wtorek, 24 stycznia 2017

Remigiusz Mróz – „Wotum nieufności”

Marszałek Sejmu, Daria Seyda, budzi się rano w podwarszawskim motelu, nie wiedząc jak się tam znalazła i co tak naprawdę wydarzyło się poprzedniego wieczora. Brzmi jak spory problem, prawda? Oczywiście, zwłaszcza w obliczu wszystkich trudności, którymi już niebawem los obciąży panią Marszałek. Seyda znajdzie się bliżej polityki najwyższego szczebla, niż kiedykolwiek mogłaby się przypuszczać: po niespodziewanym odejściu prezydenta zajmie jego miejsce i będzie musiała rozpocząć wcześniejszą kampanię wyborczą, na którą nikt nie jest przygotowany. No, może poza Patryk Hauerem, młodym politykiem, którego jednoosobowy sztab potrafi błyskawicznie dostosować się do sytuacji i przygotować plan drogi na szczyt.

Gdy wybieramy w Polsce parlamentarzystów, nikt tak naprawdę nie myśli o tym, że w przypadku, gdy coś się stanie z Prezydentem, to Marszałek Sejmu przejmie władzę w kraju. Nawet jeśli taka sytuacja miała już miejsce za życia nas wszystkich, właściwie całkiem niedawno, większość z nas nie łączy w głowie tych urzędów. Cieszę się, że Mróz postanowił skorzystać z tego właśnie elementu prawa. Bałam się trochę, co tak naprawdę ciekawego można powiedzieć o naszym rodzimym, politycznym podwórku, jednak kiedy obserwowałam pierwsze sceny, targi odbywające się między postaciami właściwie już od samego początku i stopniowo wchodziłam w machinę zależności, którą stworzył autor, wiedziałam już, że fabuła będzie mi się podobała. Jasne, w książce znajdziecie wiele elementów naginających rzeczywistość, na czele z tym, że taki nawał nieszczęść w ciągu kilku miesięcy zdestabilizowałby politykę znacznie bardziej, niż miało to miejsce w Wotum nieufności, jednak political fiction rządzi się swoimi prawami, a jednym z nich jest właśnie stworzenie korzystnego układu w kraju i za granicą, nawet jeśli nie odwzoruje on idealnie rzeczywistości. 

Nie wiem, czy ktoś nabiera się na chwyty marketingowe i porównania stosowane w opisach okładkowych, ale muszę to napisać: Wotum nieufności naprawdę ciężko nazwać polskim House of cards. Owszem, jest to książka dotycząca polityki i brudnych spraw na różnych szczeblach władzy, ale brakuje jej jednego zasadniczego elementu, który wyróżnia książki Michaela Dobbsa i znany na całym świecie serial: próżno tu szukać odpowiednio charyzmatycznego bohatera. Uwaga czytelnika rozbita jest na dwie postaci i mam wrażenie, że również interesujące cechy zostały podzielone po równo między bohaterów. Ani Seyda, ani Hauer nie zaciekawili mnie jakoś szczególnie i choć mieli swoje cele, odbierałam ich raczej jako trybiki w pewnej większej machinie – zwłaszcza jeśli chodzi o totalnie zmanipulowaną panią Marszałek. Brakowało mi charyzmatycznego, bezwzględnego, nastawionego na jasny cen Underwooda/Urquharta, a w szczególności cennych uwag dotyczących polityki. Niestety, ale takie jest właśnie moje pierwsze skojarzenie z tytułem serialu i powieści, a wszystkie inne elementy wspólne nie wykraczają poza cechy gatunku, jakim jest political fiction.

Chociaż nie, jest jedna cecha, która łączy Wotum nieufności z książkową wersją House of cards – rozwlekłość niektórych scen związanych stricte z działaniami politycznymi. W sferze prawniczej Remigiusz Mróz porusza się niezwykle sprawnie i ma wielki dar do przemycania wszelkiej wiedzy jakby mimochodem, w taki sposób, ze zupełny laik (jak ja) nie czuje się przytłoczony meandrami prawa. Tutaj natomiast aż tak płynnie nie jest, przez co są w książce miejsca, przez które mnie osobiście brnęło się dość trudno. Nie była to oczywiście męczarnia – kiedy ktoś tak sprawnie operuje słowem, jak Mróz, o żadnych mękach nie może być mowy – ale znaczący spadek tempa czytania i płynącej z niego satysfakcji. Są sceny, które można ominąć podczas lektury bez szkody dla ogarnięcia fabuły. Są też takie, które są ważne, ale same w sobie mocno rozwleczone.

Ogólna konstrukcja powieści przypominała mi nieco tę w Behawioryście – tam również na samym początku dostaliśmy pewną informację o bohaterze, która stanowiła zagadkę przez całą książkę i była przypominana na każdym kroku, mimo że nie widzieliśmy bezpośredniego powiązania między nią a główną akcją. U Edlinga to była „sprawa z dziewczyną”, u Seydy – tajemniczy epizod zaniku pamięci. W obu przypadkach rozwiązanie zagadki trochę mnie rozczarowało i nie było… no cóż, aż tak ważne, jak mi się wydawało. Z drugiej strony w Wotum nieufności, klasycznie już dla Mroza, na plus można zaliczyć zakończenie – autor powinien dostać odznakę polskiego Mistrza Cliffhangerów, bo to, jak wywraca życie swoich bohaterów pod koniec kolejnych powieści, to naprawdę poziom mistrzowski. Powinnam się już do tego przyzwyczaić, ale wciąż jestem zaskakiwana. 1:0 dla autora!

