niedziela, 28 grudnia 2014

Aniela Menzel - "Powiedz tylko słowo"

Zamówiłam tę książkę, ponieważ w ostatnim czasie ciągnie mnie do opowieści o ludzkiej przemianie, a taką właśnie historię obiecywał w tym przypadku opis okładkowy. Tytuł, choć jasny, nie zwrócił mojej uwagi i dopiero podczas lektury pierwszych stron zdałam sobie sprawę, że zarówno on, jak i cały tekst pełen jest nawiązań do Pisma Świętego i nauki Kościoła. Na zmianę decyzji było już za późno, postanowiłam więc wyzbyć się sceptycyzmu co do podobnych opowieści i na spokojnie zapoznać się z książką. Na próżno, potwierdziły się bowiem wszystkie moje obawy.

Anna jest karierowiczką pracującą w dużej firmie marketingowej. Mieszka z rodzicami, dużo pracuje i sporo wydaje na własne przyjemności. Poza rodziną i najbliższą przyjaciółką właściwie nie ma życia prywatnego - jak dotąd nie udało jej się wejść w stały związek i go utrzymać. Choć potrzeby stara się zagłuszać pracą, tak naprawdę w głębi serca brakuje jej kogoś bliskiego, z kim mogłaby spędzić życie. Przyjaciółka Anny, osoba głęboko wierząca, namawia ją, by zawierzyła swój los Bogu. Kobieta prosi o jakiś znak, a gdy go otrzymuje, wpada w wir wydarzeń, które zmienią jej życie na zawsze.

Niewiele mogę zarzucić tekstowi od strony technicznej - autorka pisze nieźle i w miarę ciekawie. Może miejscami przydługie są opisy i monologi wewnętrzne bohaterki, która rozwodzi się nad tym, co powinna zmienić w swoim życiu (czego oczywiście nie robi), jednak patrząc na dialogi jest to korzyść - te drugie wypadają znacznie słabiej. Niestety jeszcze gorzej prezentuje się merytoryczna warstwa tekstu...

Schody rozpoczynają się już przy kreacji głównej bohaterki. Anna jest pełna skrajności, jednak nie w ten specyficzny sposób nadający jej autentyczności i uroku - ona po prostu nie wie, czego chce. Mimo tego, że ukazuje przyzwoity poziom samoświadomości, nie czyni kroków, by coś w swoim życiu zmienić, a w dodatku jest nieodpowiedzialna i naiwna. Kolejnym problemem jest zbyt duża ilość bohaterów i sytuacji - książeczka ma naprawdę niewiele stron, większość jej fabuły zamyka się w krótkim czasie, a mimo to co chwilę poznajemy kogoś nowego, kto w ten czy inny sposób wpływa na bohaterkę. W rezultacie tylko postać Anny jest jako tako nakreślona, natomiast reszta to bezbarwne kukiełki nie do scharakteryzowania.

Zdaje sobie jednak sprawę, że w tym tekście chodziło głównie o Boga i, mówiąc szczerze, to tego aspektu bałam się najbardziej. Z całości można wyciągnąć dwa obrazy Stwórcy - z jednej strony jest on ukazany w atmosferze strachu i patosu, o czym świadczą choćby ciągle przywoływane pouczenia i nakazy, natomiast z drugiej strony fabuła wskazuje, że jest on jednak ojcem dobrym, który z chęcią daje tym, którzy o coś go poproszą. Generalnie jednak przeważa pierwszy sposób przedstawienia, uwydatniany poprzez nastawienie przyjaciółki Anny i jej złote rady, a także przypisy - odnośniki od sytuacji pokazujące w jaki sposób bohaterka łamie w swoim życiu kolejne przykazania. Z jednej strony jest to ciekawe o tyle, że ujawnia różne nieoczywiste aspekty grzechu, jednak czasami interpretacja jest zwyczajnie przesadzona, jak choćby w przypadku przywołania przykazania "nie kradnij" w sytuacji spóźnienia na spotkanie (w końcu bohaterka przywłaszczyła sobie i zmarnowała cenny czas przyjaciółki!).

Podczas lektury zaczęłam się zastanawiać, czy naprawdę tak ciężko jest napisać powieść przekazującą wartości związane z religią i wiarą. Jest przecież Chata, która ukazuje Boga, a mimo to jest książką interesującą i wspaniałą w swej budowie. Przyszło mi do głowy, że aspekty istotne dla takiego tekstu są dwa. Przede wszystkim należy zaakceptować, że Bóg jest mistyczny i nie ma co go z owego mistycyzmu odzierać, bo po prostu nie da się sprowadzić go do warstwy całkowicie realistycznej. Po drugie - ludzie nie lubią ograniczeń. Nie mówię żeby wprowadzić anarchię i całkowicie zarzucić wszelkie zasady, ale jeśli od początku książki znacząca jest karząco-pouczająca atmosfera, to ja (i pewnie nie tylko ja) serdecznie dziękuję, jestem zniechęcona.

Nie można co prawda mówić, że mocno się zawiodłam, bo i nie oczekiwałam wiele. Faktem jest jednak, że powieść na obu swoich płaszczyznach interesująca nie jest - wątek obyczajowy opisany jest po łebkach i sam w sobie niezbyt fascynuje, natomiast warstwa mistyczna również nie porywa. Wciąż czekam na historie o Bogu, które złapią mnie za serce - pozostaję otwarta na propozycje, bo i temat uważam za niezwykle ciekawy.


Za możliwość zapoznania się z książką dziękuję serdecznie Wydawnictwu Innowacyjnemu Novae Res.

4 komentarze:

  1. Ech... kolejna nie najlepsza historia obyczajowa...
    Podziękuję :/

    OdpowiedzUsuń
  2. Ja książkę wybrałam ze względu na opis i piękną okładkę. Jednak treść strasznie mnie rozczarowała i od połowy wręcz płakałam nad naiwnością głównej bohaterki. I do tego te okropne gramatycznie listy MM. Przykro mi to mówić, ale straciłam czas na tę książkę.

    OdpowiedzUsuń
  3. Ja bardzo rzadko czytaam takie książki, przynajmniej w ostatnim czasie, ale ta wydaje się idealna, szkoda, że jej nie upolowałam przed świętami.

    OdpowiedzUsuń
  4. pierwsze co mi przyszło do głowy po otworzeniu: jaka piękna okładka książki! szkoda, że jej treść jest niewspółmierna z wyglądem... gdyby Ci się spodobała, i ja bym zamówiła ;)

    OdpowiedzUsuń

Komentarze są dla nas źródłem siły do prowadzenia bloga i wielkiej radości, dlatego też będziemy wdzięczni za każdy pozostawiony przez Was ślad.