Religie, zabobony, rytuały, tarocistki, jasnowidze, szeptuchy, czarne koty, plucie przez lewe ramię, klątwy, egzorcyzmy i oczyszczanie energii. Jedni z nas wrzucają to wszystko do jednego wora i stanowczo się odwracają, inni wybierają elementy, które mieszczą się w ich światopoglądzie, a jeszcze inni patrzą łaskawym okiem na wszelkie przejawy rytualnej duchowości. Mówi się, że żyjemy w katolickim kraju. A w co tak naprawdę wierzymy?
Nagradzany reporter Tomasz Kwaśniewski postanowił przyjrzeć się polskiemu rynkowi usług ezoterycznych: od wróżących z kart, poprzez jasnowidzów, aż do spirytystów i bioenergoterapeutów. Odwiedził wielu z nich w ich własnych gabinetach i domach, wypróbował różnorodne rytuały, przeprowadził też wiele rozmów z ludźmi ze swojego otoczenia na temat tego, w co wierzą i jak przekłada się to na ich życie. Wynik tego śledztwa niejednego zaskoczy, okazuje się bowiem, że Polacy bardzo chętnie korzystają z podobnych usług, choć na każdym kroku deklarują się jako sceptycy.
Ogromną zaletą tej książki jest styl Tomasza Kwaśniewskiego. Chyba nikt nie pisze jak on: ze swadą, humorem i lekkością, która zachwyca na każdej kolejnej stronie. Choć to reportaż, a w wielu miejscach wręcz pamiętnikowy zapis wydarzeń z kolejnych dni, wszystko pochłaniałam z nieskrywaną przyjemnością. I mimo że podchodziłam do tej książki z wielkim dystansem – to znaczy niby chciałam ją przeczytać, bo temat mnie interesował, ale jakoś nie mogłam się zebrać – to ostatecznie pochłonęłam ją niemal na raz. Od pierwszego rozdziału wiedziałam, że o czymkolwiek nie opowiadałby autor, ja pójdę za jego słowami.
Bardzo podoba mi się to, że mimo żartobliwego (czy też raczej ironicznego) charakteru wielu fragmentów, książka pozwala nam na samodzielne wyciąganie wniosków. Tomasz Kwaśniewski nie prowadzi nas za rączki mówiąc: patrzcie, to manipulanci, a to ciemny naród. Nie. On pokazuje, opisuje pewne zjawiska, które następnie sami możemy zinterpretować. Dostarcza nam faktów, nad którymi zastanawiamy się sami. Tak moim zdaniem wygląda rzetelne dziennikarstwo. Autor wykonał tytaniczną pracę, odwiedzając dziesiątki wróżek oraz wróżów i poznając ich pracę, włożył też z pewnością sporo wysiłku w eksperyment, który został opisany na końcu książki.
I sama nie wiem, czy po lekturze ubolewam nad stanem polskiego społeczeństwa (jak niektórzy), czy jednak dryfuję w stronę "wszystko mi jedno", jak w przypadku wielu spraw. Nie jestem pewna, czy między wiarą w czarne koty a ruchem antyszczepionkowym można postawić znak równości (bo przecież olaboga, ciemny naród i jak można wierzyć w takie bzdury). Jestem w stanie zrozumieć, że komuś może być łatwiej iść do wróżki niż do psychologa (bo w wielu miejscach ten drugi wciąż jest synonimem stygmatyzacji), a jeśli wróżka ta powie człowiekowi, że siedzi w jakimś złym schemacie? Doskonale rozumiem też potrzebę odrobiny magii w naszym życiu, podobnie jak wiem, w czym pomaga głęboka wiara (w jakiegokolwiek boga). I tak sobie myślę, że moglibyśmy tych wszystkich zjawisk aż tak nie demonizować.
Za egzemplarz książki dziękuję serdecznie Wydawnictwu Znak.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Komentarze są dla nas źródłem siły do prowadzenia bloga i wielkiej radości, dlatego też będziemy wdzięczni za każdy pozostawiony przez Was ślad.