Choć Blue i chłopakom z Aglionby udało się obudzić linię mocy biegnącą pod Henriettą, ich poszukiwania legendarnego Glendowera stanęły w martwym punkcie. Grupa przyjaciół nie może znaleźć zbyt wielu nowych wskazówek, zaś te dotychczas odkryte - po prostu znikają. Dodatkowo na jaw wychodzą długo skrywane tajemnice, a z w parze z nimi idą liczne problemy. Ronan, który potrafi wyciągać przedmioty ze snów, jednak musi zmagać się z koszmarami; jego umiejętność chętnie posiadło by wiele osób. Adam musi poradzić sobie zarówno z przeszłością, jak i z samym sobą. Poza tym do miasta przybywa tajemniczy mężczyzna ubrany na szaro, który prowadzi tu swoje poszukiwania - co łączy go z grupą nastolatków? I skąd u Kavinsky’ego - najbardziej obcesowego ze wszystkich uczniów Aglionby - wzięło się niezdrowe zainteresowanie osobą Ronana?
Złodzieje snów to niemalże bezpośrednia kontynuacja Króla Kruków - obserwujemy tu wydarzenia, które dzieją się krótko po zakończeniu fabuły pierwszego tomu i, rzecz jasna, mocno się do niego odnoszą. Chociaż wiele faktów i informacji na temat świata jest tutaj przytoczone, zdecydowanie nie polecam lektury tej książki bez znajomości poprzedniej części - w przeciwnym wypadku czytelnik zostanie od razu rzucony na głęboką wodę niesamowitości stworzonego przez Maggie Stiefvater świata, w którym ciężko będzie mu się odnaleźć. Głównie z powodu faktu, iż choć w Złodziejach snów kontynuowane są elementy mistyczne znane z pierwszego tomu, sporo jest też rzeczy całkowicie nowych, których ilość może przytłoczyć.
Jeśli miałbym opisać tę książkę krótkim zdaniem, powiedziałbym “więcej znaczy lepiej”. Z takiego założenia wyszła chyba autorka - wszystkie aspekty, które wcześniej sprawdziły się idealnie, tutaj dostaniemy w jeszcze większej ilości. Zaskakujące zwroty akcji pojawiają się jeden za drugim, nie czuć jednak ich przesytu. Magia staje się bardziej powszechna, coraz częściej przenikając się ze światem, który znamy. Odkrywane tajemnice prowadzą do kolejnych, jeszcze trudniejszych w rozwikłaniu. Mniej jest za to fragmentów dogłębnie emocjonujących, które potrafiły wywołać u mnie dreszcze na skórze. W tym jednym przypadku postawiono na jakość - parę razy książka zostawiła mnie w tak dziwnym stanie, że przez dłuższą chwilę nie potrafiłem robić nic poza siedzeniem i tępym wpatrywaniem się w kartkę, podczas gdy w mojej głowie szalały myśli na temat tego, co właśnie przeczytałem.
Choć powieść, tak jak poprzedniczka, jest młodzieżową przygodówką w klimatach fantasy, została wzbogacona o elementy innych gatunków. Parę scen mocno czerpało z horroru, i to w dość specyficznym wydaniu - groteskowym, jednocześnie przerażającym i intrygującym - natomiast pewne wątki fabularne poprowadzone były niczym w najlepszych powieściach kryminalnych i sensacyjnych. Taka różnorodność niesamowicie ubarwiła książkę i zwiększyła przyjemność płynącą z lektury. Wzbogacone zostały również język i styl. Autorka zdecydowała się użyć w paru miejscach celowych powtórzeń - te opierające się na całych zwrotach lub zdaniach wyszły moim zdaniem zabawnie, niejednokrotnie przywołując na moją twarz uśmiech; te związane z pewnym natłokiem jednego słowa wypadły nieco gorzej. Dodatkowo parę razy pojawiły się różne ciekawe eksperymenty z formą narracji, zaś sam styl wielokrotnie stawał się “mroczny”, idealnie oddając nacechowanie opisywanych akurat scen.
