środa, 5 listopada 2014

Andy Weir - "Marsjanin" [recenzja przedpremierowa]

To jest bardzo nudne i bardzo zabawne – taka była moja robocza charakterystyka książki jeszcze w czasie lektury. Swoje zdanie podtrzymuję, bo dawno nie miałam podczas czytania takiego rozdźwięku między silnymi i sprzecznymi uczuciami. To było jak jedzenie lodów marchewkowych (jeśli ktoś wie, o czym mowa) – z jednej strony właściwie dobre i ciekawe, ale z drugiej…. Hej, to marchewka! Dokładnie tak się czułam podczas lektury.

Wylatując w kosmos Mark wiedział, że będzie jednym z pierwszych ludzi na Marsie. Nie spodziewał się jednak, że jako pierwszy na nim zginie, w dodatku samotnie… Wszystko wskazuje jednak, że tak właśnie będzie – pozostali członkowie misji Ares 3 odlecieli po burzy piaskowej, uznając mężczyznę za zmarłego i pozostawiając go samego na czerwonej planecie. Jego sytuacja jest fatalna biorąc pod uwagę ograniczone zapasy żywności i wody, a także brak łączności z Ziemią i pozostałymi członkami misji. Podczas gdy na naszej planecie odbywa się ceremonia pogrzebowa, na Marsie Mark podejmuje heroiczną walkę o przetrwanie – nie tylko ze sobą, ale wyjątkowo nieprzyjazną planetą oraz sprzętem, który odmawia współpracy w najmniej oczekiwanych momentach. Mark stara się przeżyć. Mark jest mechanikiem. Mark przeszedł szkolenie NASA i zna specjalistyczne metody działania oraz naukowy język….

Tu zaczynają się schody. Dla zwykłego zjadacza chleba to naprawdę nie jest łatwy tekst, przynajmniej dopóki nie wyrobi się w sobie odrobiny dystansu do samego siebie i nie zaakceptuje się faktu, że mamy prawo czegoś nie ogarniać. A do ogarnięcia jest sporo – reakcje chemiczne, sztuczne stwarzanie wody, odzyskiwanie tlenu, spalanie hydrazyny, rozwój bakterii w glebie, zasady uprawy, analizy kaloryczne… Sporo jest cyferek i wcale niełatwych obliczeń. Wszystko to bardzo spowalnia akcję i z jednej strony można by mieć o to żal do autora, z drugiej jednak – jest to dobre odzwierciedlenie tego, jak czas musiał dłużyć się Markowi. Książka w zdecydowanej większości jest przedstawiona w formie dziennika i właściwie dobrze współgra to z treścią i niespieszną akcją, trzeba po prostu do tego przywyknąć.

Jedną z rzeczy, które mam w nadmiarze, są torebki. Nie różnią się specjalnie od zwykłych kuchennych worków na śmieci, ale jestem pewien, że kosztują pięćdziesiąt tysięcy dolarów, bo to NASA.[s.38]

Mam także taśmę klejącą. Zwykłą taśmę klejącą, którą możesz kupić w sklepie. Wychodzi na to, że nawet NASA nie potrafi ulepszyć taśmy klejącej.[s. 39]

Tak, jest jednak coś, co wspaniale równoważy problem z technicznymi wywodami i stanowi podstawę do ostatecznej oceny książki – to humor i kreacja głównego bohatera. Mężczyzna jest pełen dystansu i głównie dzięki temu świetnie sobie radzi. Nie straci głowy w trudnych sytuacjach, potrafi się skupić, a przy tym im więcej stresu na niego działa, tym częściej stosuje ironiczne komentarze. Swobodnie mówi o śmierci (także własnej), ale jest to wciąż podszyte nadzieją na znalezienie rozwiązania. Poza tym, jak widać w powyższych fragmentach, tekst zyskuje też miano satyry na NASA i pewne jego działania – naprawdę sporo jest tu komentarzy, w których agencji zwyczajnie się obrywa, wszystko jednak utrzymane jest w dość przyjacielskim tonie. Dla czytelnika to duży plus – humorystyczne zabarwienie pozwala przeżyć nie tylko Markowi, ale i nam.

