Po kilku negatywnych doświadczeniach z szeroko chwalonymi opowieściami (zwłaszcza z gatunku young adult, choć nie tylko te książki mam na myśli) postanowiłam nie ufać w stu procentach pozytywnym opiniom, choćby miały ich być miliony. Jak się zapewne domyślacie, takie postanowienie jest bardzo trudne do realizacji, zwłaszcza dla kogoś, kto właściwie żyje w książkowej blogosferze. Pojedynek przewija się tutaj od jakiegoś czasu i chyba nie spotkałam się jeszcze z opinią o nim, która byłaby negatywna. A z każdą taką recenzją moje zainteresowane rosło…
Kilkadziesiąt lat temu rosnący w siłę ród Valorian zaatakował ościenne państwo Herran podbijając je i czyniąc jego lud poddanymi; od tego czasu Herrańczycy są jedynie niewolnikami. Choć starsi pamiętają jeszcze czasy sprzed konfliktu, dla młodego pokolenia podział ten jest sprawą całkowicie zwyczajną – nie ma nic dziwnego w tym, że gdy sami opływają w luksusy, inni ludzie muszą im usługiwać. Jedną z przedstawicielek valoriańskiej młodzieży jest Kestrel, córka generała, niepokorna siedemnastolatka, która stoi u progu dorosłości i dokonuje pierwszych ważnych wyborów. Normy społeczne pozwalają jej pójść w ślady ojca i zostać wojskową, lecz jeśli nie zdecyduje się na ten rodzaj kariery, będzie musiała wyjść za mąż. Dziewczyna nie spodziewa się, że pewna nieprzemyślana i z pozoru błaha decyzja zaważy na całym jej dalszym życiu, a dylematy, przed którymi stała dotychczas, są niczym w porównaniu z wyborami, których przyjdzie jej dokonać już niebawem.
Najważniejszą rzeczą, która zwróciła moją uwagę w Pojedynku i za którą muszę tę książkę pochwalić, jest świetnie opisana warstwa społeczno-polityczna. Pierwszy raz od dawna czytając young adult miałam wrażenie, że traktuje się mnie, a więc również innych czytelników, jako dorosłe i myślące osoby. Świat, który opisuje Marie Rutkoski, jest ciekawy, barwny i bardzo dobrze skonstruowany, a sposób jego ujęcia naprawdę zadowala. Autorka poświęciła odpowiednią ilość miejsca na omówienie zależności i uwypuklenie różnic między Valorianami i Herrańczykami, nie zabrakło tu również odrobiny historii i teoretyki działań wojennych. W przypadku tworzonego od podstaw świata takie omówienia są niezwykle ważne, a w Pojedynku są one dodatkowo bardzo dobrze wprowadzone – nie nużą, ani nie wydłużają fabuły, tylko mają swoje własne, świetnie dobrane miejsce gdzieś między opisywanymi wydarzeniami.
Na plus zaliczyć należy również wątek miłosny, który oczywiście musiał się pojawić w tekście z gatunku YA w tej czy innej formie. Tutaj owszem, mamy do czynienia z pewnym rodzajem trójkąta, jednak zdecydowanie nie należy on do tych ckliwych i przyprawiających o mdłości. Kestrel jest bohaterką na tyle spójną, że, choć czasem daje się ponieść emocjom, nie rozwodzi się nad własnym życiem uczuciowym, poza tym zarówno ona, jak i pozostałe postaci potrafią zaskoczyć swoim zachowaniem. W Pojedynku emocji jest bardzo dużo i mają one szansę porządnie targnąć czytelnikiem, jednak daleko tu do ckliwości – wiele jest scen tragicznych i poruszających, a każda z nich pozostawia bardzo dobre wrażenie. Zdarzało się, że serce biło mi szybciej i naprawdę coś tam w środku czułam, a muszę powiedzieć, że bardzo rzadko się to zdarza. Znaczna część fabuły oparta jest o intrygi, niepewność oraz brak zaufania i, jak się okazuje, jest to bardzo dobre posunięcie – emocje tego typu świetnie się sprawdzają w niespokojnym, wojennym otoczeniu.
Powieść Marie Rutkoski idealnie wpisuje się w trendy, jakie wyznacza gatunek young adult, a jednocześnie jest świetnym przykładem, że nawet w tak oklepanym i wyeksploatowanym otoczeniu może jeszcze powstać coś ciekawego i w jakimś stopniu oryginalnego. Oczywiście mamy tu znany schemat, zwłaszcza dotyczący wątku miłosnego, a także kilka klisz, bardzo charakterystycznych scen, które wszyscy kojarzymy. Nie są to jednak elementy na tyle wyraźne, żeby wykraczały poza zwyczajne wpisywanie się w konwencję. Książka jest znacznie mniej schematyczna niż chociażby zeszłoroczny hit, Czerwona królowa, a i fabuła do spółki z bohaterami i poziomem akcji prezentuje się dużo, dużo lepiej. W Pojedynku na czytelnika czeka wiele niespodzianek, a sytuacja potrafi nieźle nas zaskoczyć zmieniając się o 180 stopni na przestrzeni kilku stron.
Tym razem nie żałuję, że posłuchałam innych blogerów i zdecydowałam się sięgnąć po tę opowieść – jestem nie tylko zadowolona, to po prostu fascynacja! Książka Marie Rutkoski niesamowicie mnie wciągnęła i jeśli tylko autorka utrzyma poziom przez wszystkie części, z pewnością będzie to jedna z moich ulubionych trylogii. Jedyne, do czego mam zastrzeżenie, to tytuł – Przekleństwo zwycięzcy, jak to jest w oryginale, byłoby dużo lepsze, bo lepiej oddaje sens niż Pojedynek, a poza tym owo sformułowanie pojawia się zarówno w tekście książki, jak i w autorskim posłowiu. Nie jest to jednak mankament, który w jakikolwiek sposób wpływa na odbiór tekstu – powieść jest świetna i będzie moim faworytem na ten rok. Wprost nie mogę się doczekać kontynuacji!
Czytałam co nieco o tej książce. Zazwyczaj nie sięgam po tego typu pozycje, ale te wszystkie pozytywne recenzje powoli mnie przekonują. Jeśli napotkam w bibliotece - na pewno przeczytam!
OdpowiedzUsuńCzytałam i jestem ciekawa ciągu dalszego :)
OdpowiedzUsuńZgadzam się, że tym razem to naprawdę bardzo dobra książka z gatunku young adult. Nie mogę się doczekać drugiego tomu ;)
OdpowiedzUsuńTak się cieszę, że dołączyłaś do grona fanów! Ja zakochałam się w tej książce, odliczam do kolejnej części! :):)
OdpowiedzUsuńCieszy mnie każda pozytywna recenzja! :) Bardzo, bardzo lubię tę serię. Mnie też boli tylko ten polski tytuł. Tym bardziej, że czytałam w oryginale, kilka miesięcy przed polskim wydaniem i byłam potem autentycznie wkurzona, gdy zobaczyłam, jak to przetłumaczyli. Druga część jest według mnie jeszcze lepsza!
OdpowiedzUsuńA w marcu jest premiera i "Zbrodni" po polsku, i "The Winner's Kiss"! Czekam ;)