W małych miasteczkach trudno jest cokolwiek ukryć, a rządząca podobnymi miejscami monotonia każe ich mieszkańcom fascynować się wszystkim, co nowe i nieznane. W myśl tej zasady gdy do Wildfell Hall (z dawana opuszczonej posiadłości) wprowadza się młoda, odziana w żałobne szaty kobieta, szybko staje się obiektem powszechnego zainteresowania. Wszyscy zachodzą w głowę kim jest i skąd się wzięła, a chociaż plotkowanie jest raczej domeną kobiet, jej osoba nie umyka uwadze również okolicznym panom. Jednym z nich jest Gilbert Markham, młody właściciel ziemski, który, choć z początku niechętny nowej sąsiadce, szybko zdobędzie jej zaufanie i stanie się powiernikiem - na tyle bliskim, by zyskać dostęp do skrywanej przez nią tragicznej historii nieudanego małżeństwa.
Tym, na co chciałabym zwrócić uwagę w pierwszej kolejności, są postaci. Powieści sióstr charakteryzuje przedstawienie kobiet silnych, niezależnych, swoimi potrzebami dalece wyprzedzających epokę, w której przyszło im żyć. Nie inaczej jest w tym przypadku - powieść Anne przynosi nam obraz żony, która znajduje w sobie siłę do odejścia od mężczyzny niszczącego życie jej i syna. W XIX-wiecznej Anglii taki krok był aktem niezwykłej odwagi, jednak nie czyni to jeszcze bohaterki kimś wspaniałym; dołożyć do tego trzeba inteligencję, prostolinijność, wewnętrzną siłę i psychologiczną głębię, która cechuję Helen Graham i która czyni z niej postać niezwykłą i wielowymiarową. Również pozostali bohaterowie ukazani są wzorcowo - jak to z reguły bywa w powieści wiktoriańskiej, są oni symbolami poszczególnych zachowań. Ich postawy kontrastują z charakterem głównej bohaterki, co jeszcze bardziej uwydatnia przywary, jakimi się odznaczają.
Powieść w znacznej mierze pisana jest z perspektywy mężczyzny, przez co próżno tu szukać wielozdaniowych wynurzeń na temat ludzkiej psychiki. Po trudach, jakie przyniósł mi odbiór Villette traktuję to jako naprawdę miłą odmianę. Styl Anne jest nieco prostszy niż ten, którym posługuje się Charlotte, ale na pewno nie można odmówić mu wytworności - jest to wciąż doskonała językowa przygoda, jednak nieco przystępniejsza w wydaniu i mniej męcząca umysł. Poza tym na uznanie zasługuje warstwowość tekstu - wewnątrz epistolarnej formy znajdziemy tak narrację, jak i dialogi, a także fragmenty pamiętników i wspomnienia. To naprawdę dokładna i ciekawa budowa, niespotykana właściwie w dzisiejszej literaturze. Przy tym wszystkim czytelnik nie czuje się ani znudzony, ani zagubiony - opowieść toczy się swoim niespiesznym rytmem, który mnie odpowiadał w 100%.
Cenię sobie podobną literaturę - o trudnych tematach, silnych kobietach i walce o lepsze jutro. Tekst napisany jest wspaniale i w moim przypadku skończył się lekturą szybką i bardzo satysfakcjonującą. Jeśli chodzi o powieści sióstr - będę kontynuowała ich odkrywanie, ale powiem Wam po cichu, że Lokatorka póki co pozostanie moją ulubioną. Zatraciłam się w tej historii i z pewnością jeszcze do niej wrócę.
Za egzemplarz książki dziękuję serdecznie Wydawnictwu MG.
___________________________
Książka bierze udział w wyzwaniu "Czytam Opasłe Tomiska"(528 stron).
Wstyd, ale z powieści sióstr Bronte znam tylko "Wichrowe wzgórza". Muszę nadrobić klasykę a poza tym skutecznie kusisz "Lokatorką..." :)
OdpowiedzUsuńJeszcze całkiem niedawno byłam w tej samej sytuacji. :) Teraz zebrałam się w sobie i odkrywam klasykę - muszę Ci powiedzieć, że nie żałuję.
UsuńTo motywujące :) Też muszę zabrać się w końcu za klasykę.
UsuńWłaśnie niedawno czytałam recenzję tej książki na innym blogu :) ja Wichrowe Wzgórza czytałam po polsku i angielsku, ale poza tym sióstr Bronte nie znam. Chciałabym zgromadzić taką Brontowską kolekcję :) po tę książkę sięgnę na pewno - pytanie tylko, kiedy ;)
OdpowiedzUsuńPodziwiam, że dałaś radę z "Wichrowymi wzgórzami" po angielsku - domyślam się, że ten wyszukany styl sprawia trochę kłopotu...
UsuńMyślę, że muszę się zapoznać z tą książką :) Bo właściwie jedyną powieścią napisaną przez którąś z sióstr Bronte jaką znam to "Wichrowe wzgórza" ale od dłuższego czasu mam straszną ochotę przeczytać jakąś inną ;)
OdpowiedzUsuńA ja jako ciekawostkę napiszę, że w pierwszej chwili przeczytałem "Wildfell Hall " jako "Winterfell"... :P
OdpowiedzUsuńJeszcze tej powieści nie znam :)
OdpowiedzUsuńBardzo lubię klasykę, więc na pewno kiedyś zapoznam się z tą książką :)
OdpowiedzUsuńNiestety nie miałam okazji czytać żadnej powieści sióstr, bałam się, że styl będzie za ciężki, ale tu podoba mi się męska perspektywa. Ta różnorodność budowy niezwykle mnie zachęca. :)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam ciepło.
Z mojej perspektywy ciężki był nie tyle styl, co opisy - czasem niełatwo było przebrnąć przez długie, pełne analiz akapity. Ale ta książka jest akurat bardzo lekka w odbiorze, przynajmniej w porównaniu z "Villette" czy "Shirley". :)
Usuń