niedziela, 14 stycznia 2018

Agnieszka Olejnik – „Cuda i cudeńka”



Bardzo dawno nie miałam w rękach pełnoprawnej powieści obyczajowej z gatunku tych lekkich i przyjemnych, które otulają jak dobry, miękki koc – od dłuższego czasu balansuję gdzieś w okolicach kryminałów i thrillerów, czyli powieści z trudnymi tematami, które wywołują wiele emocji. Potrzebowałam odmiany, potrzebowałam czegoś, przy czym będę mogła się wyluzować. I choć o tym, że pod choinką znalazłam właśnie powieść Agnieszki Olejnik, zdecydował przypadek, jestem bardzo zadowolona. Bo wszystko wskazuje na to, że właśnie takiej książki potrzebowałam.

Helena, a właściwie Lena, bo tak woli być nazywana główna bohaterka powieści, jest młodą, pełną energii optymistką. Gdy okazuje się, że najbliżsi potrzebują jej pomocy, nie waha się ani chwili: wyjeżdża z rodzinnej wsi, żeby zająć się babcią, która dochodzi do siebie po udarze. Staruszka nigdy nie widziała swojej wnuczki, z resztą na własne, wyraźne życzenie. Nie należy do osób towarzyskich, jest skłócona ze wszystkimi sąsiadami, a co najgorsze przestała mówić – porozumiewa się jedynie gniewnymi fuknięciami. Przed Leną bardzo trudne zadanie, a jej cierpliwość wiele razy zostanie wystawiona na próbę...

Oprócz historii związanej z babcią Leny Cuda i cudeńka stanowią występ wielu aktorów: tak naprawdę każdy z mieszkańców kamienicy ma swoją własną opowieść. Samotna starsza pani, energiczna Włoszka o bardzo smutnych oczach, skłócona, pełna gniewu rodzina, a nawet nieobecny pisarz – właściciel mieszkania na poddaszu. Punktem stycznym tych wszystkich historii staje się pojawienie się w miasteczku Leny, która przez swoją żywiołowość i miłość do ludzi stopniowo zjednuje sobie kolejne osoby. Historie są opowiadane, wychodzą na jaw sekrety, a w miarę upływu czasu życie przynajmniej części bohaterów zdaje się iść ku lepszemu.

Tak naprawdę wszystkie opisywane wątki mnie zaciekawiły, choć każdy w nieco inny sposób, jestem też zadowolona ze sposobu, w jaki zostały opisane: z należytym zaangażowaniem i wrażliwością. 

Cała opowieść utrzymana jest w bajkowej, lekko nierealistycznej atmosferze, jednak nie stanowiło to dla mnie żadnego problemu. Agnieszka Olejnik postanowiła stworzyć historię uroczą, pełną ciepła i pozytywnych emocji, idealną na zimowe wieczory, lekko nawiązującą do okresu Świąt. Tutaj wszystko zdaje się piękniejsze niż w prawdziwym życiu – wystarczy uśmiechnąć się do nieznajomego, a dalej sprawy potoczą się same; wystarczy szepnąć do kamiennych aniołów, a one spełnią nasze życzenia. Można to nazwać siłą pozytywnego myślenia, można głupim gadaniem, ale moim zdaniem jest w tej opowieści ziarno prawdy. A przynajmniej chcę wierzyć, że tak właśnie jest.

Czasem potrzeba takich opowieści i bardzo się cieszę, że miałam okazję sięgnąć po Cuda i cudeńka. Już niedługo kolejna część cyklu, której nie mogę się doczekać: tak wiele zagadek zostało do rozwiązania, poza tym już tęsknię za bohaterami! W międzyczasie książkę na pewno podrzucę Mamie i, kto wie, może dalszej części rodziny? To jedna z tych historii, która – jestem tego pewna – idealnie wpisze się w gust otaczających mnie kobiet. 






Cuda i cudeńka || Listy i szepty

2 komentarze:

  1. Ja mam w planach lekturę tej powieści jeszcze w tym miesiącu i mam nadzieję, że uda mi się to wykonać :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Lubię niekiedy sięgnąć po taką lekką i niezbyt zobowiązującą powieść, więc na pewno będę miała ten tytuł na uwadze.

    OdpowiedzUsuń

Komentarze są dla nas źródłem siły do prowadzenia bloga i wielkiej radości, dlatego też będziemy wdzięczni za każdy pozostawiony przez Was ślad.