Francis Urquhart obejmuje urząd premiera Wielkiej Brytanii. Wydawać by się mogło, że tym samym staje na czele kraju i otrzymuje rzeczywistą władzę, jednak w obliczu kryzysu i zbliżających się wyborów na horyzoncie pojawia się niespodziewany polityczny przeciwnik w osobie samego króla. Czy można go wywieść w pole? I jak w ogóle próbować tego w kraju, w którym panuje monarchia dziedziczna, a rodzina królewska jest powszechnie uwielbiana?
O ile pierwszy tom cyklu House of Cards w jakiś sposób przypadł mi do gustu (choć nie otrzymałam dokładnie tego, na co liczyłam), o tyle drugi kompletnie mnie rozczarował. Zarówno podchodzenie do lektury, jak i brnięcie przez nią sprawiło mi nie lada trudność; męczyłam się praktycznie przez cały czas. Mam wrażenie, że w tej części jest dużo mniej konkretów – cel polityczny jest rozmyty, zatem również działania nie są zbyt jasno ukierunkowane. Właściwie cała powieść składa się z krótkich rozdzialików, migawek, które zdają się nie mieć żadnego powiązania. Oczywiście z czasem wydarzenia nieco się klarują, a wątki są finalizowane, jednak nie wynagradza to tego, co dzieje się przez cały tekst – jednego wielkiego zamieszania. Osi fabularnych jest kilka i tylko nieliczne są w stanie wywołać w nas emocje, a uczucie intrygującego napięcia spadło właściwie do zera.
Kolejnym minusem są bohaterowie – o ile w przypadku nowych postaci (króla i jego otoczenia) możemy mówić o jakiejś uzasadnionej kreacji, o tyle Urquhart i jego środowisko najzwyczajniej w świecie tracą. Nie mamy już do czynienia z charyzmatycznym, inteligentnym i silnym politykiem; skończyły się trafne komentarze, krwiste cytaty, uzasadnione i umotywowane okrucieństwo. Tu, gdzie fabuła pozwoliłaby na jakiekolwiek pogłębienie, ujawnienie motywów, nie otrzymujemy absolutnie nic. Książkowy Francis traci pazur i to stanowczo zbyt szybko – strach pomyśleć, jak będzie wyglądało jego zachowanie w części trzeciej. W powieści brakuje również wyrazistego tła społecznego, klimatów i nastrojów politycznych, a także charyzmatycznych postaci drugoplanowych – świat wyższych sfer staje się tu po prostu nijaką, szarą papką bez mocniejszych akcentów.
Na koniec muszę się Wam do czegoś przyznać – podczas lektury drugiego tomu w końcu obejrzałam serial; w ciągu tygodnia pochłonęłam dwa pierwsze sezony i zaczęłam trzeci. I wiecie co? W tym kontekście jestem Dobbsowi za te książki wdzięczna. Gdyby nie jego pomysł i całkiem niezła realizacja pierwszego tomu, prawdopodobnie nie powstał by tak dobry projekt; to dzięki autorowi książek możemy cieszyć się naprawdę udaną ekranizacją. Rzadko to mówię, ale tutaj nie może być inaczej: serial przerósł tekst. Jeśli szukacie pełnokrwistych, dobrze umotywowanych bohaterów, uczucia napięcia, intryg i przytłaczającej bezwzględności – zapraszam serdecznie. Do serialu, nie książki, bo ta druga zdaje się być jedynie bladym odbiciem.
Za egzemplarz recenzencki dziękuję serdecznie Wydawnictwu Znak.
Gra o władzę | Ograć Króla | The Final Cut
Obejrzałam pierwszy sezon serialu i na razie czaję się na pierwszą część książki :)
OdpowiedzUsuńJa zrobiłam odwrotnie - zaczęłam od książki. I myślę, że gdybym najpierw sięgnęła po serial, tekst w ogóle by mi się nie spodobał. ;)
UsuńNie znam tej serii i z tego co napisałaś lepiej wgłębić się w serial niż książki. Tak też zrobię:)
OdpowiedzUsuńRównież nigdy nie miałam styczności z tą serią, ale po Twojej recenzji wiele się zmieni :)
OdpowiedzUsuńŚwietny pomysł na bloga!
Buziaki, dodałam do obserwowanych!
modnaksiazka.blogspot.com
Kiedyś obejrzę serial :)
OdpowiedzUsuń