Część z Was pewnie wie z Instagrama (swoją drogą – zapraszamy), że niedawno i całkiem niespodziewanie zmieniliśmy miejsce zamieszkania. Łatwo nie było. Gdy przy pakowaniu zaczyna brakować kartonów, a nerwy i presja czasu narastają, odkrywamy, że mamy za dużo rzeczy, ale nie tylko to. Po fakcie i namyśle można dojść do całkiem interesujących wniosków – poniżej znajdziecie moje.
1. W życiu nie ma miejsca na za małe ciuchy i bardzo kiepskie książki.
Serio. O pozbywaniu się książek pisałam więcej tutaj, jednak wspomniane porządki okazały się niewystarczające. Podczas pakowania odkryłam nowy sposób selekcji: jeśli dana książka denerwuje Cię swoją obecnością i tym, że zabiera miejsce w kartonie innym pozycjom, wiedz, że coś się dzieje! To samo z resztą tyczy się ubrań, bo co z tego, że mam dwadzieścia sukienek, skoro połowa z nich jest za duża/za mała/nie w moim stylu, więc i tak ich nie noszę? Przeprowadzka pomaga zastanowić się nad tym, czy rzeczy, którymi się otaczamy, są przez nas regularnie używane i, co za tym idzie, potrzebne. Ja zrobiłam selekcję zarówno w książkach, jak i w ciuchach, od razu przy rozpakowywaniu kartonów. Za późno.
2. Sentymenty muszą mieć granice.
Temat ściśle związany z punktem 1. Nie pozbędę się tego kubka, bo piłam w nim kawę na pierwszej stancji, a w tym pudełku dostałam trzeci prezent od czwartego chłopaka, więc ma dla mnie wartość sentymentalną. Wartość sentymentalna. Dużo wody upłynęło, zanim zrozumiałam, że wspomnienia nie są zaklęte w rzeczach i nie wszystko, co kiedyś było dla mnie ważne, muszę mieć przy sobie. Oczywiście rozumiem gromadzenie pamiątek i sama mam ich mnóstwo, ale nauczyłam się oddzielać te wartościowe od zapychaczy miejsca. Dla zdrowia własnego kręgosłupa i psychiki.
3. Dobrze jest mieć miejsce, do którego zawsze można wrócić.
Niezależnie, czy zmieniałam stancję, czy przenosiłam się do innego miasta – zawsze miałam okres przejściowy, w którym zjawiałam się (z całym dobytkiem lub jego częścią) u rodziców. Tak samo dzieje się teraz. Nigdy nie przywiązywałam do tego jakiejś wielkiej wagi, prawdę mówiąc w ogóle o tym nie myślałam, ale serio: nie wiem, gdzie bym była i jak poradziłabym sobie z rzeczami, gdyby nie oni. Warto o tym pamiętać. To samo tyczy się z resztą osób, które zupełnie bezinteresownie i nagle deklarują swoją pomoc: jesteście super, wszyscy bez wyjątku!
4. Przeprowadzka to nie wypad w góry, nie zyskuje na spontanie.
Fakt, zmiana miejsca zamieszkania trochę zwaliła nam się na głowę, ale nie usprawiedliwia to braku jakiegokolwiek planu. Wszystko załatwiane było na szybko (auta, pomoc, kartony, sprzątanie) i bez rozkminy nad realnym zapotrzebowaniem, więc pod koniec byliśmy w ciągłym niedoczasie, w dodatku zostając na miejscu z rzeczami, które dawno mogły zostać wywiezione, gdy była ku temu okazja. O tym co zabrać/wyrzucić/sprzedać/zostawić również decydowaliśmy na szybko. Kosztowało nas to sporo nerwów i napiętych sytuacji, które mogłyby się nie wydarzyć. 2/10, nie polecam.
5. Jesteś w stanie znieść więcej, niż Ci się wydaje.
I nie mam na myśli milionów ton liczonych w kartonach znoszonych po schodach, choć w tym zakresie też można odnaleźć nowego siebie.
Tak całkiem poważnie: to chyba najważniejszy wniosek płynący z przeprowadzek, choć brzmi nieco jak coachingowe brednie wcinane przez Puchatka. Tak naprawdę rację mają ci, którzy twierdzą, że większość ograniczeń istnieje tylko w naszej głowie. W zdecydowanej większości przypadków jesteśmy w stanie poradzić sobie z tym, co nas spotyka. Jest trudno. Jest zaskakująco. Praca jest niebywale ciężka. Psychika oporuje. A jednak widać w końcu jakieś promyczki słońca, które sugerują, że być może coś w końcu zmieni się na lepsze.
