wtorek, 10 grudnia 2019

Szymon Hołownia, Marcin Prokop – „Pół na pół”

Pewnie już o tym wspominałam, ale bardzo rzadko sięgam po biografie. Co do zasady nie interesuje mnie życie innych ludzi, nawet tych najbardziej znanych, poza tym bardzo trudno jest mi się zainspirować czyjąś drogą. Gdy już wpada w moje ręce opowieść o historii jakiejś znanej postaci, zwykle kusi mnie ona nie samym bohaterem, a wartością dodaną, na przykład w postaci humoru lub szczególnego spojrzenia autora na świat. 

W przypadku duetu Hołownia&Prokop taką spodziewaną wartością są pewne spostrzeżenia na temat szołbiznesu, kondycji społeczeństwa i życia codziennego, nierzadko bardzo trafne i okraszone odpowiednią dawką żartu. Obu Panów bardzo lubię i cenię, czytałam też poprzednie książki, które tworzyli w duecie: Bóg, kasa i rock'n'roll oraz Wszystko w porządku. I choć żadna z nich nie była tak bardzo biograficzna, jak Pół na pół, wszystkie trzy są zasadniczo do siebie podobne: w formie i sposobie wypowiedzi ich autorów. 

Tym razem punktem wyjścia dla opowieści jest dzieciństwo obu Panów, które przypadło na lata komunistycznego kryzysu i z tego względu jest wyjątkowo wdzięcznym tematem do opowieści (przynajmniej moim zdaniem). Autorzy starają się dotrzeć do tego, co i w jaki sposób ukształtowało ich osobowości oraz wartości, którymi kierują się w życiu codziennym. W następujących po sobie rozdziałach przepytują się wzajemnie w temacie kolejnych etapów dzieciństwa i dorastania. Choć ich zawodowe losy splotły się więcej niż raz, czytelnik nie będzie zaskoczony, że podejściem do życia i poglądami Panowie różnią się znacznie, przynajmniej w niektórych kwestiach. Dzięki temu dyskusja jest barwna i dynamiczna.

Od samego początku widziałam wyraźną różnicę między rozdziałami – te dotyczące Marcina Prokopa spodobały mi się znacznie bardziej. Powody są dwa. Jego historia, domowe realia, a także osobowość są mi znacznie bliższe niż dzieciństwo Szymona Hołowni, więc łatwiej było mi się utożsamić z opowiadaną historią, przynajmniej w jakimś stopniu. Poza tym to Hołownia jest w tym duecie zdecydowanie lepszym słuchaczem, więc rozdziały, w których to on stawał w roli dziennikarza, wydawały mi się znacznie przyjemniejsze. Choć obaj Panowie mają tendencję do przerywania wypowiedzi kolegi żartami, często złośliwymi (taki już urok ich relacji), Marcinowi Prokopowi takie wtrącenia zdarzają się zdecydowanie częściej. Mniej jest w nim ukierunkowania na drugą osobę, towarzyszenia jej w opowieści, a więcej oceniania i wpychania na siłę w rozmaite umysłowe szufladki. 

Na szczęście w miarę upływu kolejnych stron, gdy autorzy przechodzą od dzieciństwa do późniejszych lat, granice między rozdziałami coraz bardziej się zacierają. Wspólne doświadczenia sprawiają, że Panowie nie muszą już tak mocno starać się zrozumieć życiowej sytuacji drugiej strony, a mogą sobie pozwolić na swobodniejszą wymianę myśli, co zdecydowanie służy całej książce. Im dalej, tym więcej rozważań o tym, jak na przestrzeni lat zmieniało się dziennikarstwo, a także społeczeństwo, co obserwujemy na przykładzie pojawiających się na rynku a następnie znikających programów, gazet czy innych mediów. Jako czytelnicy mamy okazję zajrzeć za kulisy i lepiej zrozumieć popkulturowe mechanizmy.

Nie będę ukrywała, że rozmowę Szymona Hołowni i Marcina Prokopa czytałam z przyjemnością. Oprócz historii autorów, miałam też okazję zaobserwować ich wymianę myśli i doświadczeń, a wszystko to w bardzo lekkim stylu. Cieszę się, że sięgnęłam po tę książkę i uważam, że była naprawdę ciekawą lekturą.






Za egzemplarz książki dziękuję serdecznie Wydawnictwu Znak.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Komentarze są dla nas źródłem siły do prowadzenia bloga i wielkiej radości, dlatego też będziemy wdzięczni za każdy pozostawiony przez Was ślad.