Choć często bywa tak, że do zakupu książki przekonuje mnie
okładka, niewiele mam w swoich zbiorach tekstów, których szatę graficzną
mogłabym uznać za autentycznie piękną. W przypadku „Siedmiu minut po północy”
grafiki wewnątrz są równie ważne jak sama historia i na równi ze słowami tworzą
nastrój, skądinąd perfekcyjny. To za jego sprawą zrezygnowałam z lektury tej
książki w okolicach północy – zbyt wiele emocji przeżyłam i przetrawiłam
tamtego wieczora, musiałam się przespać, by dopiero z rana stanąć w oko z
potworami – zarówno prześladującymi głównego bohatera, jak i mnie samą.
Książka porusza niezwykle trudną i delikatną tematykę.
Conor, główny bohater, jest trzynastolatkiem, którego los absolutnie nie
oszczędzał – jego ojciec wyjechał do Ameryki, gdzie założył nową rodzinę, on
sam natomiast mieszka ze śmiertelnie chorą matką. Kobieta walczy z rakiem,
właściwie jest w stadium terminalnym, gdy ostatnie z możliwych metod leczenia
nie skutkują. Chłopiec staje w obliczu kolejnej utraty i emocji, do których nie
chce się przyznać przed samym sobą. Walczy ze społecznym wykluczeniem na polu
szkoły. Jakby tego było mało, oprócz nękającego go koszmaru, w którym wypuszcza
spadającą matkę z rąk, pewnej nocy pojawia się kolejny, dużo bardziej realny.
Potwór, którym okazuje się stary, rosnący nieopodal domu Conora, cis, funduje
mu podróż w głąb samego siebie i pozwala dostrzec i uwydatnić kwestie, które
jak dotąd chłopak wolał ukrywać głęboko w podświadomości.
Tekst czyta się naprawdę szybko, lektura zajmuje około 45
minut. Mimo trudnej tematyki jest przystępnie napisany, zachowuje konwencję
tajemniczości i odrealnienia. Autor wykorzystał elementy horroru i grozy, choć
emocje, wywoływane w czytelniku, dalekie są do lęku. Tak naprawdę cała książka
jest studium przypadku dziecka stojącego w obliczu przedłużającej się agonii
rodzica. Bo nie chodzi tu paradoksalnie o poczucie straty – raczej o mękę i
wpływ, jaki cała sytuacja ma na psychikę i funkcjonowanie Conora. Oto
dowiadujemy się, że dziecko z trudem radzi sobie z samym sobą, a własne demony dopadają
je nie mniej niż dorosłego. Wstydzi się
swoich odczuć, a bez pomocy z zewnątrz nie jest w stanie ich oswoić,
zaakceptować i „przerobić”.
Jak już wspomniałam – za dużą część nastroju książki
odpowiedzialne są ilustracje Jima Kaya. Niemal każda strona jest choć odrobinę
zarysowana, osobiście miałam wrażenie, że przeglądam pamiętnik dziecka z
naprawdę dużymi problemami. Mroczne kształty, wyolbrzymienia i wszechobecna
czerń potęgują uczucie zagubienia i bezradności, pochłaniają niczym najgorszy
koszmar. Obaj panowie wykonali dobrą robotę, doskonale oddając klimat psychiki
Conora. Tekst jest niezwykle metaforyczny i baśniowy, przesycony symbolami,
podobnie z resztą jak ilustracje. Wszystko razem pozostawia w czytelniku
wrażenie, które pozostanie z pewnością na długo, a które niezwykle ciężko ująć
w słowa. Po prostu trzeba tego doświadczyć na własnej skórze.
Ah, z ogromną chęcią przeczytam tę książkę:)
OdpowiedzUsuńNie dla mnie. Troszkę nie w moim guście :))
OdpowiedzUsuńRecenzja jest świetna! :))
Coś dla mnie, postaram się ją szybko znaleźć :)
OdpowiedzUsuńTreść wydaje się naprawdę ciekawa, aczkolwiek bardziej interesuje mnie fizyczna strona książki - rysunki Jimiego Kaya (dobrze to odmieniłem?).
OdpowiedzUsuńMyślę, że dobrze. :)
UsuńRysunki są naprawdę świetne, idealnie oddają mroczny klimat.
Książkę mam na swojej liście priorytetów :) Muszę się za nią w końcu zabrać.
OdpowiedzUsuńJeśli już ją masz, to możesz złapać za nią w każdej wolnej chwili - nie zajmie dużo czasu. (:
UsuńUwielbiam, gdy książkę zdobią ilustrację! Jednak raczej nie jest to lektura dla mnie... ;)
OdpowiedzUsuńshelf-of-books.blogspot.com
Już kiedyś planowałam zdobyć tę książkę, niestety z biegiem czasu jakoś o niej zapomniałam... Dziękuję więc za przypomnienie i skuteczną zachętę :-)
OdpowiedzUsuńBrzmi bardzo smutno, już mi żal tego 13-latka :( Mimo to mam na liście książek, które MUSZĘ kupić w tym roku :)
OdpowiedzUsuńMimo że tematyka jest faktycznie smutna, to sam tekst ma dość zaskakujący wydźwięk. Może nie radosny i pozytywny, ale też nie całkiem depresyjny.
UsuńMasz rację, okładka jest piękna, choć nieco przerażająca jednocześnie. Mam w planach tą książkę, bo nic tylko na dobre opinie o niej trafiam!
OdpowiedzUsuńFakt, te rysunki są nieco przerażające, właściwie każdy z nich. Ale w tym właśnie tkwi urok tej książki.
UsuńTo moja ukochana książka, po prostu uwielbiam ją, może dlatego, że nawiązuje do moich doświadczeń, i mimo że dzieciakiem dawno nie jestem, to pewne przeżycia głęboko się w we mnie umościły i stąd olbrzymie poruszenie tą lekturą. Ilustracje są faktycznie piękne, w ogóle ta książka to dla mnie arcydzieło.
OdpowiedzUsuń