Co decyduje o podatności na uzależnienie? Genetyczne
uwarunkowania? Cechy osobowości? A może po prostu nieodpowiednie towarzystwo,
pech? Praktyka pokazuje – jak zawsze w podobnych przypadkach – kompilację
powyższych czynników. Pozostaje jednak pytanie – co jeśli piją wszyscy, jak to
różnicować? W którym momencie możemy mówić o uzależnieniu, gdzie przebiega
granica między zdrowym a alkoholikiem, między alkoholikiem a menelem? To
tematyka niezwykle trudna i niewielu mówi o niej wprost. Jednym z tych, którzy
przyjęli temat na swój literacki warsztat jest Grzegorz Kozera.
Biały Kafka to tekst fabularny, stylizowany na opowieść
człowieka o własnym alkoholowym upadku. Główny bohater już od czasu studiów
zaprawiał się w pijackim boju, a jego droga, oprócz wódki, naznaczona była
wieloma mniej lub bardziej istotnymi romansami. Choć miał wszystko pod
kontrolą, w tajemniczy sposób stracił z oczu moment, w którym z szanowanego
dziennikarza stał się zwykłym moczymordą. Od zrozumienia tej sytuacji dzieliło
go wiele przykrych zdarzeń: kilkudniowe ciągi, chłeptanie rozlanej wódki z
chodnika, drżenie rąk uniemożliwiające pracę, śmierć towarzysza niedoli, aż
wreszcie dotkliwe pobicie – tak, droga do otrzeźwienia (nie wytrzeźwienia!)
zdecydowanie nie należała do łatwych…
Tak więc kobiety i alkohol, a gdybym chciał być trywialny i
wulgarny, co zdarza mi się w końcu nierzadko, powiedziałbym bez skrupułów –
dupy i gorzała. Kobiety i alkohol, dupy i gorzała, oto one, „te dwie miłości i
dwie śmierci moje”.[s.10]
Choć w opisie okładkowym na pierwszy plan wysuwają się
relacje z kobietami, w książce nie jest to odczuwalne tak niezwykle.
Wyraźniejsza jest moim zdaniem droga bohatera do uzależnienia, pokazywana
urywkami, wieloetapowa i zawoalowana w pozornie błahe wydarzenia z życia.
Również jeden z końcowych rozdziałów podkreśla ten walor powieści, zadaje
pytania o genezę picia. Tekst pokazuje podstępność nałogu, ale też jego
schematyczność i powtarzalność – wraz z upływem czasu dni stają się podobne
sobie, a każdy rozdział, jak każdy dzień, kończy się negatywnym doświadczeniem.
Wątek miłości, która odmienia wszystko, rzeczywiście się pojawia, choć
właściwie niepotrzebnie, przynajmniej z mojej perspektywy.
Nieuchronnymi zdają się być przyrównania Kozery do Pilcha i
odwrotnie, tym bardziej, że Pod Mocnym Aniołem zyskało niedawno dosadne
popkulturowe osadzenie, wyszło do ludzi i w ogóle może się kojarzyć. Z jednej
strony ciężko mi takimi nawiązaniami szafować, bo swoich wrażeń po lekturze
pana P. nie wypowiedziałam dotąd, choć minęło już kilka miesięcy; z drugiej
jednak czuję się zobowiązana, by choć kilka słów dorzucić. Skojarzenia nasuwają
się same z racji tematyki i dosadności opisu, ale i różnic jest sporo – nade
wszystko rozwiązania przyjęte przez Kozerę pozwalają czytelnikowi mieć
nadzieję, podczas gdy Pilch zdaje się wszelkie chęci brutalnie odbierać.
Książki różni też język. Kto miał problem z przebiciem się przez
poetycko-pijackie wynurzenia, zdające się być jednym wielkim białym wierszem, tu
powinien być zadowolony – jest dużo prościej bez uszczerbku na literackiej
wartości.
Ciężko jest polecać podobne, specyficzne teksty, bo nigdy
nie wiem, czy gust większości ma akurat tutaj punkt styczny z moim. Jest to na
pewno książka dla tych, którzy cenią sobie świadectwa podane w ciekawej formie,
bez przesadnych ozdobników. Myślę, że sprawdzi się również u znających nałóg –
z jakiejkolwiek strony. Jak i sam autor, nie wiem, czy powieść ta może mieć
jakąś wartość terapeutyczną i być drogą do wyleczenia, ale byłabym rada, gdyby
było to możliwe. Myślę, że zwłaszcza ostatnie rozdziały mogą nieść za sobą
pewnego rodzaju refleksję – i oby tej właśnie refleksji było w naszym narodzie
nieco więcej.
Za egzemplarz recenzencki dziękuję serdecznie wydawnictwu Dobra Literatura.
Trudno mi wyczuć, czy ta książka trafiłaby w mój gust, ale ciekawi mnie forma, no i temat.
OdpowiedzUsuńZaciekawiła mnie ta książka, może sięgnę ;-)
OdpowiedzUsuńZaciekawion ...
OdpowiedzUsuńPo piwo won
W noc wnet wyjdę ...
- Wrócę, przyjdę?
Jk