poniedziałek, 30 stycznia 2017

Cecelia Ahern – „Podarunek”

Lou Shuffern już dawno przestał panować nad własnym życiem: lawiruje między obowiązkami, zawodową rywalizacją i domem, w którym jest raczej gościem niż stałym bywalcem – w każdym razie jeśli chodzi o to, gdzie przebywa myślami. Jego największym marzeniem jest móc znajdować się w dwóch miejscach jednocześnie. Niewykonalne? Ależ skąd! Życie Lou zmieni się całkowicie, gdy w odruchu dobrej woli zatrudni w swojej firmie przypadkowo napotkanego bezdomnego, Gabe’a. Ten niepozorny człowiek pomoże mu dostać to, czego Lou tak naprawdę chce.

Hej, czy jest tu jeszcze ktoś, kto nie wie, że uwielbiam książki Cecelii Ahern? Trąbię o tym za każdym razem, w każdej kolejnej recenzji, niezależnie od tego, czy ta akurat powieść spodobała mi się bardziej, czy mniej. Choć do tej pory żadna historia jej autorstwa nie dorównała tej (moim zdaniem) najlepszej, czyli Stu imionom, czekałam dzielnie. Wiedziałam, że w miarę poznawania wznowień i nowości odszukam kolejną perełkę, którą będę mogła się zachwycać i sięgać po nią kilka lub nawet kilkanaście razy. Czekałam, czekałam i wreszcie jest – Podarunek, który gdzieś tam kiedyś mignął mi w starym wydaniu, a teraz wreszcie trafił i na moją półkę, listę czytelniczą, a ostatecznie także do mojego serca.

Od razu uprzedzam: nie obiecuję cudów. Jeśli ktoś czyta dużo obyczajówek z realizmem magicznym albo ogląda kino familijne, dostrzeże tutaj pewnie schemat na schemacie. Ja też je widzę i uważam, że wszystko można obrócić zarówno na korzyć, jak i na niekorzyść książki, a wiele zależy od ogólnego wrażenia. To znaczy: jeśli książka do nas trafi, wybaczymy jej te schematy, a jeśli nie – będą dla nas tym bardziej uciążliwe. Tutaj mamy do czynienia z formułą quasi-legendy, gdzie główna historia jest opowiadania konkretnej osobie w konkretnym, wychowawczym celu. Wyraźny jest świąteczny klimat, który z jednej strony bardzo dobrze się prezentuje, z drugiej ma w jakimś stopniu usprawiedliwiać element magiczny. No i wreszcie główny bohater i jego życie – brak czasu dla rodziny, zabieganie i ogólne chamstwo to również dość powszechna klisza, którą sama widziałam nie raz.


- O, przepraszam. Jestem Gabe. – Wyciągnął rękę. – Gabriel, ale każdy kto mnie zna, nazywa mnie Gabe.
Lou wyciągnął rękę i uścisnęli sobie dłonie – ciepła skóra rękawiczki i zimna skóra bezdomnego.
- Jestem Lou, ale każdy, kto mnie zna, nazywa mnie palantem.[s.38]


Co w takim razie jest w tej książce AŻ TAK wyjątkowego? Po pierwsze każdą historię można opowiedzieć lepiej lub gorzej, a Cecelia Ahern zrobiła to wspaniale. Opowieść idealnie wpasowuje się w jej styl i reprezentatywnie odzwierciedla dotychczasowy dorobek: autorka zawsze wie, którą strunę w czytelniku poruszyć, by wywołać w nim emocje. Po drugie bardzo podoba mi się sposób, w jaki zostały wprowadzone elementy magiczne – tak jak wspomniałam, ładnie wpasowują się w ogólny klimat, ale książka nimi nie epatuje; to nie jest w całej opowieści najważniejsze. I wreszcie największa, moim zdaniem, zaleta: mimo humoru i ogólnie familijnego wydźwięku, książka nie jest słodka. Patrząc z perspektywy całości, znając już zakończenie, mogę nawet powiedzieć, że jest tu sporo goryczy.

Mnie Podarunek przekonał w stu procentach, bo miks stylu autorki z pomysłem, realizmem magicznym i klimatem miał odpowiednie proporcje i wypadł idealnie. Już po lekturze doszłam do wniosku, że to byłby dobry materiał na film – wiecie, taki, który leci w drugi dzień Świąt albo w niedzielę przed południem na Polsacie. Lekki, niezobowiązujący, czasem zabawny, czasem gorzki, ale z fajnym morałem bez zbędnego nadęcia. Uwielbiam takie historie, jeśli tylko są dobrze opowiedziane. Ta jest, spełnia więc wszystkie warunki, aby Wam ją polecić.






Za możliwość poznania książki dziękuję serdecznie wydawnictwu Akurat.

8 komentarzy:

  1. Lubię książki tej autorki, ponieważ opisują proste sytuacje dnia codziennego w wyjątkowo emocjonalny sposób. Z tym tytułem jeszcze nie miałam okazji się zapoznać, ale mam w planach.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bardzo ładnie to ujęłaś - dokładnie za to samo lubię Ahern. :)

      Usuń
  2. Mnie ta książka totalnie oczarowała, a na koniec nie mogłam ukryć wzruszenia.

    OdpowiedzUsuń
  3. Byłam ciekawa tej książki, zgadzam się z Twoją opinia pod każdym względem. Historia niby nie jest czymś, co nie poznaliśmy, a jednak Ahern ukazała w piękny sposób. I Gabe...:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No tak, Gabe robi robotę. :D Ale serio, to naprawdę dobra książka.

      Usuń
  4. Schematyzm w książkach mi nie przeszkadza, jeszcze nie wiem, czy po nią sięgnę, ale tytuł już wcześniej zwrócił moją uwagę.

    OdpowiedzUsuń
  5. Ja akurat do tej autorki podchodzę z wątpliwościami, bo "Love, Rosie" mnie totalnie rozczarowało. Nawet nie przeczytałam całej, ale uważam, że to bardziej forma niż treść czy styl nie przypadły mi do gustu. (film uwielbiam...)
    Chciałabym przeczytać jeszcze "PS Kocham Cię" i jeśli wtedy zmienię zdanie co do tej autorki to wtedy ewentualnie "Podarunek". :)

    Mimo wszystko okładka tej książki tak bardzo mi się podoba! :)

    OdpowiedzUsuń

Komentarze są dla nas źródłem siły do prowadzenia bloga i wielkiej radości, dlatego też będziemy wdzięczni za każdy pozostawiony przez Was ślad.