poniedziałek, 27 października 2014

Podróże małe i duże #4 - Rzut oka na Targi Książki w Krakowie + stos 12/2014

Zrobiliśmy to. Choć sukces wydawał się niemożliwy, a pomysł karkołomny, udało nam się zawitać do Krakowa. W pociągu spędziliśmy około doby (na szczęście w rozłożeniu na dwie noce), porządnie zmarzliśmy, rozchorowaliśmy się, ale emocje po tej szaleńczej eskapadzie pozostały nam jak najbardziej pozytywne.

Sylwek zachwycił się faktem, że po Krakowie śmigają... niebieskie tramwaje! Oboje jesteśmy z miast zdominowanych przez Swingi.

Niestety, co do samych Targów, niedociągnięć odczuliśmy sporo. Zaczęło się od awantury o ExpoBus i ilość osób, które może przewozić. Niezależnie czy wliczyć miejsca stojące, o które była cała draka, jego przepustowość była i tak zbyt mała w stosunku do zapotrzebowania. Kiedy promuje się jakąś ideę aż tak bardzo, warto byłoby wziąć pod uwagę ilość potencjalnych chętnych... W każdym razie my koniec końców postawiliśmy na komunikację miejską i była to chyba najlepsza decyzja - na miejsce dotarliśmy relatywnie sprawnie.

Na samym terenie targów czekała nas kolejna przeprawa. Jako że po darmową, blogerską wejściówkę mogła zgłosić się tylko jedna osoba z danej witryny, Kaś udała się do burżujskiego stanowiska dla gości branżowych, natomiast Sylwek grzecznie stanął w kolejce dla zwykłych śmiertelników, która zdawała się nie mieć końca. Ogonka (a raczej zwartego tłumu o nieokreślonych ksztaltach) nie pilnował absolutnie nikt, w rezultacie czego z tyłu cisnęli się ludzie, a z przodu, przy okienkach, były zwyczajne pustki. O ogólnych nastrojach panujących w kolejce lepiej nie wspominać - problemem było przepuszczenie osoby na wózku inwalidzkim, czy tych, którzy mieli już swoje wejściówki z poprzednich dni. Pod tym względem oboje wolimy konwenty - młodzież na nich bywa jakaś taka bardziej cywilizowana...

Po pozytywnym przejściu przez proces akredytacji ruszyliśmy prosto na hale targowe. Zaczęliśmy od tej opanowanej przez mniej znane wydawnictwa i była to kolejna dobra decyzja tego dnia - nie poczuliśmy się aż tak bardzo przytłoczeni. W tej części atmosfera była całkiem niezła i w miarę spokojnie można było się rozejrzeć. Koszmar zaczął się na drugiej hali, gdzie wystawiali się giganci - Prószyński czy Foksal wraz z Empikiem. Tu chaos osiągnął apogeum. Rozmieszczenie stosik pozostawiało wiele do życzenia, te duże były niebezpiecznie blisko siebie; swoje dołożyła też masa zwiedzających i fakt, że pisarze podpisywali książki u wydawców - przez kolejkę ciągnącą się wzdłuż stoiska Znaku nie udało nam się tam dopchać i w spokoju czegokolwiek kupić. Gdy mieliśmy już trochę zakupów, lawirowanie między ludźmi stało się niemożliwe. Ostatecznie wróciliśmy do centrum przed czasem i nie zjawiliśmy się na spotkaniu blogerów. Sądząc po opiniach - chyba nie mamy czego żałować...

Jak targi, to i makulatura!

Teraz konkrety. Nie obyło się bez wizyt u kilku wydawców, tych mniej lub bardziej zaprzyjaźnionych i znanych. Rabaty nas nie powaliły, choć wahały się w granicach 20-30% u większości wydawców, to niewiele było wyprzedaży totalnych z książkami ok. 10 zł, na których zwykle najbardziej się obławiamy. Tym niemniej coś udało nam się przywieźć i powstał z tego całkiem zacny stosik.


Lewy sztapelek to nasze targowe zakupy. Ty (ta cieniutka książeczka na górze) to nabytek z cudownego stoiska autorów niezależnych. O Skazańcu Kaś marzyła od kwietnia, kiedy to zrecenzowała e-booka (można o tym poczytać tutaj - klik), natomiast o Kontrakcie Paganiniego od kilku dni. Niestety była to jedyna pozycja Keplera dostępna na targach. Na szafocie to zakup wyłącznie na podstawie ślicznej okładki, nie zorientowaliśmy się, że to drugi tom cyklu. Bestiariusz słowiański był natomiast od dawna w planach Sylwka. Jeśli chodzi o stos po prawej - przywieźliśmy z Krakowa także kilka egzemplarzy recenzenckich - od Novae Res, Sine Qua Non oraz Egmontu, z którym udało nam się nawiązać nową współpracę, a na ich stoisku spędziliśmy bardzo miłe chwile, dyskutując o współczesnych dystopiach.