Chociaż przyrównując książkę do poprzedniego tomu wiele elementów jest na takim samym albo i wyższym poziomie, niektóre rzeczy uległy pewnemu pogorszeniu. Niektóre zachowania bohaterów (na szczęście głównie drugoplanowych) były najzwyczajniej w świecie nieuzasadnione i pozbawione najmniejszego sensu i logiki, inne zaś śmiało można określić jako dziwne. Podobnie jest z kilkoma scenami - wiele z nich wydało mi się oderwanych od reszty fabuły. Choć z czasem okazało się, że były one istotne dla wprowadzenia czy zmiany pewnych wątków, uważam, że dało się to zrobić lepiej, w sposób bardziej naturalny. Dodatkowo zwiększając rolę aspektów magicznych dla opisywanych wydarzeń autorka nie do końca wiarygodnie opisała ich relacje z tym, co realne. Wątek miłosny, choć wciąż będący raczej na marginesie, w pewnym momencie stał się dla mnie irytujący; całe szczęście, że późniejsze jego poprowadzenie było o wiele lepsze i bardziej sensowne oraz dojrzałe.
Złodzieje snów to książka będąca znakomitą kontynuacją Króla Kruków, idealnie rozwijająca historię nastolatków z Henrietty, a przy tym jeszcze lepiej wykorzystująca zastosowane wcześniej rozwiązania. Jednocześnie jest to powieść, która obarczona jest pewnymi wcześniej nieistniejącymi wadami, które wpływają na całokształt odbioru tekstu. Mamy tu pewien paradoks - drugi tom cyklu jest jednocześnie lepszy i gorszy od swojego poprzednika. A może jest po prostu tak samo dobry, tylko w inny sposób? Jedno wiem na pewno: kto ma już za sobą lekturę Króla Kruków, ten czym prędzej powinien zagłębić się w dalszych losach Blue i spółki. Uczciwie jednak ostrzegam - cliffhenger na końcu, choć inny od kończącego pierwszy tom, jest co najmniej równie silny...
Za egzemplarz recenzencki dziękuję serdecznie Wydawnictwu Uroboros, będącemu częścią GW Foksal.
Premiera 18 marca.
Uwielbiam silne zakończenia, muszę sięgnąc po tę serię, ale kiedy to nastąpi, nie mam pojęcia... Nie zniechęca mnie nawet określenie "młodzieżowa" :D
OdpowiedzUsuń"Młodzieżowa" w żaden sposób nie powinno zniechęcać - wiele książek napisanych dla nastoletnich czytelników jest znakomitą lekturą również dla nieco starszych osób. ;)
UsuńNiedawno czytałam "Króla Kruków" i niecierpliwie wypatrywałam polskiego wydania kontynuacji. Czuję, że szybko się z nią zapoznam - tym chętniej, że zapowiada się naprawdę wspaniała lektura
OdpowiedzUsuńChyba dobrze zrobiłam nie rzucając się na tę książkę, to nie do końca moje klimaty. Jednak dowiedziałam się dzięki Tobie czegoś ciekawego - co to jest cliffhanger ;)
OdpowiedzUsuńMam wielką ochotę na całą tą serię. :)
OdpowiedzUsuńUważam że drugi tom jest niezrozumiały. Moja koleżanka również ją czytała i też nie zrozumiała. Nwm może to dlatego że dopiero przeczytałam 30 stron? W każdym razie przeczytajcie sb stronę 26-27 na początku pisze że lecą samolotem, później Ronan skomentował że prowadzi jak stara baba. A przecież samolotu się nie prowadzi tylko pilotuje, później na samym dole na stronie 27 pisze,, Samolot ronana uderzył o wodę..,, jeżeli wy to zrozumieliście to proszę o wyjaśnienie :)
OdpowiedzUsuńTam w żadnym momencie nie jest mowa o tym, że oni lecą tym samolotem. Samolot, o którym tutaj mowa, to miniaturowy model, który pierwszy raz pojawia się na stronie 13. :)
UsuńO rzeczywiście, chyba byłam półprzytomna czytając ten fragment XD dzięki wielkie :) pomogłeś mi :)
OdpowiedzUsuń