Ja e niedalekiej przyszłości z miejscem nie będę miała problemów - nawet jak w 100% się wyprowadze to wiem, że u rodzicow w domu zawsze będzie schowek na moje rzeczy. Ale wiadomo, nadmiar sentymentu to niewygodna sprawa :D
OdpowiedzUsuńNajlepiej! Taki schowek zawsze się przydaje, ja np. nawet po wyprowadzce trzymałam u rodziców stare pamiętniki i inne szkolne pamiątki. :)
UsuńByłam nie dawno na podobnym etapie. Z domu rodzinnego przeprowadziłam się (bardzo nie daleko, bo płot w płot) do własnego domu, w którym wymarzyłam sobie industrialną biblioteczkę na całą ścianę. Taką z prawdziwego zdarzenia, z półkami po sufit i drabinką. Zabudowa jest na etapie projektowania, a ja nie mogę się już jej doczekać. Ciężko oddaje mi się książki, są jednak pojedyncze pozycje, które mi się nie przypadły mi do gustu, więc je podarowałam w konkursach. Staram się jednak rozważniej kupować książki, a egzemplarze recenzyjne dobieram bardzo krytycznie. Więc raczej nie zdarzają mi się już pozycje, których nie chciałabym mieć u siebie na półkach... No i mam problem z głowy ;p
OdpowiedzUsuńOoooo, tak bardzo chciałabym to zobaczyć! Marzenie większości z nas, jak sądzę. :)
UsuńCieszę się, że chociaż komuś udaje się dobrze dobierać książki, bez większych wtop. Mnie ciekawi wiele tematów i często kupuję coś, co jest w 100% zgodne z moimi zainteresowaniami, a ostatecznie po lekturze i tak okazuje się klapą. :<
Całe szczeście, że jestem jeszcze zbyt młoda na przeprowadzki. Nie wyobrażam sobie jej w moim wykonaniu. Jestem zbyt bardzo przywiązana do wszystkich pamiątek, które pamiątkami być nie mogą.
OdpowiedzUsuńMogą i nic nie stoi na przeszkodzie żeby były, o ile nie zabierają Ci życiowej przestrzeni i nie denerwujesz się na nie, że istnieją. ;) Nie jestem przeciwniczką pamiątek. Po prostu musiałam pogodzić się z tym, że nie mogę gromadzić ich w takiej ilości, jaką miałam.
UsuńZaliczyłam w swoim życiu 16 przeprowadzek. Więc sztukę organizowania przeprowadzek opanowałam do perfekcji. Od dwóch lat mam własne mieszkanie, z którego nie zamierzam się w najbliższym czasie przeprowadzać.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam, a w wolnej chwili zapraszam do siebie zakladkadoksiazek.pl
16?! Niezły wynik. ;) Dobrze, że w końcu osiadłaś na swoim, a raczej dobrze, że jest Ci tam dobrze (jakkolwiek źle to zdanie brzmi).
UsuńU mnie jest tak, że mimo mieszkania "na swoim" już ponad rok, ciągle nie mam tak przeniesionych wszystkich rzeczy i nie wszystko jest zrobione tak do końca. Również 2/10, również nie polecam.
OdpowiedzUsuńW sumie się nie dziwię, wbrew pozorom przeniesienie rzeczy nie jest łatwe ani przyjemne, a "na swoim" na pewno jest mnóstwo roboty, która nie zachęca, żeby domknąć temat.
UsuńDla mnie ostatnia przeprowadzka była dosyć ciężka (nie tylko przez kartony z książkami), bo właściwie pierwszy raz mieszkam sama i musiałam się do tego przyzwyczaić. Ale teraz to sobie cenię :)
OdpowiedzUsuńTeż ostatnio musiałam się zmierzyć z przeprowadzką. Ponieważ jednak nie zdążyłam przez ten niecały rok zgromadzić nie wiadomo ile, to nie był to jakiś wielki problem. Mimo to postanowiłam zrobić trochę porządku w swojej biblioteczce. Ubrania pewnie też pasowałoby poprzeglądać... ;)
OdpowiedzUsuń