Bardzo się cieszę ze wszystkich możliwości, które dało mi pisanie o książkach. Gdyby nie blog, nie odkryłabym wielu wspaniałych autorów i prawdopodobnie nigdy nie poznałabym całej masy tytułów, które do dziś wspominam z uśmiechem na ustach. Niestety w miarę upływu czasu zauważyłam, że dalsze poszukiwania nadspodziewanie często wiążą się ze spektakularnymi porażkami – na jedną perełkę przypada kilka małych katastrof, a coraz więcej książek oceniam po prostu jako przeciętne, miałkie, bez wyrazu. Zaczęłam się zastanawiać, jak w powodzi nowej literatury znaleźć to, co naprawdę mnie interesuje. A może większy sens ma sięganie wyłącznie po sprawdzone serie i autorów?
Żyjemy w czasach, gdy pisarzem może zostać każdy – istnieje wiele wydawnictw, których portfolio jest bardzo bogate, a jeśli ta droga zawiedzie, zostaje self-publishing lub wsparcie firm partycypujących w kosztach wydawniczych. Teoretycznie ludzie nie czytają (o czym mają świadczyć podnoszone co roku badania), a jednak liczba wydawanych książek z roku na rok rośnie. Jeszcze kilka lat temu w miesiącu było kilka konkretnych dni, w których na rynku pojawiały się nowe tytuły. Dzisiaj są wydawane praktycznie cały czas. Ponadto skróceniu uległa żywotność książki – kiedy zamawiam je miesiąc po premierze, mam czasem wrażenie, że sięgam po starocie z poprzedniej epoki.
W obliczu tych wszystkich aspektów trudno było mi zaakceptować fakt, że nie przeczytam w życiu wszystkich książek, na które mam ochotę. Kiedy czytam opisy nowości, bardzo wiele tytułów zwraca moją uwagę. Samych thrillerów i kryminałów pojawia się na rynku mnóstwo, a przecież czytam również obyczajówki, fantastykę, a czasem nawet literaturę faktu. Zamawiam więc książki dopasowane do mojego gustu. Niestety coraz częściej łapię się na tym, że wszelkie eksperymenty kończą się fiaskiem: pomysły są powtarzalne, postaci nijakie, a historie bardzo do siebie podobne. Nie mam już tyle czasu na czytanie co kiedyś i łatwiej frustruję się, kiedy finalnie okazuje się, że książka, na którą go przeznaczyłam, wcale nie jest wybitna.
Czasem mam wrażenie, że kupując tylko książki autorów, których znam i lubię, i tak wydawałabym sporo i zawsze miałabym co czytać. Kusi mnie perspektywa zamknięcia się w czytelniczym mikroświecie, olania tego, co modne i głośne na rynku. Skupienia się na nadrabianiu zaległości w książkach Kinga, Ćwieka czy Kallentofra. Z drugiej strony nie chcę całkowicie odcinać się od nowości, bo raz na jakiś czas znajduję wśród nich perełki, a dzięki zasadzie open-minded odkryłam właściwie wszystkie najlepsze powieści 2017 roku.
Jestem bardzo ciekawa, jaki jest Wasz stosunek do odkrywania nowych książek i autorów. Macie swoich faworytów, którzy zawsze będę dla Was priorytetem przed wszystkimi innymi? A może rzucacie się w wir nowości z otwartymi ramionami i udaje Wam się wyłowić perełki? Koniecznie dajcie znać!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Komentarze są dla nas źródłem siły do prowadzenia bloga i wielkiej radości, dlatego też będziemy wdzięczni za każdy pozostawiony przez Was ślad.