Do kolejnej części cyklu o Chyłce i Zordonie podchodziłam bardzo sceptycznie: o ile pod względem kryminalnym kolejne powieści bardzo mi odpowiadają, o tyle obyczajowa część fabuły w jakimś stopniu mnie zawiodła. Zakończenie Immunitetu, choć niewątpliwie zaskakujące, zupełnie mi się nie podobało i wprowadzało do fabuły element, którego bardzo bym nie chciała. Miałam wiele obaw, jak Remigiusz Mróz poradzi sobie z własnym pomysłem, jednak nie tak silnych, żebym zrezygnowała z lektury kolejnej części. Kiepskie wrażenie z biegiem czasu się zatarło, a ja zaczęłam tęsknić za bohaterami, których tak bardzo polubiłam. Zwłaszcza że życie obojga zbliża się nieubłaganie do momentów zwrotnych…
Jedno jest pewne: autor wciąż trzyma rękę na pulsie, wykorzystując w swoich książkach aktualne problemy polityczne, prawne i społeczne. Tym razem pod pretekstem sprawy domniemanego terrorysty w fabułę zostają wplecione służby specjalne oraz tzw. ustawa inwigilacyjna, która pozwala państwu prowadzić nadzór nad obywatelami w znacznie większym stopniu, niż to miało miejsce do tej pory. Podoba mi się to, ze Remigiusz Mróz w swojej powieści pokazuje dwie strony medalu, nawet jeśli przez większość książki zmusza nas, byśmy myśleli inaczej. Argumenty wydają się jednoznaczne, a ocena łatwa, jednak sprawa jest znacznie bardziej skomplikowana (i niebezpieczna), niż mogłoby się wydawać. Tym razem bohaterowie właściwie nie są w stanie samodzielnie ocenić sytuacji, w której się znaleźli, a tym samym oszacować niebezpieczeństw.
W powieści przewijają się tematy rozpalające opinię publiczną: terroryzm oraz traktowanie muzułmanów. Inwigilacja pełna jest argumentów z obu stron barykady, a emocje, które pojawiają się przy okazji tej dyskusji, są równie prawdziwe w naszym zwykłym życiu, jak i tutaj. Dzięki temu po raz kolejny jest to książka autentyczna i bliska czytelnikowi, a fikcja miesza się z rzeczywistością naprawdę bardzo mocno. Czasem mamy wrażenie, że Chyłka i Oryński mogliby istnieć naprawdę, a my, zamiast o nich czytać, słuchalibyśmy o ich poczynaniach w największych stacjach informacyjnych. Jak to w książkach bywa, pewnie w opowieści znajdują się elementy, które obniżają autentyczność i nie pozwoliłyby na takie przeniesienie, ale chodzi o ogólne wrażenie: Mróz pisze o tym, co aktualne i prawdziwe, a im więcej takich elementów, tym przyjemniejsza i ciekawsza jest lektura.
Ci, którzy czekają na ciężkie zakończenie z gatunku tych, do których Mróz zdążył nas przyzwyczaić, z pewnością nie będą zawiedzeni. Tym razem, w przeciwieństwie do dwóch poprzednich części cyklu, autor zrezygnował z prezentowania nowych faktów z życia Chyłki na rzecz naprawdę mocnego akcentu fabularnego. Finał Inwigilacji jest niespodziewany, przerażający i… cudowny; emocji, które we mnie wywołał, nie zapomnę przez kilka następnych tygodni. Choć jeszcze niedawno miałam w głowie myśli, że cykl robi się zbyt długi, znów wpadłam w schemat, w którym ostatnie słowa powieści przyćmiewają wszystko inne. Znów mogę tylko czekać i snuć domysły, jak autor zdecyduje się rozwiązać całą sprawę. Oby odpowiedź przyszła niebawem!
Za egzemplarz książki dziękuję serdecznie wydawnictwu Czwarta Strona.
Ja utknęłam na części czwartej i nie mam samozaparcia, żeby tę serię kończyć. O wiele bardziej mnie ciągnie do Frosta:)
OdpowiedzUsuńWidzisz, a ja z Forstem mam pod górkę, przeczytałam "Ekspozycję" i dopiero zabieram się za drugą część.
UsuńA ja, jako jedyna. Nie poddałam się Mrozomani;) Przeczytałam dwie książki autora i mi wystarczy xD
OdpowiedzUsuńNo jeszcze tego brakuje, żebyś czytała coś, na co nie masz ochoty. ;) Choć określenie Mrozomanii nie do końca mi się podoba, bo wiele zależy od osoby. Ja czytam, bo książki autora to ten typ literatury popularnej, którą lubię, a nie dlatego, że czytają inni. ;)
UsuńNiezbyt lubię czytać recenzję ksiażki z serii, której nie znam pierwszej części. Niemniej jednak twórczość tego autora już od dawna powinnam przeczytać. Nie wiem czemu tak zwlekam.
OdpowiedzUsuń