poniedziałek, 13 maja 2019

Robert Małecki – „Skaza”, „Wada” [przedpremierowo]



Wstyd się przyznać, ale jak do tej pory obecność Roberta Małeckiego na polskim rynku wydawniczym umykała mojej uwadze. Może na zbyt długo wycofałam się z czytania literatury, a może automatycznie autor podpiął mi się pod jeden kontakt z Jakubem Małeckim? W każdym razie żyłam sobie w błogiej nieświadomości do czasu pewnego maila z wydawnictwa Czwarta Strona, który wspominał o serii kryminalnej. Serii, o której również do tej pory nie słyszałam. Jako że kryminały i thrillery bardzo lubię (co nietrudno zauważyć, czytając naszego bloga), szybko postanowiłam nadrobić zaległości. I tak właśnie majówkę spędziłam w towarzystwie komisarza Bernarda Grossa.

Skaza i Wada to typowe współczesne kryminały, a w tej typowości nie ma absolutnie nic złego. Wręcz przeciwnie – jest ona gwarancją sukcesu, a czytelnikowi daje pewność, że historia wzbudzi w nim emocje. Mamy zatem komisarza policji, głównego bohatera, który bezskutecznie szuka spokoju po niewyjaśnionej sprawie z przeszłości. Mamy wiszącego nad nim demona w postaci żony, która po tragicznej napaści od wielu lat pozostaje w śpiączce, a jej obecność nie pozwala Grossowi zrobić kroku naprzód. Mamy też sprawy, które toczą się swoim własnym, dość powolnym rytmem, a mimo to maksymalnie angażują czytelnika. I wreszcie mamy zaskakujące, dobre zakończenia.

Uwielbiam zagadki, które konstruuje Robert Małecki. Zarówno w przypadku Skazy, jak i Wady punktem wyjścia dla fabuły jest współczesna śmierć: świeżo znalezione zwłoki lub tajemnicze miejsce zbrodni. Jednak wraz z kolejnymi stronami zaczynamy odkrywać fakty z coraz dalszej przeszłości. Czytelnik, podobnie jak komisarze, nie jest w stanie ich zintegrować, połączyć w całość, dzięki czemu odkrywanie tajemnicy jest tak satysfakcjonujące. I wciągające, bo nie chcemy odrywać się od lektury, kusi nas przeczytanie jeszcze jednej strony, jeszcze jednego rozdziału. A gdy książka dobiega końca, naszym oczom ukazuje się kompletna, wielowątkowa, dobrze umotywowana historia na którą patrzymy z uznaniem dla autora.

Satysfakcjonujące są również wątki poboczne związane z życiem komendy policji. Oczywiście najlepiej poznajemy komisarza Grossa i jego życie prywatne (autorzy kryminałów muszą naprawdę nie lubić swoich bohaterów, że zsyłają im na głowę takie nieprzyjemności), ale w książce przejawia się również kilka postaci drugoplanowych. Może nie domagają się one uwagi tak usilnie, jak na przykład w książkach Monsa Kallentofta, ale ich indywidualny rys jest wyraźny i wpływa na to, w jaki sposób prowadzą swoją część śledztwa.

Cóż, wszystko wskazuje na to, że mamy nowego kandydata to grona moich ulubionych autorów kryminałów! Poprzednia seria Roberta Małeckiego jest już u mnie, mam nadzieję, że będzie równie świetna, jak te dwa gagatki. I tak sobie myślę, że powinniśmy częściej czytać polskich autorów, bo chyba trochę ich nie doceniamy.






Za egzemplarz książki dziękuję serdecznie wydawnictwu Czwarta Strona.
Premiera „Wady” 15 maja!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Komentarze są dla nas źródłem siły do prowadzenia bloga i wielkiej radości, dlatego też będziemy wdzięczni za każdy pozostawiony przez Was ślad.