Na pierwszy rzut oka książka Tomasza Fijałkowskiego nie wydaje się wnosić nic nowego do fantastyki. Alternatywne rzeczywistości, w których Polska dominuje nad innymi państwami, pojawiają się stosunkowo często, zarówno w książkach, jak i opowiadaniach. Podobnie jest z przenikaniem się różnych światów, a także z istotami czy ludźmi obdarzonymi nadnaturalnymi zdolnościami - to tematy wałkowane w fantastyce od wielu lat. Mimo to Antipolis jest powieścią wyraźnie odcinającą się na tle innych reprezentantów gatunku. Fijałkowski, choć wymieszał elementy powszechnie wykorzystywane, stworzył coś zupełnie nowego, zaskakującego zarówno fabułą, jak i kreacją świata oraz konstrukcją całej opowieści.
Tym, co może się wydać nieco dziwne, jest brak głównego bohatera. Większość dzisiejszych dzieł przyzwyczaiła nas, że historia nie może obejść się bez dominującego protagonisty, ewentualnie niewielkiej ich grupki, tymczasem Fijałkowski w bezpardonowy sposób pokazuje nam, że nie jest to konieczny element książki. Autor prezentuje nam plejadę postaci, które co rusz pojawiają się i znikają. Gdy tylko jakaś postać przykuwa na dłużej naszą uwagę, niemal od razu narracja skupia się na kimś innym. Można powiedzieć, że wszystkie ważniejsze osoby otrzymały tyle samo “czasu antenowego”. Nawet jedyny bohater, którego losy widzimy w pierwszej osobie, nie jest tu istotniejszy od reszty.
Choć historia w rzeczywistości, w której umiejscowione jest Antipolis, toczyła się w znaczący sposób odmiennie od tej wersji, którą znamy, wyłapać można tu sporo nawiązań do naszego świata. Pewne aspekty bądź znane osoby wydają się być identyczne z realnymi, inne zaś - w przewrotny sposób zmienione. Jedną z takich rzeczy jest przykładowo chrześcijaństwo, przedstawione jako niewielka, młoda sekta, której założyciel kilka stuleci wcześniej został rozstrzelany. Dopasowanie znanej nam religii do takiej historii wyszło moim zdaniem naprawdę ciekawie.
Mimo braku bohaterów, których jednoznacznie można by uznać za główne postaci, jest jedna rzecz wysuwająca się na pierwszy plan: fabuła. Misternie skonstruowana, dopracowana, przemyślana - to trzon całej opowieści, wokół którego wszystko się gromadzi. Każda scena, choćby wydawała się zupełnie niezwiązana z pozostałymi, prędzej czy później okazuje się niezwykle istotna dla całej opowiadanej historii, a nawet najmniej zauważalne wydarzenia i rzeczy mogą być koniec końców kluczowe.
Niestety, muszę przyczepić się do konstrukcji książki. Początkowe sceny są uporządkowane, opisują wydarzenia chronologicznie, dziejące się jedno po drugim, ewentualnie mające miejsce w tym samym czasie. Im dalej jednak posuwa się akcja, tym częściej zaobserwować można zawirowania w tej kwestii - fabuła zaczyna skakać po osi czasu w przód i w tył, wprowadzając lekki zamęt, co w połączeniu z naprawdę licznym gronem postaci może spowodować, że czytelnik pogubi się w tym wszystkim. Tak naprawdę przy pierwszym takim zagraniu byłem przekonany, że w książkę wkradł się błąd rzeczowy - dopiero później zorientowałem się, że scena osadzona jest nieco później w czasie, niż reszta.
Na pochwałę zasługuje warsztat pisarski autora. Tomasz Fijałkowski, choć jest debiutantem, wykazał się znakomitą zdolnością do posługiwania się słowem. Bogate konstrukcje zdań, ciekawe, nieszablonowe zwroty, szeroki zasób określeń, tysiące drobnych szczególików nieinwazyjnie wplecionych w narrację - można by długo wymieniać. Co więcej, pisarz nie bał się stosować rozwiązań nietypowych. Dzięki temu w tekst książki idealnie wkomponowano takie rzeczy, jak fragment pamiętnika, protokół, czy też opis wspomnień tak żywych, że przeszłość mieszała się w nich z teraźniejszością. Znakomite było też płynne przejście ze zdawanej przez jedną postać relacji to narracyjnego opisu zdarzeń. Jedyny mój zarzut wobec tego wszystkiego to ilość - nie miałbym nic przeciwko częstszemu stosowaniu takich rozwiązań, niestety większość z nich użyta została tylko raz…
Osobiście dwie rzeczy mi się nie podobały, niewiele jednak mogę o nich powiedzieć - dotyczą one końcowych części fabuły. Pierwsza to fakt, że jedna dość istotna sytuacja została rozwiązana w drodze.. zbiegu okoliczności. Niestety, choć było to coś, co autor misternie sobie zaplanował, mnie takie rozwiązanie rozczarowało. Druga sprawa to niedokończone sprawy - w finiszu książki zabrakło mi rozwiązania naprawdę sporej ilości wątków, a historie wielu postaci zasługiwały na szersze wyjaśnienia…
Antipolis to książka całkowicie inna od tego, co dominuje na rynku wydawniczym; jednocześnie jest to powieść zawierająca liczne elementy gwarantujące, że spodoba się ona wielu fanom fantastyki. Debiut Fijałkowskiego, choć w założeniach pełen ryzykownych rozwiązań, okazał się genialnym zagraniem. To powiew świeżości w gatunku, który nierzadko posądzany jest o powtarzalność. Ba, to solidny powiew świeżości w literaturze w ogóle - Antipolis pokazuje, że odejście od pewnych utartych schematów może wypaść znakomicie.
Za egzemplarz recenzencki dziękuję serdecznie wydawnictwu Czwarta Strona.
Skuszę się. A co!
OdpowiedzUsuńDziękuję za bardzo sympatyczną recenzję. Naprawdę mi miło. Autor.
OdpowiedzUsuńTo ja dziękuję za zapewnienie mi kilku przyjemnych godzin lektury. :)
UsuńOo ciekawa pozycja. Wydawcnictwo Czwarta Strona znowu urzeka :)
OdpowiedzUsuńŚwietna recenzja! Dzięki niej mam ogromną ochotę na "Antipolis".
OdpowiedzUsuńNaprawdę kusząca recenzja :D
OdpowiedzUsuńLubię takie historie, chętnie przeczytam :)
OdpowiedzUsuńostatnio rozmyślam nad tą pozycją, ale jak narazie nie jestem pewna czy po nią sięgnę :)
OdpowiedzUsuńZdaje się, że z przyjemnością bym przeczytała tą książkę :)
OdpowiedzUsuń