Drugą połowę wakacji spędziliśmy aktywnie – sporo mieliśmy wyjść, wyjazdów i wypraw (od lokalnych aż po te nieco dalsze), a przez ostatnie dwa tygodnie cieszyliśmy się urlopem. Byłam przekonana, że to będzie intensywny czas, chociaż chwilami mam wrażenie, że tak naprawdę… nic nie robiłam. Książki, komiksy czy seriale udało mi się ledwo liznąć, stąd też cisza na blogu praktycznie przez cały miesiąc. Mam nadzieję, że szybko zbiorę się w sobie i odpalę energię do wrześniowej pracy…
Tymczasem z chęcią przypominam sobie wszystkie odkrycia sierpnia. Największym zachwytem jest z pewnością Polcon i Lublin, ale o nich pojawią się osobne posty już niebawem.
Atomic Blonde
W tym miesiącu byliśmy w kinie aż 5 razy, co stanowi absolutny rekord nie tylko czasów naszego związku, ale i życia każdego z nas. Filmów obejrzeliśmy (jak na nas) sporo, ale to Atomic Blonde skradła moje serce. I to w jakim stylu! Bardzo podobał mi się klimat tej opowieści, zakochałam się w dwojgu głównych bohaterów (i mam mega problem, kogo wolę bardziej, ale postuluję więcej takich ról dla Jamesa McAvoya!) i kompletnie nie przeszkadzała mi nieprawdopodobna, momentami przesadzona i pogmatwana fabuła. Całości dopełnił mistrzowski soundtrack – kolejny, którego wersję CD widziałabym u siebie, a który pewnie przyjdzie mi ściągać ze Stanów.
PS Warto zwrócić uwagę, w jak dziwnym kraju żyjemy: w oryginalnej wersji plakatu napis na górze głosi, że Charlize Theron is totally badass, natomiast w Polsce mamy informację o najpiękniejszej broni masowego rażenia… Ja to tylko tu zostawię.
Koncert Julii Pietruchy w Gdańsku
Tego nie da się opisać, tam trzeba po prostu być. Julka jest jedną z tych artystek, która za każdym razem śpiewa inaczej, a jej nastrój, ton i komentarze dodają utworom zupełnie nowego charakteru. Pięknie było usłyszeć znana piosenki, w tym te ulubione, ale też kilka nowych, które dają nadzieję, że może już niebawem usłyszymy o drugiej płycie! Ta pierwsza znów leci u mnie praktycznie cały czas, bo najlepiej dodaje mi energii.
Festiwal Smaków w Grucznie
Od dwóch lat rodzice zachwalali mi coroczny Festiwal Smaków, który odbywa się w moich w-pewnym-sensie-rodzinnych stronach, czyli w położonej w województwie kujawsko-pomorskim wsi Gruczno. W tym roku złożyło się tak, że miałam okazję wybrać się razem z nimi i absolutnie nie żałuję. Tak ogromnego zbioru lokalnych przedsiębiorców prezentujących swoje produkty nie widziałam jeszcze nigdy. Znajdziecie tam wszystko: wysokiej jakości sery, wędliny tak przyprawione, jak nigdzie indziej, pełen wybór miodów, nalewek, ale też naturalnych kosmetyków. Jeśli cenicie sobie kontakt z producentami i kupowanie towarów bezpośrednio od nich oraz jeśli nie przeszkadza Wam atmosfera bardzo dużego jarmarku – szczerze polecam.
Patapon 3
Żeby nie było tak całkowicie „outdoorowo”, dorzucam inspirację typowo kanapową. Na Jarmarku Dominikańskim było cudne stoisko z grami konsolowymi, dzięki któremu postanowiłam w końcu odkurzyć swoje PSP. Kiedy tylko w moje łapki wpadła trzecia część Pataponów, nie mogłam sobie odpuścić. Pół urlopu waliłam w bębny. ;)
Dla niewtajemniczonych: Patapon to seria gier zręcznościowych opartych na wystukiwaniu rytmu za pomocą czterech bębnów. Gracz wciela się w postać boga, który zagrzewa do walki tytułowe stworki i pomaga im pokonywać kolejne trudności. Mnie gra wciągnęła od pierwszego podejścia, mimo że cierpię na absolutny brak poczucia rytmu; pierwszą i drugą część przechodziłam już dwa razy, trzecia stanowi dla mnie wyzwanie.
A co Ty robiłeś/aś w sierpniu?