poniedziałek, 13 października 2014

Grzegorz Kozera - "Biały Kafka"

Co decyduje o podatności na uzależnienie? Genetyczne uwarunkowania? Cechy osobowości? A może po prostu nieodpowiednie towarzystwo, pech? Praktyka pokazuje – jak zawsze w podobnych przypadkach – kompilację powyższych czynników. Pozostaje jednak pytanie – co jeśli piją wszyscy, jak to różnicować? W którym momencie możemy mówić o uzależnieniu, gdzie przebiega granica między zdrowym a alkoholikiem, między alkoholikiem a menelem? To tematyka niezwykle trudna i niewielu mówi o niej wprost. Jednym z tych, którzy przyjęli temat na swój literacki warsztat jest Grzegorz Kozera.

Biały Kafka to tekst fabularny, stylizowany na opowieść człowieka o własnym alkoholowym upadku. Główny bohater już od czasu studiów zaprawiał się w pijackim boju, a jego droga, oprócz wódki, naznaczona była wieloma mniej lub bardziej istotnymi romansami. Choć miał wszystko pod kontrolą, w tajemniczy sposób stracił z oczu moment, w którym z szanowanego dziennikarza stał się zwykłym moczymordą. Od zrozumienia tej sytuacji dzieliło go wiele przykrych zdarzeń: kilkudniowe ciągi, chłeptanie rozlanej wódki z chodnika, drżenie rąk uniemożliwiające pracę, śmierć towarzysza niedoli, aż wreszcie dotkliwe pobicie – tak, droga do otrzeźwienia (nie wytrzeźwienia!) zdecydowanie nie należała do łatwych…

Tak więc kobiety i alkohol, a gdybym chciał być trywialny i wulgarny, co zdarza mi się w końcu nierzadko, powiedziałbym bez skrupułów – dupy i gorzała. Kobiety i alkohol, dupy i gorzała, oto one, „te dwie miłości i dwie śmierci moje”.[s.10]

Choć w opisie okładkowym na pierwszy plan wysuwają się relacje z kobietami, w książce nie jest to odczuwalne tak niezwykle. Wyraźniejsza jest moim zdaniem droga bohatera do uzależnienia, pokazywana urywkami, wieloetapowa i zawoalowana w pozornie błahe wydarzenia z życia. Również jeden z końcowych rozdziałów podkreśla ten walor powieści, zadaje pytania o genezę picia. Tekst pokazuje podstępność nałogu, ale też jego schematyczność i powtarzalność – wraz z upływem czasu dni stają się podobne sobie, a każdy rozdział, jak każdy dzień, kończy się negatywnym doświadczeniem. Wątek miłości, która odmienia wszystko, rzeczywiście się pojawia, choć właściwie niepotrzebnie, przynajmniej z mojej perspektywy.

Nieuchronnymi zdają się być przyrównania Kozery do Pilcha i odwrotnie, tym bardziej, że Pod Mocnym Aniołem zyskało niedawno dosadne popkulturowe osadzenie, wyszło do ludzi i w ogóle może się kojarzyć. Z jednej strony ciężko mi takimi nawiązaniami szafować, bo swoich wrażeń po lekturze pana P. nie wypowiedziałam dotąd, choć minęło już kilka miesięcy; z drugiej jednak czuję się zobowiązana, by choć kilka słów dorzucić. Skojarzenia nasuwają się same z racji tematyki i dosadności opisu, ale i różnic jest sporo – nade wszystko rozwiązania przyjęte przez Kozerę pozwalają czytelnikowi mieć nadzieję, podczas gdy Pilch zdaje się wszelkie chęci brutalnie odbierać. Książki różni też język. Kto miał problem z przebiciem się przez poetycko-pijackie wynurzenia, zdające się być jednym wielkim białym wierszem, tu powinien być zadowolony – jest dużo prościej bez uszczerbku na literackiej wartości.

Ciężko jest polecać podobne, specyficzne teksty, bo nigdy nie wiem, czy gust większości ma akurat tutaj punkt styczny z moim. Jest to na pewno książka dla tych, którzy cenią sobie świadectwa podane w ciekawej formie, bez przesadnych ozdobników. Myślę, że sprawdzi się również u znających nałóg – z jakiejkolwiek strony. Jak i sam autor, nie wiem, czy powieść ta może mieć jakąś wartość terapeutyczną i być drogą do wyleczenia, ale byłabym rada, gdyby było to możliwe. Myślę, że zwłaszcza ostatnie rozdziały mogą nieść za sobą pewnego rodzaju refleksję – i oby tej właśnie refleksji było w naszym narodzie nieco więcej.


Za egzemplarz recenzencki dziękuję serdecznie wydawnictwu Dobra Literatura.

3 komentarze:

  1. Trudno mi wyczuć, czy ta książka trafiłaby w mój gust, ale ciekawi mnie forma, no i temat.

    OdpowiedzUsuń
  2. Zaciekawiła mnie ta książka, może sięgnę ;-)

    OdpowiedzUsuń
  3. Zaciekawion ...
    Po piwo won
    W noc wnet wyjdę ...
    - Wrócę, przyjdę?
    Jk

    OdpowiedzUsuń

Komentarze są dla nas źródłem siły do prowadzenia bloga i wielkiej radości, dlatego też będziemy wdzięczni za każdy pozostawiony przez Was ślad.