Gdybym miał krótko powiedzieć o Wotum nieufności, chyba postawiłabym na stwierdzenie: całkiem przyzwoite. Duży plus dla autora za pomył na political fiction w naszych polskich realiach, bo miałam duże wątpliwości, czy to w ogóle może być ciekawe. House of cards to to nie jest, z książką wspólny jest polityczny temat i rozwlekłość niektórych scen, a do tego typu porównań brakuje dominującego, ciekawego bohatera, który kradłby naszą czytelniczą uwagę. Dodatkowo są momenty, gdy przez książkę zwyczajnie się brnie, nawet pomimo ogólnie płynnej fabuły. Mimo to skłamałabym, gdybym powiedziała, że Wotum… mi się nie podobało. Jestem chyba podatna na te dramatyczne zakończenia, bo mam w głowie milion scenariuszy, jak to wszystko mogłoby się potoczyć. Cóż, jak widać najpewniej sięgnę po kolejną część. 


15 komentarzy:

  1. Jako wielka fanka Mroza i po ten tytuł na pewno wkrótce sięgnę. Nie kryję jednak, że nie bez obaw, bo polityka to zdecydowanie nie moja bajka...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ciekawa jestem, czy Ci się spodoba, skoro nie przepadasz za polityką, bo tutaj... no cóż, jest jej dużo. ;)

      Usuń
  2. Mam i wkrótce się zabiorę, bo nie mogę się doczekać. :) Mnie się właśnie wydaje, że political fiction w naszych realiach może być całkiem dobre, przyzwoite, jak mówisz, więc mam spore nadzieje. :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Kurczę, serio? Ja przed lekturą w ogóle nie mogłam sobie wyobrazić żadnego ekscytującego (choćby potencjalnie) elementu polskiej polityki. :D

      Mam nadzieję, że książka Ci się spodoba!

      Usuń
  3. Przyznam szczerze, że jedyną powieścią Mroza, która mnie intryguje, jest "Behawiorysta" czekający na półce.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. "Behawiorysta" nie jest moją ulubioną powieścią Mroza, ale na pewno jedną z lepszych. Także dlatego, że to zupełnie inny gatunek, dużo bardziej specyficzny niż te, które z reguły realizuje autor.

      Usuń
  4. Nie miałam okazji dotychczas poznać prozy Mroza. Na pewno kiedyś to nastąpi, ale niekoniecznie od tego tytułu - polityka mnie zwyczajnie nudzi :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. W takim razie faktycznie może lepiej zacznij od czegoś innego. Wybór masz ogrooooomny. :D

      Usuń
  5. Zgadzam się z Twoją opinią mimo, że jestem w trakcie lektury i jeszcze wiele przede mną, ale Mróz to Mróz i mimo pewnych małych problemów, książkę czyta mi się naprawdę dobrze, no i jestem ciekawa tego zakończenia o którym tak wszyscy trąbią. Pewnie znowu jęknę ,,no nie!" jak przy wszystkich zakończeniach książek autora. Chociaż najbardziej się wkurzyłam, gdy przeczytałam zakończenie "Świt, który nie nadejdzie" - jestem zła, że sprawa tak się skończyła/nie skończyła :) No cóż zobaczymy. Nie czytałam i nieoglądałam "House of cards" ale przyznam, że w "Wotum..." akcji nie brakuje.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Właśnie planuję lekturę "Świtu, który nie nadejdzie" i zastanawiałam się, czy też ma takie... mrozowskie zakończenie. Dzięki! :D I oczywiście czekam na Twoją opinię, jak już skończysz "Wotum..."!

      Usuń
  6. Nie czytałam nic Mroza, ale niesamowicie irytuje mnie ten człowiek. Marketing marketingiem, a to, jak obchodzono w świecie literackim jego urodziny... :/

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cóż, mnie to zupełnie nie robi, bo wszelki marketing omijam szerokim łukiem i po prostu nie zagłębiam się w temat. Lubię jego książki, po prostu.

      Usuń
  7. Wspaniała książka - jak wszystkie Mroza ;)

    OdpowiedzUsuń
  8. My już jesteśmy po lekturze i wydaje nam się, że Mróz po raz kolejny udowodnił, iż może nosić tytuł Mistrza swojego gatunku :). Świetna recenzja!

    OdpowiedzUsuń
  9. "House of cards" nie czytałam ani nie oglądałam, ale tej książki jestem niesamowicie ciekawa. Jak wszystkich tego autora :)

    OdpowiedzUsuń

Komentarze są dla nas źródłem siły do prowadzenia bloga i wielkiej radości, dlatego też będziemy wdzięczni za każdy pozostawiony przez Was ślad.