Macie czasem tak, że kupujecie książkę, zaczynacie lekturę, a potem robicie wszystko, żeby odwlec w czasie jej zakończenie? Wydaje mi się, że czytając Dynię i jemiołę osiągnęłam w tym temacie mistrzostwo, bo poznanie wszystkich opowiadań zajęło mi... nieco ponad rok. Pamiętam dokładnie, jak w pociągu powrotnym z Targów Książki w Krakowie w 2018 roku zaczęłam czytać pierwsze opowiadanie. Z jednej strony nie mogłam się doczekać, a z drugiej czułam, że chcę podawkować sobie tę zabawę. I podawkowałam, bo ostatni tekst ze zbioru skończyłam czytać dzisiaj.
Ale może od początku – czym w ogóle jest Dynia i jemioła? To zbiór 10 opowiadań autorstwa Anety Jadowskiej, osadzonych w stworzonym przez nią magicznym uniwersum Thornverse. Zbiór ten w założeniu miał oscylować tematycznie w okolicach świąt, które możemy spotkać na swojej drodze jakoś między październikiem a grudniem. I choć z klimatem bywa tutaj różnie – raz jest go więcej, a raz mniej – to śmiało można powiedzieć, że jest to pierwszy wspólny mianownik dla wszystkich opowieści. Drugim są zdecydowanie bohaterowie, z których większość znamy z poprzednich książek autorki. Dora, Nikita, Roman, Witkacy, Karma, Baal... Fani serii z pewnością ucieszą się z obecności ulubionych postaci.
A czy ja się ucieszyłam, czytając kolejne opowiadania? I tak i nie. Jak to ze zbiorami bywa, niektóre teksty były lepsze, inne gorsze, albo po prostu mniej wpadające w mój gust niż pozostałe. Bardzo spodobało mi się na swój sposób urocze Jak pies z kotem i zabawny Powrót wiedźmy bojowej. Wielkie serduszko leci również do Wampira, który ukradł święta (uwielbiam Romana) oraz długo wyczekiwanych 50 twarzy Baala. Zdecydowanie wiele razy uśmiechałam się z nostalgią i śmiałam z dobrych żartów. Zrozumiałam też, że w 2020 koniecznie muszę wrócić do Heksalogii o Wiedźmie i przeczytać ją ponownie, bo najzwyczajniej w świecie tęsknię.
Duży plus również za całą sferę wizualną Dyni i jemioły. Twarda oprawa, wyklejka wewnątrz, szyte strony, spójna, klimatyczna szata graficzna, detale w poszczególnych rozdziałach, przepiękne ilustracje niezastąpionej Magdaleny Babińskiej, a także dodatki (pocztówki i karta) – wszystko to tworzy razem wspaniałą całość i sprawia, że po tę książkę po prostu chętnie się sięga. Powiedziałabym, że jest to również doskonały pomysł na prezent, ale mam wrażenie, że po roku od premiery większość fanów Anety Jadowskiej lekturę ma już za sobą.
W mojej głowie nie jest to może zbiór na miarę Ropuszek (w których, jak nie ja, pokochałam absolutnie wszystkie opowiadania i chciałam tylko więcej, więcej, więcej), ale też się na to nie nastawiałam. To, co znalazłam w Dyni i jemiole, było przyjemne i satysfakcjonujące, jestem też pewna, że kiedyś jeszcze wrócę do wybranych opowiadań. A jeśli Wy wciąż zastanawiacie się czy warto, nie wahajcie się dłużej. Jestem pewna, że każdy fan Thornverse znajdzie tutaj coś dla siebie.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Komentarze są dla nas źródłem siły do prowadzenia bloga i wielkiej radości, dlatego też będziemy wdzięczni za każdy pozostawiony przez Was ślad.