Gdy na rynku pojawia się nowa powieść, różne elementy mogą nas do niej przekonać. Czasem jest to okładka, która przyciąga wzrok, czasem zawarty z tyłu opis, rekomendacja na znanym blogu lub po prostu autor, którego lubimy z tych czy innych względów. Zdarza się jednak tak, że pewne książki kuszą nas nawiązaniem do czegoś, co znamy i co jest w kręgu naszych zainteresowań. W moim przypadku jest to zdecydowanie najrzadziej występująca, ale jednocześnie najsilniejsza motywacja. Zazwyczaj mam sporo obaw co do jakości tworzonych przez autorów nawiązań, ale są przypadki, gdy po prostu wiem, że będzie to zrobione dobrze – tak właśnie jest w przypadku Krzysztofa Piskorskiego i jego Czterdzieści i cztery, którego fabuła i tło garściami czerpią z polskiego (i nie tylko) romantyzmu.
Jest rok 1844, jednak świat, który obserwujemy, różni się od tego, który znamy z lekcji historii. Tajemniczy ether, ni to substancja, ni to nadnaturalna siła, pojawił się na świecie i niemal od razu został wykorzystany do produkcji broni, która zmieniła bieg dziejów. Ponadto jego obecność przyczyniła się do otwarcia bram do równoległych światów. Gdzieś wśród wypaczonej rzeczywistości swoje zadanie otrzymuje poetka Eliza Żmijewska – kobieta musi dostać się w bliskie otoczenie spiskowca i wykonać na nim wyrok podpisany przez samego Juliusza Słowackiego. Realizacji celu nie ułatwia fakt, że skazanym jest jej były towarzysz broni, a po dotarciu do miejsca przeznaczenia dziewczyna odkrywa wiele aspektów sprawy, przez które nic nie wydaje się takie jak na początku...
Po polconowej prelekcji autora na temat światotworzenia spodziewałam się, że całe tło książki będzie przemyślane i dopracowane, jednak to, z czym zetknęłam się podczas lektury Czterdzieści i cztery przeszło moje najśmielsze oczekiwania. Pozornie autor nie zrobił niczego niesamowitego wprowadzając do swojej powieści dwa znane powszechnie elementy: koncepcję światów równoległych oraz historię alternatywną. To połączenie okazało się jednak strzałem w dziesiątkę, a sposób, w jaki stworzona została z tego wspólna całość, jest po prostu zachwycający. Dzięki temu, że tajemnicza energia etheru pojawiła się dopiero w którymś momencie historii świata, możliwe było wprowadzenie do fabuły autentycznych postaci takich jak Juliusz Słowacki, Adam Mickiewicz, Kazimierz Lux, Emilia Plater czy George Byron, a także bazowanie na faktycznych wydarzeniach i miejscach. Z drugiej strony element fantastyczny sprawia, że wszystko, co autentyczne, nabiera nowego wymiaru. W książce znajdziemy chociażby charakterystyczny dla tamtych czasów motyw tajnego stowarzyszenia – bardzo autentyczny, a jednocześnie silnie związany z tematem etheru. Znalazło się miejsce również dla ważnej w XIX wieku kultury – każdy rozdział otwiera fragment wiersza lub tekstu źródłowego, z których część jest autentyczna, a część przerobiona tak, aby pasowała do zmienionej rzeczywistości.
Idea równoległych wersji Ziemi od razu skojarzyła mi się z tym, co odnaleźć można w cyklu Terry'ego Pratchetta i Stephena Baxtera o Długiej Ziemi - tam również mamy możliwość przenoszenia się pomiędzy alternatywnymi światami, gdzie ze względu na różne czynniki historia potoczyła się inaczej. Ów duet zafundował nam jednak typowe science-fiction, w dodatku niezbyt rozbudowane jak na swoją skalę i w rezultacie coraz bardziej wtórne. Z kolei powieść Krzysztofa Piskorskiego silnie bazuje na historii alternatywnej i jest mocno osadzona w określonej już rzeczywistości. Autor nie tworzy czegoś całkowicie oderwanego od tego, co znane, a raczej snuje pewnego rodzaju rozważania z gatunku "co by było, gdyby...". Nie oznacza to bynajmniej, że brakuje tu typowej fantastyki – wręcz przeciwnie, wraz z pojawieniem się etheru zarówno do naszego świata wdzierają się nieznane dotąd istoty, jak i człowiek rozpoczyna eksplorację innych wersji Ziemi, na których odnajduje gatunku, jakie nie zostały dotąd odnalezione i opisane. Bardzo podoba mi się celowość, z jaką wprowadzane są kolejne tego typu elementy: żaden z nich nie pojawia się bez przyczyny, co sprawia, że książka pozostaje fantastyką o silnej fabule, a nie staje się encyklopedią czy leksykonem nowych ras i światów. Co ważne, wprowadzone gatunki mają swoją specyfikę i historię, co również uważam za bardzo duży plus.
