Z powieściami-manifestami mam pewien bardzo poważny problem: w zdecydowanej większości przypadków najważniejszą rolę pełni w nich tło, a ja preferuję książki, w których to fabuła znajduje się na pierwszym planie. Nie inaczej było w przypadku Lat powyżej zera. Szarpałam się z tym tekstem i podczytywałam po kawałku, by za chwilę odłożyć książkę na bok i dać jej spokój na jakiś czas. Potem znów wracałam, bo zaczynało brakować mi klimatu... I tak w kółko przez kilka kolejnych dni.
Z pewnością jest to opowieść pełna sentymentów i zgodzę się, że porusza czułe struny w tym konkretnym pokoleniu – pierwszym, które nie pamięta PRL-u i ostatnim urodzonym bez smartfona w ręku (ach, jak podoba mi się to określenie!). Paktofonika, przegrywanie kaset, Gadu-Gadu, Nasza Klasa… Praktycznie w każdym zdaniu tej powieści znajdzie się coś, co w jakimś stopniu nawiązuje do tamtych, "naszych" lat. Bohaterka jest zwyczajna, przeciętna, swojska – na tyle ciekawa, że chcemy śledzić jej losy, a jednocześnie na tyle uniwersalna, by czytelnicy mogli znaleźć w niej coś z siebie. Podczas czytania miałam wrażenie, że niektóre sceny pochodzą wprost z mojego życia, nawet jeśli w ogólnym zarysie nie jestem do Anity podobna.
Z drugiej strony sięgając po Lata powyżej zera trzeba mieć świadomość tego, o czym wspomniałam we wstępie: dopracowane do perfekcji tło jest tutaj wyolbrzymione, rozbuchane, a momentami nawet dominuje główną bohaterkę. Fabuła, choć istnieje, ma trudności z wybiciem się na tyle, by zainteresować czytelnika. Sama przez dłuższy czas wypatrywałam jej z dużą dozą sceptycyzmu i zainteresowaniem, ale tym niezdrowym, jakby pełnym wątpliwości, czy faktycznie gdzieś tam jest.
Długo nie mogłam przyzwyczaić się do tej formy i miałam bardzo nieprzyjemne uczucie przesytu. Ale wiecie co? W pewnym momencie po prostu dałam się ponieść tej historii. Zaczęłam przyglądać się Anicie i jej życiu, patrzeć, jak poddaje się dynamicznym zmianom otoczenia, które z kolei mocno wpływają na jej poglądy i stosunek do świata. I mimo że nie była to łatwa przygoda, cieszę się, że miałam okazję sięgnąć po Lata powyżej zera. Może nie jestem jeszcze w wieku na wspominki (nikt z tego pokolenia nie jest), ale podróże sentymentalne sobie cenię. A ta była bardzo, bardzo przyjemna i dała mi okazję, żeby przysiąść na chwilę i zastanowić się, jak bardzo zmienił się świat.
Za możliwość przedpremierowego poznania książki dziękuję serdecznie Wydawnictwu Znak.
Premiera 13 września!
A ja lubię takie eksperymenty, więc chętnie przeczytam :)
OdpowiedzUsuńCzytaj śmiało, jestem ciekawa, czy Ci się spodoba. :)
UsuńHmmm, ale pomimo wszystko fajnie byłoby choćby poprzez taką książkę wrócić do tamtych czasów:)
OdpowiedzUsuńTo prawda, miło było przypomnieć sobie tę atmosferę i drobne szczegóły życia w tamtych latach.
Usuń