Autor już na samym początku stawia tezę, że mimo XX-wiecznej eskalacji okrucieństwa, człowiek współczesny jest dużo mniej „zły” niż jego przodkowie. Rozwój ograniczeń, sądów jako instytucji, a także sama idea sprawiedliwości sprawiają, że większy nacisk kładziemy na prawa człowieka jako jednostki i, co za tym idzie, dajemy sobie nawzajem większe możliwości. Aby udowodnić swoją myśl, Pinker zabiera nas w fascynującą podróż przez wieki, a głównym bohaterem swojej opowieści czyni właśnie przemoc. Znajdziemy tu szereg argumentów na poparcie osiowej tezy i w tym ogólnym ujęciu trudno jest odmawiać autorowi słuszności – nie trzeba szukać daleko, wystarczy spojrzeć na dowolne przekazy historyczne dotyczące tortur, metod przesłuchań i jakości kar wymierzanych przestępcom. Z drugiej strony im bardziej zagłębiamy się w temat, tym więcej pojawia się wątpliwości. Oczywiście możemy nie zgadzać się z wieloma stawianymi przez autora tezami, ale w gruncie rzeczy nawet takie zjawisko świadczy na korzyść jego tekstu – to bardzo dobrze, jeśli wywołuje ono w czytelniku refleksję i zmusza do zajęcia jakiegoś konkretnego stanowiska. Bardzo lubię książki, które motywują do myślenia, a „Zmierzch przemocy” jest jedną z nich, opiera się bowiem na temacie łatwym do zrozumienia i zanalizowania. Tekst zdecydowanie może stanowić przyczynek do dalszej dyskusji.
Choć książka ta jest w oczywisty sposób rozprawą naukową (świadczy o tym zarówno sposób prezentacji faktów, jak i mnogość źródeł – bibliografia i przypisy zajmują blisko 100 stron), podczas czytania nie odczuwamy tego aż tak mocno. Opowieść jest fascynująca i wciągająca, a specyficzny styl autora sprawia, że czytamy z przyjemnością. Nie oszukujmy się jednak – jest to tekst długi, nawet bardzo, w dodatku pełen różnorodnych danych, więc na jego poznanie musimy wygospodarować nieco więcej czasu niż w przypadku innych książek. Najlepiej chyba podzielić sobie całość na fragmenty, żeby niepotrzebnie się nie męczyć; w takim układzie będziemy też mieli czas na własne przemyślenia.
Muszę przyznać, że w pierwszym kontakcie z książką przeraziłam się jej objętością, ale ostatecznie byłam bardzo pozytywnie zaskoczona. Tak jak już wspomniałam – zupełnie nie odczułam ciężaru opowieści, co w przypadku książek naukowych i quasi-naukowych zdarza się naprawdę często. Pinker snuje swoją historię w sposób nie tylko logiczny i spójny, ale też ciekawy, a sposób jego wypowiedzi przypomina mi uczelniane wykłady (oczywiście te interesujące, na które chce się przychodzić nawet rano). Wydaje mi się, że tekst pozwala przyjąć nieco inną perspektywę niż ta, z której patrzymy na świat na co dzień – mamy okazje zanalizować sytuację prze pryzmat szerszej historii człowieka. Cieszę się, że miałam okazję do takiej refleksji i z wielką chęcią sięgnę również po inne książki autora.
Za możliwość zapoznania się z książką dziękuję serdecznie wydawnictwu Zysk i S-ka.
Zauważyłam, że często te "naukowe" rozprawy są z pozoru bardzo odpychające i nieprzyjemne, a gdy się po nie sięga czyta się je zadziwiająco przyjemnie :)
OdpowiedzUsuńPo tą pozycje najprawdopodobniej nie sięgnę, ale jak najbardziej, jestem zwolenniczka tego, aby przynajmniej raz na jakiś czas przeczytać coś "dla ducha", a nie samej rozrywki.
drewniany-most.blogspot.com