Wiem, że to najbardziej sztampowy z możliwych początków posta podsumowującego styczeń, ale nie mam pojęcia, kiedy minął mi pierwszy miesiąc nowego roku. Jeszcze nie nauczyłam się dobrze zapisywać daty (wciąż wciskam wszędzie "2017"), a już czas myśleć o lutym i planach na kolejne tygodnie. Mam wrażenie, że najbliższy miesiąc będzie przejściowy, właściwie już żyję tym, co szykuje się na marzec... Póki co wróćmy jednak na chwilę do stycznia i wszystkich fajnych rzeczy, które odkryłam w minionym miesiącu. O dziwo, mimo niesprzyjającej pogody i ogólnego braku energii, jest ich wyjątkowo dużo.
Pandemic: Legacy
W 2018 rok weszliśmy planszówkowo – 1 stycznia cały dzień spędziliśmy na dokańczaniu naszej rozgrywki w Pandemic: Legacy - Sezon 1. To kooperacyjna planszówka, w której wcielamy się w grupę naukowców, starających się uratować świat przed rozprzestrzenianiem się śmiercionośnego wirusa. Podróżujemy po różnych kontynentach, zbieramy dane, szukamy szczepionek i staramy się pokonać grę, która jest dla nas bardzo wrednym przeciwnikiem... Co ważne, system "legacy" polega na tym, że decyzje, które podejmujemy, na zawsze zmieniają naszą grę, a sama kampania jest jednorazowa.
O tej wersji Pandemii będziecie mogli przeczytać w lutowym Graniu w Parze, więc nie zdradzam niczego więcej. Zainteresowanych zapraszam na posta 5 lutego.
Król rozrywki (2017)
Długo zastanawiałam się, czy chcę o tym filmie napisać, czy też nie, bo po seansie miałam kilka ambiwalentnych odczuć. Przede wszystkim nie do końca podobało mi się pomieszanie dawnego klimatu – strojów, zachowań, ogólnie świata przedstawionego – z nowoczesną muzyką. Sylwkowi się to nie gryzło, ale mnie owszem; kilka razy ten rozdźwięk nieprzyjemnie mnie ukłuł. Poza tym, zupełnie nie wiem czemu, trochę więcej sobie po tym filmie obiecywałam. Historia nie jest skomplikowana, a jej przewidywalność sprawia, że momentami nawet się dłuży.
Ostatecznie jednak uznałam, że są w tym filmie elementy, w którym można się zakochać i który wart jest opisania. Król rozrywki to teatr jednego aktora, którym jest Hugh Jackman. Z ogromną przyjemnością patrzyłam na to, jak bawi się swoją rolą, cieszy się nią i jak idealnie do niej pasuje. Emocje, jakie biły do mnie z ekranu, były wyłącznie pozytywne i totalnie mną zawładnęły. Jeśli chodzi o ścieżkę dźwiękową - wciąż uważam, że nie pasuje do klimatu filmu, ale odsłuchiwana samodzielnie okazuje się być naprawdę dobra. Co więcej – kiedy słucham nagrań i przypominam sobie konkretne sceny z nimi związane, one również mi się podobają (jak na przykład The Other Side – o matko, jakie to było cudne!).
Ścieżka dźwiękowa wiele zyskuje także wtedy, kiedy sięgniemy po materiały zakulisowe chętnie udostępniane w ramach promocji przez 20th Century Fox. Na ich kanale na Youtubie znajdziecie filmy z prób – ja jestem nimi zachwycona, przypominają mi, dlaczego tak bardzo kocham muzykę.
recital Kuby Jurzyka
Po koncercie Pawła Izdebskiego wiedziałam jedno: kiedy tylko pojawią się bilety na recital KOGOKOLWIEK ze Studia Accantus w Gdańsku, kupuję je od razu. Tak też uczyniłam.
Z koncertu wyszłam pełna energii, zachwycona. Jestem pod wrażeniem, jak FENOMENALNY głos ma Kuba Jurzyk. To było wspaniałe: zaczynając od mojego ukochanego Bądź moim natchnieniem ze wspaniałą zabawą głosem i aranżacją, poprzez usłyszane na żywo po raz pierwszy El Tango de Roxanne, aż do najwspanialszego, najbardziej zaskakującego bisu ever. Wszystko w punkt, a ja chcę jeszcze raz!
11 marca koncert symfoniczny w Filharmonii Bałtyckiej. Chyba wszyscy wiemy, co pojawi się w marcowych inspiracjach?
