poniedziałek, 8 lutego 2016

Lucyna Krzemieniecka – „Z przygód krasnala Hałabały”


Długo zastanawiałam się, skąd w mojej głowie wzięły się i na dobre tam utknęły personalia krasnala Hałabały – wszak jest to imię dość charakterystycznie. Wiedziałam, że pochodzenia tej wiedzy należy upatrywać w dzieciństwie, a moje skojarzenia gnały jednoznacznie w kierunku raczej telewizji niż książek. Kiedy nie znalazłam żadnej dobranocki o tym tytule, zaczęłam wątpić we własną pamięć, ale okazało się, że nie jest z nią tak źle – otóż ja, drodzy państwo, kojarzę Hałabałę z… Domowego Przedszkola! Zaspokoiwszy ciekawość mogłam zabrać się za poznawanie literackiego pierwowzoru.

Czytają książeczkę Lucyny Krzemienieckiej aż trudno uwierzyć, że ma ona 80 lat. Tak, tak, Hałabała po raz pierwszy pokazał się szerszemu gronu odbiorców w roku 1936, co obecnie jest dla nas czasami wręcz kosmicznie odległymi. To właśnie wtedy, w międzywojniu, pewnego pięknego lipcowego dnia powstała „bajka o krasnalu”, jak sama we wstępie określa swoją opowieść autorka. Tę książkę znają nasi dziadkowie, rodzice z dużym prawdopodobieństwem czytali ją jako szkolną lekturę, a i część z nas miała okazję poznać ją w tej czy innej formie w czasach swojego dzieciństwa. Osobiście uwielbiam takie dawne bajki, bo mają swój urok, prostotę i czas, których często brakuje tym współczesnym.

Z przygód krasnala Hałabały to w istocie książka prosta, przekazująca dzieciom informacje na temat natury (zmienności pór roku, świata roślin i zwierząt), ale też prostych sytuacji życiowych. Znajdziemy tu 9 krótkich opowieści, a w każdej z nich tytułowy bohater ma do wykonania jakieś zadanie związane z interakcją z pozostałymi mieszkańcami okolicy – a to trzeba pomóc wiewiórce w odnalezieniu orzechów, a to krasnal postanawia wybrać się za morze wraz z sójkami... Opowieści są krótkie, nieskomplikowane i naprawdę urocze, a przy tym daleko im do przesady znanej z wielu współczesnych bajek. Całość opisana jest bardzo przyjemnym stylem – prozą z lekkim rytmem rymu – dzięki któremu opowiadania świetnie nadają się do czytania na głos. Myślę, że te proste, życiowe scenki mają wszelkie walory, by spodobać się dzieciom, a dla rodziców stanowią doskonały początek do rozmowy o zachowaniach poszczególnych postaci. Poza tym dzisiaj, w czasach gdy dzieci mają coraz mniejszą styczność z przyrodą, lasem czy chociażby parkowymi alejkami, bajka ta w jakiś sposób przybliża im ten bardzo ważny świat natury.

Dodatkowo opowieść ubogacają proste, minimalistyczne rysunki Zdzisława Witwickiego (tego pana od wróbelka Elemelka, którego również niesamowicie przyjemnie wspominam). Cieszę się, że wydawnictwa decydują się na wznowienia takich opowieści i że nie odbierają im ich dawnej, charakterystycznej formy. Dzięki temu wiele osób może przypomnieć sobie własne dzieciństwo, ale też przekazać dalej to, co samemu tak doskonale pamięta.






Za egzemplarz książki dziękuję serdecznie wydawnictwu Nasza Księgarnia.

4 komentarze:

  1. Pamiętam ją z dzieciństwa:)

    OdpowiedzUsuń
  2. Urocza książka :3
    Bardzo mi się podoba!

    OdpowiedzUsuń
  3. Na pewno podrzucę tą książeczkę siostrzeńcom... i sama się z nią zapoznam, bo aż wstyd przyznać... ale nie znam tej historii.
    Pozdrawiam
    ksiazki-inna-rzeczywistosc.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  4. Moja bajka z dzieciństwa! Również mam to piękne wydanie ♥ Uwielbiam ją!
    Pozdrawiam, Shelf of Books :)

    OdpowiedzUsuń

Komentarze są dla nas źródłem siły do prowadzenia bloga i wielkiej radości, dlatego też będziemy wdzięczni za każdy pozostawiony przez Was ślad.