Kolejną mocną stroną powieści są bohaterowie. W pewnym sensie wiąże się to ze światem przedstawionym, ponieważ również w tym aspekcie widać dużą dbałość autora o nie pozostawianie swoich postaci samych sobie – większość przewijających się osób ma choć zalążek ciekawej historii, a ich pojawienie się ma faktyczny wkład w fabułę. Próżno tu szukać postaci przypadkowych, choć na pewno znajdzie się kilka, o których można by powiedzieć więcej, o czym sam autor wspomina w posłowiu. Na uwagę zdecydowanie zasługuje główna bohaterka, Eliza Żmijewska, która w prawdziwym świecie z pewnością miałaby bardzo ciężko żyjąc u schyłku XIX wieku, jednak w świecie wykreowanym przez autora radzi sobie świetnie. Jest inteligentna, oczytana, bystra, zna języki, włada szablą, zna się na broni i świetnie adaptuje się do nowych sytuacji. Ma też talent do wpadania w kłopoty, co zawsze jest cenne u bohaterów powieści przygodowych czy awanturniczych i stanowi dodatkowe ubarwienie warstwy fabularnej.
Właśnie, fabuła! Zawsze gdy czytam o tak bogatym świecie, mam w sobie wiele obaw co do jej jakości – często zdarza się, że przy nadmiernej ilości opisów cierpi akcja. Tych z Was, którzy myślą podobnie, muszę uspokoić – równowaga pomiędzy opisami a fabułą zostaje zachowana, a edukacja czytelnika odbywa się na bieżąco, gdzieś pomiędzy kolejnymi wydarzeniami. Z resztą nie ma tej edukacji tak dużo, jak mogłoby się wydawać, bo dzięki spójności elementów bardzo szybko zaczynamy traktować ether i wszystkie związane z nim udziwnienia jako coś całkowicie normalnego. Z pewnością pomaga nam w tym wartka akcja pełna intryg i niejasności, w której co i rusz pojawiają się nowe niebezpieczeństwa i zagadki do rozwiązania. Główna bohaterka rozpoczyna swoją drogę z jasnym zadaniem do wykonania, jednak wraz z kolejnymi rozdziałami zaczyna dostrzegać więcej elementów, które na zawsze zmieniają jej spojrzenie na świat. Będzie musiała sama ocenić, komu powinna ufać i po której ze stron stanąć.
Cóż mogę jeszcze dodać – naprawdę lubię czytać książki pisarzy, którym się chce: powiedzieć kilka słów o nowej rasie, zamiast tylko umieścić ją w tle, nadać indywidualny rys bohaterowi, który przewija się gdzieś w tle, czy po prostu zadbać, aby wszystkie elementy historii były spójne i wzajemnie sobie nie przeszkadzały. Czterdzieści i cztery to wspaniały przykład tego, co w literaturze lubię, a więc zabawy konwencjami i historią, która przecież wydaje się tematem na zawsze zamkniętym. Uważam, że jest to książka nie tylko kompletna, ale i bardzo dopieszczona, pełna bowiem smaczków z zakresu historii, kultury i ogólnej wiedzy o świecie, które możemy wyłapać sami lub poznać podczas lektury bardzo bogatego posłowia.
Dziękuję serdecznie Wydawnictwu Literackiemu za możliwość wcześniejszego poznania tej wspaniałej historii oraz autorowi, Krzysztofowi Piskorskiemu, za trąbienie o niej na Polconie przy każdej możliwej okazji, dzięki czemu uwierzyłam, że to opowieść, która mnie zachwyci.
Premiera 29 września!