niedziela, 9 listopada 2014

Pierce Bowman - "Red Rising. Złota krew"

Świat rozwinął się wręcz niezwykle – ludzie kolonizują odległe planety, a społeczeństwo przeszło znaczną metamorfozę, powracając do znanego systemu hierarchicznego. Władzę sprawują Złoci i, jak nietrudno się domyślić, to oni zbierają również wszelkie możliwe zaszczyty oraz opływają w luksusy. Pozostałe kasty pozostają pod żelaznymi rządami i silną jurysdykcją, wykonując powierzone im zadania. Darrow jest Czerwonym, co oznacza, że należy do górniczej kasty odpowiedzialnej za wydobywanie spod powierzchni Marsa helium-3 i tym samym przygotowywanie planety pod przyszłą kolonizację. Młody mężczyzna jest silny, odważny, niepokorny i gotów do działania, ogranicza go jednak bardzo ważna rzecz – rodzinne piętno pozostawione przez ojca, który zginął jako buntownik. Darrow jest inny, jednak bezpośrednia konfrontacja z trudną prawdą o funkcjonowaniu społeczności na zawsze zmieni jego poglądy. Opętany żądzą zemsty i gniewem będzie musiał przejść długą drogę i poświęcić wiele trudnych spraw.

– Pracujący tu Czerwoni otrzymują zapłatę – tłumaczy Tancerz, gdy zostajemy sami . – Niedużą. Ale dostają pieniądze i wystarczająco dużo bonusów, by uczynić ich zależnymi. Wydają pieniądze na rzeczy, których sądzą, że potrzebują.
– Tak jest ze wszystkimi – syczy Harmony.
– W takim razie nie są niewolnikami – mówię.
– Och, ależ oczywiście że są – odpowiada. – Są zniewoleni chciwością, z jaką zgarniają dobra tych łajdaków.
[s.90]

Interesujące jest społeczne tło i aspekty odnoszące się tak do świata przedstawionego, jak i naszego współczesnego otoczenia. Na kartach powieści rozgrywa się, a właściwie raczkuje, dyskusja nad istotą i definicją wolności – czy wystarczy, że możemy robić to, co chcemy? A może jest to tylko pozór, a wśród niego stajemy się łatwiejszym celem dla manipulacji? W trakcie lektury obserwujemy różne środowiska i osoby odmienne pod względem światopoglądu, mamy też okazję przyjrzeć się rozmaitym pragnieniom, drogom do sukcesu i złudzeniom, jakimi karmią się ludzie. Padają pytania o to, gdzie jest granica sprawy, o którą warto walczyć i jak daleko można się posunąć, by nie pozostać tylko głupcem, świecą, która mocno płonie i szybko się wypala. Prawdę mówiąc miałam nadzieję, że te społeczne aspekty zostaną rozbudowane, ale na to przyjdzie (mam nadzieję) czas w kolejnych tomach. Póki co skupienie na wprowadzeniu czytelnika w temat wyszło autorowi absolutnie na dobre.

Nie wszystko jednak współgra idealnie. Dziwnie można się poczuć czytając ów tekst, gdyż rozdźwięk pomiędzy poszczególnymi częściami jest naprawdę znaczący. Po dramatycznym, emocjonalnym i trudnym początku mamy podstawy, by oczekiwać kontynuowania dojrzałej fabuły, tymczasem złuda pryska jak bańka mydlana, gdy trafiamy do… szkoły pełnej zblazowanej i bezwzględnej młodzieży z wyższych sfer. Konstrukcja fabularna książki w tym zakresie bardzo przypomina Igrzyska Śmierci, z tą różnicą, że tam od początku sprawa stawiana jest jasno, a my jesteśmy przygotowani na to, co się zdarzy. Tu natomiast roszada jest niemałym zaskoczeniem, w dodatku nie jestem pewna, czy całkiem pozytywnym, ze względu na przykład na różnicę poziomów – chociażby emocjonalnego.

