperymentalnej placówce dla kobiet w Arkadii testuje się najnowszą z nich –
przestępczynie po osądzeniu przechodzą przez ciemnię, czyli miejsce, które
odbiera im wszelkie wspomnienia związane z tożsamością. Panie w większości są w
stanie normalnie funkcjonować, mają strzępy informacji o podstawowych rzeczach,
nie mają jednak zielonego pojęcia kim są i za co zostały osadzone. Doświadczają
zatem stałego dysonansu, mają bowiem świadomość, że zrobiły coś złego, a jednak
nijak nie są w stanie przypomnieć sobie żadnych szczegółów. Trafiają do zakładu
(któremu uparcie odmawia się określenia „więzienie”), gdzie pracują i odbywają
swoją karę w społeczeństwie złożonym z podobnych sobie.
Wszystko to byłoby już niezłym podłożem dla ukazania rozwoju
relacji społecznych, ale jest jeszcze jeden aspekt, wzbogacający tekst i
zmieniający nieco jego cel – główna bohaterka, Helena. Jest jedną z osadzonych,
która przybywa do zakładu i, podobnie jak reszta, nie ma żadnych konkretnych
wspomnień. Jest jednak inna niż pozostałe dziewczyny – ma dar zjednywania sobie
ludzi, siłę przebicia i odwagę do działania, a także poszukiwania samej siebie.
Ponadto przejawia dużą dozę empatii – stara się zrozumieć człowieka zanim go
oceni, czym wzbudza konsternację innych wychowanek i opiekunek. Jej
determinacja jest pierwszym przyczynkiem do fali zmian, które mają niebawem
przejść przez arkadyjskie więzienie, a także przez jej własne życie.
Przywykłam do apokalipsy dla młodzieży. Do nieletnich,
wydoroślałych bohaterów, nieidealnych społeczności i skrajnych, często
nierealnych tematów. Natomiast książka Iwony Michałowskiej całkowicie się tym
schematom wymyka. To dojrzała i dobrze skonstruowana powieść, która od początku
do końca jest przez autorkę przemyślana. Na okładce widnieje podtytuł „powieść
apokaliptyczna” – książka rzeczywiście i niepodważalnie nią jest. Jednak
materialny aspekt apokalipsy – wielka powódź, która zabrała terytoria państw,
przymusowa emigracja, brak żywności, problemy społeczne – wszystko schodzi tu
na dalszy plan. Istotna jest tragedia mentalna, rozgrywająca się każdego dnia w
umysłach kobiet pozbawionych wiedzy o sobie. Śmierć i zmartwychwstanie, jakie
przechodzą w drodze przez ciemnię. I wreszcie życie po największej na świecie
tragedii – odarciu z tożsamości.
Lektura „Arkadii” od samego początku była przyjemnością w
sensie językowym – styl autorki tworzy atmosferę bardzo przystępną
czytelnikowi. Jednak o fakcie, że mam przed sobą coś więcej niż przeciętnie
dobry tekst zorientowałam się dopiero podczas lektury scen miłosnych. To, czego
szukałam w wielu tak zwanych erotykach, odnalazłam w apokalipsie – jest
nastrój, odpowiednie tempo, niezwykle dopracowane ukazanie emocji. I język,
subtelny i odpowiedni, którego poziom przekłada się na cały tekst. Niczego tu
nie brakuje, niczego nie jest za dużo. Po prostu kunszt literacki w czystej
postaci. Ponadto w tekście można odnaleźć sporo porządnej, psychologicznej
podstawy. Na początku uśmiechałam się z nostalgią, obserwując wstawki z podstaw
psychologii – Freud, Jung, zespół stresu pourazowego… Nie dajmy się jednak
zwieść – choć autorka wprost porusza niewiele tematów, to konstrukcja bohaterek
i hermetycznego świata arkadyjskiego zakładu zdradza dobre przygotowanie.
Psychika dziewcząt jest świetnie ukazana, a ich działania – choć pozornie
chaotyczne – dobrze uzasadnione.
Jak już wspomniałam na początku – tekst chwyta czytelnika i
nie odpuszcza do ostatniej strony. Powieść jest mroczna, oniryczna, opada jak
mgła i oblepia, zachęcając do dalszej lektury. Rozgrywa się inaczej niż się
spodziewałam, dużo lepiej, dzięki czemu jest dość nieprzewidywalna – a
przynajmniej dla mnie taka była. Konstrukcja świata jest ciekawa, podobnie jak
aspekty, na których skupia się autorka. Nie wiem, cóż więcej mogłabym rzec,
żeby Was przekonać. Moim zdaniem naprawdę warto dać się tej książce oczarować.