Co do samej treści, książka jest bardzo amerykańska, troszkę naciągana i równie wiele jest w niej szczęśliwych, co nieszczęśliwych zbiegów okoliczności. Czasem ciężko uwierzyć w to, co się dzieje wręcz na naszych oczach, z drugiej jednak strony wiele spraw jest całkiem nieźle uargumentowanych. W tym zakresie to raczej lekkie science-fiction. W pewnym stopniu jest to także opowieść o mechanizmach rządzących społeczeństwem – choć fragmentarycznie, ukazane jest zaangażowanie opinii publicznej. Jestem właściwie pewna, że ten aspekt zostanie wykorzystany i rozbudowany w filmie (ekranizacja pod koniec przyszłego roku, a reżyseruje Ridley Scott), bo w końcu ile można pokazywać faceta, który całe dnie kroi na kawałki ziemniaki i spala hydrazynę? Aspekt społeczny z pewnością zyska jeszcze na znaczeniu.

Kończąc powoli, pozwolę sobie na kilka rekomendacji. Tekst jest na pewno wspaniały dla tych, którzy uwielbiają tematykę związaną z historią lotów kosmicznych. Dobry dla lubiących science fiction, zwłaszcza to okraszone sporą dawką wiedzy naukowej. Nie poleciłabym go za to osobom, którym ciężko przebić się przez wiedzę z chemii i fizyki lub chociaż przymknąć na nią oko. Ja dałam sobie spokój ze zrozumieniem tego, co robi Mark; przedłożyłam sobie jego humor nad technologiczne niuanse i dobrze na tym wyszłam – zdecydowanie jestem z lektury zadowolona. 


Za egzemplarz do recenzji dziękuję Business and Culture oraz Wydawnictwu Akurat.

10 komentarzy:

  1. Hmm.. . Nie wiem czy jest to książka dla mnie, ale może kiedyś spróbuję, bo podróże kosmiczne same w sobie są dla mnie interesujące :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Bardzo bym chciała tą książkę przeczytać. Zapowiada się naprawdę niesamowicie. Myślę że mogłaby mi się spodobać. Będę się za nią rozglądać :)

    http://czytanie-moja-milosc.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  3. Mnie na razie wciągnęła ... ale ba... w dzieciństwie chciałam być astronautką :) albo przynajmniej astronomem ... astronomką? ... Zobaczymy jak będzie dalej :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Hm... jeszcze chyba takich przeżyć w czasie czytania nie miałam :) Zaciekawiłaś mnie. Jestem ciekawa czy Markowi się uda:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To duży plus tej książki - do końca nie wiadomo, czy wszystko wypali. :)

      Usuń
  5. Mam nadzieję, że ją przeczytam w najbliższym czasie, bo mnie bardzo intryguje, uwielbiam tematy, które wiążą się z kosmosem, a skomplikowany język w niczym mi nie przeszkadza, po prostu tak jak Ty nie będę się zbytnio zgłębiać w zrozumieniu tych trudnych słów

    OdpowiedzUsuń
  6. Kiedyś się skuszę, na razie odpuściłam ;) Zastanawiają mnie Twoje słowa, a to porównanie z marchewką zapamiętam na tyle, że już inaczej tej książki nie skojarzę ;)

    OdpowiedzUsuń
  7. Satyra na NASA - nie mogłabym tego przegapić.

    OdpowiedzUsuń
  8. Mam u siebie egzemplarz, jestem bardzo pozytywnie nastawiona!

    OdpowiedzUsuń
  9. Mam podobne odczucia odnośnie tej książki. Humor Marka pozwalał mi czytać dalej ;) I myślę, że gdyby była dwa razy dłuższa, to bym odpadła prędzej czy później.

    OdpowiedzUsuń

Komentarze są dla nas źródłem siły do prowadzenia bloga i wielkiej radości, dlatego też będziemy wdzięczni za każdy pozostawiony przez Was ślad.