Tak naprawdę jednak jedyną kwestią, którą można zarzucić książce i autorowi jest fakt, że nie mamy tu do czynienia właściwie z niczym nowym. Świat sam w sobie ma klasycznie dystopijny charakter – obowiązuje system kastowy, a przedstawiciele poszczególnych grup mają swoje zadania, ograniczenia i jasne miejsce w systemie. Nazywanie ich od kolorów również nie jest pomysłem nowym – takie rozwiązanie mamy w Pieśniarzu Wiatru czy Mrocznych Umysłach. To jednak nie koniec mniej lub bardziej bezpośrednich nawiązań do innych dzieł. Scena, gdy Darrow zmierza do Instytutu by rozpocząć edukację, niebezpiecznie przypomina pierwszą podróż Harry’ego Pottera do Hogwartu; wrażenie potęguje fakt, że autor wykorzystał ten sam, dawny system szkolnictwa, gdzie nauka odbywa się w zamku, a uczniowie podzieleni są na rywalizujące domy, do których przydział odbywa się w szczególny sposób na postawie konkretnych zdolności. Pierce Brown nie pokusił się też o wymyślenie własnych osi świata – jego pomysł zbudowany jest na powrocie do Antyku i do stamtąd pochodzi nomenklatura. Mamy tu do czynienia z urzędami i systemem społeczno-prawnym dawnej Grecji i Rzymu, a także z elementami mitologii owych państw.

Można jednak przymknąć na to wszystko oko, ponieważ pod względem technicznym opowieść jest wspaniała – autor ma naprawdę wielki talent, duży ukłon należy się także tłumaczeniu i redakcji. Tekst czyta się wspaniale, dialogi są płynne, narracja niezwykle przyjemna, a akcja wartka. Zwłaszcza w drugiej części opowieść nabiera tempa i po prostu pochłania czytelnika – strony przewracają się same, a wzrok podąża za zdaniami tak szybko, że niemal karkołomnie. Mimo iż na początku miałam wrażenie, że historia mnie do siebie nie przekona, a emocje zbytnio przytłoczą treść, nic takiego się nie stało – do samego końca pozostawałam pod wrażeniem tego, z jak zgrabną opowieścią przyszło mi się zetknąć.

Jak już wspomniałam, Red Rising w znacznej mierze jest dla mnie połączeniem Igrzysk Śmierci i Harry’ego Pottera ze światem rodem z kultury antycznej (i, oczywiście, większą bezwzględnością, agresją i bezpośredniością). Ten miks mógł z równym prawdopodobieństwem okazać się hitem, co porażką – na szczęście dla autora wynik idzie w kierunku pierwszej odpowiedzi. Z mojej strony obcowanie z tą książką było niezwykłą przyjemnością i sama jestem zaskoczona faktem, jak bardzo wciągnęłam się w losy bohatera i świata, w którym żyje. Jest coś takiego w opowieści Browna, że chce się ją czytać bez końca; może to ze względu na bardzo przystępny język i perfekcyjnie poprowadzoną akcję, może przez niezwykłą wrażliwość autora, pozwalającą mu łączyć i mieszać to co znane i niemal święte w całość godną prawdziwego mistrza. Oby tak dalej – ja w tej trylogii pokładam wielkie nadzieję na masę świetnej, literackiej zabawy. Obym się nie zawiodła!


Za możliwość przeczytania książki dziękuję serdecznie Drageus Publishing House.
___________________________
Książka bierze udział w wyzwaniu "Czytam Opasłe Tomiska" (432 strony)

2 komentarze:

  1. Przy czytaniu jej nie dostrzegałam ani trochę tych wątków, by porównać ją do Harrego. Świetna literatura dla każdego

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A mnie te porównania szybko rzuciły się w oczy i zdominowały cały odbiór. ;) Ale zgadzam się, literatura to świetna.

      Usuń

Komentarze są dla nas źródłem siły do prowadzenia bloga i wielkiej radości, dlatego też będziemy wdzięczni za każdy pozostawiony przez Was ślad.