Wiecie, że Sylwek zbiera zakładki, prawda? Z targów zwiózł ich... 60!

Kończąc powoli opowieści o Targach, chcielibyśmy przyznać, że wszystkie te mankamenty czegoś nas nauczyły - przede wszystkim przy następnej okazji wybierzemy się na podobną imprezę w pierwszych dniach, gdyż oboje nie lubimy tłumów i chyba ten aspekt najbardziej nam doskwierał. Choć w sobotni poranek ludzi było sporo, jeszcze więcej znalazło się ich tam po południu - o 14, gdy opuszczaliśmy teren imprezy, kolejka ciągnęła się aż do ulicy. Wracając jednak do nas - przyznać też trzeba, że jesteśmy zwierzętami konwentowymi i na tej, bądź co bądź marketingowej, imprezie, zabrakło nam urozmaicenia w postaci prelekcji. Nie wiemy jeszcze, czy podobną wyprawę będziemy chcieli powtórzyć, ale ta na pewno będzie dla nas miłym wspomnieniem, a do Krakowa wrócimy jeszcze nie raz.

Warto byłoby zakończyć tę relację pozytywną konkluzją - tak naprawdę ogrom ludzi na imprezie tego typu świadczy dobrze o naszym społeczeństwie. W czasach, gdy narzeka się na poziom czytelnictwa, my mieliśmy okazję na własne oczy zobaczyć masę, naprawdę masę osób żywo zainteresowanych literaturą - kupujących i czytających. Gros tego towarzystwa stanowiła młodzież, co jest wiadomością jeszcze lepszą, bo nawet jeśli  w danym momencie nie czyta literatury wysokich lotów, to po książki sięga, a to wspaniały nawyk i świetny przyczynek do rozwijania swojej pasji i zarażania nią innych.

8 komentarzy:

  1. Ja na szczęście byłam w piątek i w kolejce stałam zaledwie 3 in, ludzi było mało, wszędzie i do każdego można było bez problemu się dostać, ale to pewnie skutek tego, że większość zaplanowała sobie udział w targach właśnie na weekend.
    Kolejka aż do ulicy, wow, współczuję czekającym na tym "mrozie". Też chciałam sobie "Ostatnią spowiedź" kupić, dwie dyszki, niezła cena, ale zrezygnowałam, bo ostatnio za dużo wydatków i w sumie spotkalam się z niezbyt pochlebną opinią, więc tak jakoś... :(
    Zadroszczę stosika :D

    OdpowiedzUsuń
  2. Ja się nie wybrałam na targi, z powodu dalekiego dojazdu, lecz zgadzam się w 100% wolałabym pojechać w pierwsze dni, gdy jest mniej ludzi, mniej przepychanek, to wtedy ma urok niż gonitwa i ściskanie się. Cóż za piękne zakładki! I to w takiej ilości!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ach, my też blisko nie mieliśmy, ale uznaliśmy, że wyprawa będzie świetną zabawą. ;)

      Usuń
  3. W czwartek było maaaluutko ludziów, w piątek ciut więcej, ale fakt, w sobotę to była istna masakra ;/ Układ wydawców faktycznie pozostawał wiele do życzenia, mam nadzieję, że za rok na obu halach będą jakieś większe proporcje :D Udało się Wam z pogodą, tylko sobota była taka ładna :P

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Fakt, było ładnie, chociaż strasznie zimno. Ale daliśmy radę. ;) Też mam nadzieję, że organizatorzy wyciągną wnioski i za rok będzie lepiej. Ale chyba już nie zaryzykujemy z wyprawą w sobotę. ;p

      Usuń
  4. Cóż, w tygodniu ludzie chodzą do pracy, szkoły czy na uczelnie, sobota natomiast to czas odpoczynku także ludzie wstają często z samego ranka, tuż przed Teleexpresem. :P

    OdpowiedzUsuń
  5. Gratuluję nowych współprac :) Endgame też mam i będę w najbliższym czasie czytać.
    A na targach niestety mnie nie było :/ Jednak klasa maturalna zobowiązuje.

    OdpowiedzUsuń
  6. A fe z tym chaosem! I macie racje, warto jesli ma się taką mozliwość, odwiedzać takie imprezy w pierwszych dniach :)
    Piękne zdobycze :)

    OdpowiedzUsuń

Komentarze są dla nas źródłem siły do prowadzenia bloga i wielkiej radości, dlatego też będziemy wdzięczni za każdy pozostawiony przez Was ślad.