Gdy oglądamy lub czytamy baśnie, rzadko pamiętamy, że zawsze jest w nich ziarnko prawdy – nie tylko w zakresie fabularnym, ale i w obrębie przedstawianego tła. Przepych, kolorowość i zabawa, czyli główne filary fikcyjnych dworów królewskich, były jedną z ich cech również w świecie rzeczywistym, tyle że realnie towarzyszyły im intrygi i nie zawsze czysta polityka. Prawdziwe księżniczki doświadczały ich na każdym kroku, co nie znaczy, że nie udawało im się w jakiś sposób iść ścieżkami fikcyjnych koleżanek. Te właśnie podobieństwa wychwytuje w swojej pracy Anna Moczulska udowadniając nie tylko, że bajki zdarzały się naprawdę, ale również, że nie każda z nich ma swoje szczęśliwe zakończenie.
Autorka podzieliła swoje bohaterki, przyrównując ich historie do losów znanych fikcyjnych księżniczek. I tak: mamy tu rozdziały dotyczące Kopciuszków, Śpiących Królewien, Księżniczek na ziarnku grochu, Pięknych i Bestii oraz Królewien Śnieżek. Każda taka część składa się ze wstępu, w którym autorka krótko omawia swoje rozumienie baśni i niejako uzasadnia dobór postaci, oraz opisów kilku bohaterek. Trzeba przyznać, że pomysł sam w sobie jest ciekawy, a jego realizacja spójna i przemyślana – opowieści poprowadzone są inteligentnie, dokładnie tak, aby uwydatnić cechy potwierdzające podobieństwo i utrzymać konwencję w ryzach.
Pierwszym ogromnym plusem pozycji jest fakt, że autorka zestawiła w niej opowieści zarówno popularne, jak i mniej znane. Szczerze mówiąc zakładałam, że będzie to pozycja nie tylko mało pogłębiona, ale też oparta o wiedzę powszechną; spodziewałam się po prostu nowego spojrzenia na te najsławniejsze i najczęściej omawiane osoby. Przyznaję, że zostałam bardzo miło zaskoczona, bo o sporej części opisywanych postaci po prostu nie miałam pojęcia, a i przy tych znanych lektura płynęła mi szybko i przyjemnie. Znalazłam tu nawet nieco inspiracji do szperania w biografiach, a to naprawdę nieczęsto się zdarza.
Jeśli chodzi o sposób przekazu, zdecydowanie daleko tej książce do historycznej rozwlekłości i nudy. Widać od razu, że Moczulska pisze dużo, często i z przyjemnością (prowadzi bloga Kobiety i historia) – w swojej książce bawi się słowem i żongluje faktami z takim zapałem, że do swojej gry jest w stanie wciągnąć każdego. Swoją narrację snuje nie w konwencji podręcznika, ani też (czego się spodziewałam) baśni; to po prostu luźna gawęda, która zawiera dokładnie odmierzoną ilość informacji. Są więc daty i pewne historyczne fakty, ale przemycane jakby mimochodem pomiędzy szeregiem domniemywań na temat emocji, stanów, refleksji i wniosków, które mogły być udziałem opisywanych bohaterów.
Pomimo tego, że książka niesamowicie mi się spodobała, muszę wskazać na jeden mankament, którym są ilustracje. W środku, gdzieś pomiędzy kartkami, czytelnik odnajduje wklejkę – kilka stron na które wrzucony jest zestaw portretów, rycin i obrazów prezentujących omawianych bohaterów. Grafiki są różnej wielkości, słabo do siebie pasują, i chociaż są podpisane, to raczej nie chce nam się do nich przeskakiwać w trakcie lektury, a po niej stanowią jedynie smutny dodatek. Szkoda, bo gdyby znalazły swoje miejsce wplecione w tekst, byłyby ładnym uzupełnieniem wydania.
To jednak tylko wizualny aspekt – tak naprawdę ilustracji mogłoby nie być wcale, a książka obroniłaby się samym tylko tekstem i sposobem opowiadania autorki. To kolejna na rynku opowieść quasi-historyczna, której lektura jest niesamowitą przyjemnością. Otoczenie kobiecych bohaterek konwencją baśni było nie tylko pomysłowe, ale i ciekawe, tym bardziej, że wykonanie naprawdę robi wrażenie. Tak pisane książki mogłabym czytać bez końca.
Za egzemplarz recenzencki dziękuję serdecznie Wydawnictwu Znak.
Recenzja świetna, ale niestety książka raczej mnie nie przekonuje. Tematyka mi się nie podoba i w ogóle nie lubie polskich pisarzy.
OdpowiedzUsuńhttp://krainaksiazek0.blogspot.com/
Nie słyszałam, nie widziałam, ale chciałabym zapoznać się z niniejszą książką - może jakaś historia mnie również zaskoczy :3
OdpowiedzUsuńKlika dni temu czytałam już inną recenzję tej książki i już wtedy nabrałam na nią ochoty. Ty utwierdziłaś mnie w przekonaniu, że warto ją poznać. Faktycznie umieszczenie rycin z tyłu książki lub w jakimś innym wydzielonym miejscu, to rzadko dobry pomysł, ale pewnie wynika z kwestii ekonomicznych. :) Mnie zawsze wkurzają przypisy umieszczane na końcu książki...
OdpowiedzUsuńZ przypisami to zależy - jeśli coś objaśniają, to faktycznie powinny być pod tekstem, bo bez sensu jest zaglądanie na koniec. Ale jeśli to tylko tytuły książek, to wszystko mi jedno. ;)
UsuńO książce już słyszałam i z każdą czytana opinią na jej temat, mam na nią coraz większą ochotę :)
OdpowiedzUsuńZaintrygowałaś mnie :) Nie myślałam , że to będzie aż tak dobra książka.
OdpowiedzUsuńRewelacyjna książka. Historia ukazana w inny, niecodzienny oraz interesujący sposób. Wiele można dzięki temu zapamiętać. Gdyby tak uczyli historii w szkole, w głowach absolwentów pozostałoby o wiele więcej informacji, aniżeli dotychczas.
OdpowiedzUsuńZgadzam się w 100% - osobiście uwielbiam taki sposób opowiadania o historii. :)
Usuń