Life Managerka
Czasem zdarza się tak, że trafiamy do jakiegoś miejsca w internecie, a ono, choć samo w sobie bardzo ciekawe, okazuje się być kopalnią inspiracji. Taki właśnie jest blog Agnieszki – nie tylko zachwycający treścią i pełen pozytywnej energii, ale również popychający nas dalej, do kolejnych wspaniałości. Autorka porusza bardzo różne tematy: w założeniu jest to głównie zdrowe odżywianie, ale pojawiają się również wskazówki dla zaczynających swoją przygodę z jogą czy podróże. Ważny jest sposób opisu i styl, w jakim napisane są poszczególne posty. Bardzo, bardzo zachęcający.
Waszej uwadze polecam zwłaszcza wpis o miłości do własnego ciała oraz serię o freelancingu. To dzięki blogowi Agnieszki poznałam również dwie kolejne inspiracje, które opisuję poniżej.
Anatomia Jogi
Zauważyłam, że w ostatnim czasie jakoś rzadziej zaglądam na Youtube'a, a jeśli już to robię, wybieram filmy, które przekładają się na moją wiedzę, a nie potrzebę zakupu czegoś, jak to miało miejsce do tej pory. Jednym z kanałów, który dosłownie pochłonęłam (bo w kilka dni obejrzałam większość dostępnych filmików), jest Anatomia Jogi. Dowiedziałam się o niej z bloga Agnieszki, o którym wspomniałam wyżej, a że tematyka idealnie wpasowała się w to, czego aktualnie potrzebuję, rozpoczęłam eksplorację.
Znajdziemy tutaj różne rodzaje filmów. Pierwszą grupę stanowią te bardziej techniczne, związane z konkretnymi asanami, pracą mięśni i stawów, trudnościami i korzyściami dla naszego ciała. Druga część, ważna zwłaszcza dla osób, które praktykują jogę z domu, to sekwencje asan, mające pomóc w konkretnych przypadkach: np. dla wzmocnienia ramion albo otwarcia bioder.
wykłady Ajana Brahma
Myślę, że każdy z nas ma w głowie jakiś obraz buddyjskiego mnicha – wykreowany na podstawie popkultury, filmów klasy B, może kilku książek, które kiedyś wpadły nam w ręce. Cóż, Ajan Brahm raczej się w ten obraz nie wpisuje. Opat australijskiego klasztoru w Serpentine regularnie daje otwarte wykłady, w których objaśnia nam świat i pokazuje, w jaki sposób buddyjskie zasady miłości mają odniesienie w otaczającej nas rzeczywistości. Nie mówi jak "typowy mnich" ani żadna inna osoba duchowna; jego opowieści przypominają raczej bardzo dobre wykłady z psychologii. Prosty język, plastyczne przykłady, które trafiają do zwykłych ludzi, a także humor – to dzięki nim tak wspaniale się tego słucha.
Na Youtubie możecie obejrzeć wykłady na bardzo różne tematy, z polskimi napisami. Ja podrzucam ten, od którego sama zaczęłam.
Pokemon Trading Card Game
Z zamiarem wejścia w temat kolekcjonerskiej karcianki Pokemon nosiliśmy się już od jakiegoś czasu. Nasze zainteresowanie rosło i malało naprzemiennie przez kilka miesięcy, aż w końcu nadszedł moment, kiedy wiedziałam, że zaczynamy zabawę – na przełomie roku znalazłam talię zbudowaną na moim absolutnie ulubionym Pokemonie. Reszta poszła z górki. Ogromnej, finansowej górki.
Ja sprawuję pieczę nad papierową kolekcją, Sylwek wkręca się w karciankę online, a wspólnie biegamy po sklepach, wydajemy pieniądze i otwieramy boostery. No i gramy. To znaczy ja jeszcze się uczę, bo nigdy nie byłam dobra w deckbuildery, a poza tym słabo ogarniam angielskie opisy kart, ale wszystko jest na dobrej drodze do sukcesu. Zajaraliśmy się totalnie i to chyba jest w tym wszystkim najfajniejsze - moment, w którym znajdujesz coś, co daje Ci mnóstwo radości.
Muszę więc wejść na tego polecanego przez Ciebie bloga. Może też się zainspiruje.
OdpowiedzUsuńGry planszowe uwielbiam, ale w Pandemic z jakiegoś powodu jeszcze nigdy nie grałam... Dla mnie odkryciem stycznia jest karcianka Sen :) <3
OdpowiedzUsuńDziękuję Ci bardzo za polecenie mojego bloga i ciepłe słowa pod jego adresem <3 bardzo się cieszę, że Cię zainspirował. Wpis o miłości do swojego ciała jest też jednym z moich ulubionych :)
OdpowiedzUsuńLubię gry planszowe :)
OdpowiedzUsuń