Suki Kim to amerykanka koreańskiego pochodzenia. Choć urodziła się w Seulu, w wieku trzynastu lat przeprowadziła się z rodziną do Stanów Zjednoczonych. To tam spędziła większość życia i to właśnie taki życiorys dał jej możliwość trafienia do Pjongjangu jako wykładowca angielskiego; gdyby całe życie spędziła w Korei Południowej, prawdopodobnie granica północnego sąsiada była by dla niej nie do przekroczenia. Została nauczycielem języka dla młodzieńców wywodzących się w większości z nielicznych elit, rodzin będących blisko Najwyższego Przywódcy, w rzeczywistości jednak, jako pisarka i dziennikarka, chciała zobrazować mieszkańców KRLD widzianych z bliskiej perspektywy.
Z opowieści, jaką spisała, wyłania się przerażający obraz. Wydawałoby się, że studenci pochodzący z elit kraju będą mieli większą świadomość na temat tego, jak naprawdę wygląda Korea na tle reszty świata, jak i nie będzie im brakować podstawowych towarów. Nic bardziej mylnego. Uczniowie Suki Kim wyraźnie odczuwali niedobory panujące w kraju, choć przed swoją nauczycielką udawali, że ich życie jest cudowne. W czytelnika uderza ten dysonans: z jednej strony Koreańczykom na północy jest źle, z drugiej zaś - gotowi są kłamać w żywe oczy, byleby osoba z zachodu myślała, że KRLD to istny raj. Mogłoby się wydawać, że to strach przed represjami zmusza ich do takiego postępowania, ale to nie tylko to; propaganda jest tu tak silna, że ludzie zdają się naprawdę wierzyć w to, co mówią.
Nie ma co się oszukiwać - ukazana przez Suki Kim rzeczywistość w Korei Północnej to jedynie wierzchołek góry lodowej, wyjątkowo wystający ponad poziom morza kilka metrów wyżej niż normalnie. KRLD wciąż robi wszystko, by w oczach zachodu, ale też i swoich obywateli, uchodzić za najlepsze państwo na świecie, ale, choć tajemnicą poliszynela jest rzeczywisty stan tego kraju, wciąż wiele rzeczy jest skrywanych przed ludźmi z zewnątrz. Pozdrowienia z Korei uchylają nieco rąbka tej tajemnicy i pozwalają spojrzeć na ten kraj z innej perspektywy. Z pewnością warto sięgnąć po tę książkę, bo nawet wizyta w Korei Północnej nie dostarczy nam tylu informacji, co opowieść Suki Kim.
Za egzemplarz recenzencki dziękuję serdecznie Wydawnictwu Znak.
Ostatnio wszędzie migają mi książki o Korei, jednej bądź drugiej. Aż zaczyna mnie to intrygować i w końcu po któreś tomiszcze sięgnę :P
OdpowiedzUsuńZ wielką chęcią po nią sięgnę. Bo "Bezsenność w Tokio" poznałam nowy wymiar poszukiwania informacji o nieznanych dla mnie krajach, kulturach.
OdpowiedzUsuńNiedawno skończyłam czytać książkę o Chinach, a dokładniej o Shanghaju i z jednej strony poczułam fascynację, a z drugiej stuprocentową pewność, że nie chcę odwiedzić tego kraju. O Korei Pólnocnej też bym bardzo chętnie poczytała:)
OdpowiedzUsuńA jaką książkę masz na myśli?
UsuńTrochę żałuję, że bardziej na nią nie polowałam. Na początku mnie nie ciekawiła jednak po każdej recenzji jest odwrotnie :)
OdpowiedzUsuńMoje-ukochane-czytadelka
Warto czytać podobne publikacje, szczególnie teraz, kiedy ignorancja jest chorobą XXIw.
OdpowiedzUsuńOj, to prawda. W dobie tysięcy informacji zalewających człowieka z każdej strony coraz ciężej jest wyłapać te naprawdę wartościowe.
Usuń