Aneta, Jagoda, Patrycja i Magda - cztery kobiety, z których każda obarczona jest innym zestawem życiowych problemów. Jedna właśnie planuje zostawić męża dla kochanka, inna uczy się jak stawiać granice i być samodzielną w wieloletnim małżeństwie; dwie nie mają partnera - pierwsza posiadaniem psa rekompensuje sobie krzywdy, jakie ojciec zadał jej w dzieciństwie, a druga szuka... przeciwieństwa księcia z bajki, którego chciałby dla niej tatuś. Choć są tak różne, łączy je przyjaźń - nierozerwalna wspólnota, która zostanie wystawiona na wielką próbę, gdy jedna z kobiet ciężko zachoruje. Czy dla pozostałych będzie to okazja do przyjrzenia się własnemu życiu?
W dni, kiedy zaczyna pachnieć sesją, a pierwsze zaliczenia zbliżają się wielkimi krokami, nie ma nic lepszego niż nieduża i z definicji przyjemna powieść z gatunku lektur lekkich jak piórko. Z nadzieją na coś takiego sięgnęłam po powieść Doroty Schrammek i przyznam, że miło się zaskoczyłam - nie tylko otrzymałam to, na co miałam ochotę, ale właściwie było to coś więcej. Stojąc pod tęczą to nie jest kolejna cukrowa obyczajówka, z której nic nie wynika; to opowieść słodko-gorzka, prawdziwa i szczera. Już od sceny otwarcia wiemy dobrze, że happy endu nie będzie, przynajmniej w jednym z wątków, i z tą świadomością zagłębiamy się w losy bohaterów. Obserwujemy zmiany zachowania postaci i to, jak wpływa na nie sytuacja.
(...)przeciwności to szanse, które odwracają się do nas plecami.[s.90]
Konstrukcja powieści przypomina znane seriale - mamy do czynienia z czterema bohaterkami o skrajnie różnych poglądach - jedna jest zagorzałą singielką, inna wciąż szuka, jeszcze inna to typ wiecznie przygaszonej Matki Polki. To schemat znany i sprawdzony, nie ma w nim nic odkrywczego. Pewne sceny z książki również kojarzą się ze znanymi obrazami filmowymi... Mimo to nie wieje nudą, powieść czyta się szybko i naprawdę jest przyjemna. To taka typowa "babska" literatura - do zastanowienia, pośmiania i popłakania. Historie bohaterek nie są jakoś szczególnie pogłębione i znamy je zbyt słabo, aby mówić o jakimś szczególnym związku, ale są w stanie wciągnąć i zaangażować czytelnika. Jedyne, na co mogę narzekać, to dość niewielkie prawdopodobieństwo przyjętych rozwiązań. Cudownie byłoby, gdyby ludzie tak właśnie funkcjonowali - szybko odkrywali własne błędy, przyznawali się do nich i próbowali je naprawić - ale niestety świat rzadko działa w ten właśnie sposób. Z drugiej strony gdzieś w tle nieprawdopodobnych losów młodych kobiet rozgrywa się autentyczny i cichy dramat związany ze stratą i to właśnie ten wątek jest najmocniejszym atutem powieści,
Stojąc pod tęczą to opowieść na jeden, miły wieczór. Kojarzy mi się z zimowym czasem spędzanym przy kubku kawy, ale na odstresowanie przed egzaminem również się nadała. Gdybym miała okazję, z pewnością sięgnęłabym po kolejny tekst autorki, bo to, co otrzymałam w tej książce, nie zawiodło moich oczekiwań. Literatura obyczajowa też jest nam czasem potrzebna, a pani Dorocie jej pisanie idzie całkiem dobrze - głównie ze względu na zmysł obserwacji i umiejętność poruszania w czytelniku czułych strun.
Za egzemplarz powieści dziękuję serdecznie wydawnictwu Świat Książki.
Nie przepadam za literaturą obyczajową, jednak tytuł zapamiętam. Myślę, że znam kilka osób, którym ta książka by się spodobała :)
OdpowiedzUsuńZapraszam subiektywnie-o-kulturze.blogspot.com :)
Jak będę miała nastrój na taką babską lekturę to czemu nie:)
OdpowiedzUsuńLubię takie lekkie i ciepłe powieści. Chętnie przeczytam "Stojąc pod tęczą" :)
OdpowiedzUsuńZ przyjemnością bym sięgnęła przy najbliższej okazji :)
OdpowiedzUsuńOstatnio mam ochotę na coś babskiego, więc chętnie po to sięgnę. :)
OdpowiedzUsuńMnie nie usatysfakcjonowała. Czułam się, jakbym lizała ciasto, a nie mogła go zjeść. A jestem łakomczuchem z natury, także ten :)
OdpowiedzUsuńKocham tę książkę. Jak dla mnie fantastyczna powieść dla kobietek.
OdpowiedzUsuń