Świat, jaki znamy, zmienił się nie do poznania, kiedy przed dziesięcioma laty na niebie pojawiło się nowe, nieznane ciało niebieskie - Calamity. Od tego czasu, choć ciągu przyczynowego między zjawiskami nie udowodniono, z ludźmi zaczęły dziać się dziwne rzeczy - niektórzy z nich nabyli niezwykłe umiejętności. Znając komiksowe opowieści można by sądzić, że w takiej sytuacji Ziemia zyskała wielu obrońców; nic bardziej mylnego. Epicy, bo tak nazwano te wyjątkowe jednostki, szybko zaczęli zabijać, toczyć wojny i podporządkowywać sobie zwykłych ludzi, którzy zaznali nowego rodzaju tyranii.
Jednym z wielu miast na mapie świata dotkniętych nową plagą jest Chicago (a właściwie Newcago), w którym silną ręką rządzi Epik zwany Stalowe Serce. Naraził się on wielu, jednak jedna osoba żywi do niego szczególnie negatywne uczucia - to David, cudownie ocalały z masakry, w której zginął między innymi jego ojciec. Stalowe Serce stał się obsesją chłopaka, który przez lata żył opętany myślą o jego zabiciu; sensem jego egzystencji stało się poznawanie, tropienie i coraz lepsze rozumienie Epików. Z nieźle opracowanym planem postanowił zwrócić się do profesjonalistów - grupy zwanej Mścicielami, odpowiedzialnej za zamachy i eliminację poszczególnych nadludzi. Nie wie, czy zostanie przyjęty, ale święcie wierzy, że jego pomysł może mieć szanse realizacji; sam jest gotów poświęcić wszystko, byle tylko dopiąć swego.
Muszę przyznać, że choć spotkanie z książką Sandersona było dla mnie przyjemnością od samego początku, miałam pewne wątpliwości co do konstrukcji fabularnej. Odczuwałam braki we własnej wiedzy i nie byłam pewna tego, czy zastosowane rozwiązania się sprawdzą. Tak naprawdę dopiero zakończenie rozwiało wszelkie wątpliwości. To jedna z tych książek, które trzeba doczytać do końca, by móc je poddać rzetelnej ocenie i w pełni docenić ich dopracowanie. W opowieści o Epikach wszystko okazuje się być przemyślane, spójne i pięknie posplatane; wiele spraw znajduje swoje wyjaśnienie dopiero w finale, otwierając jednocześnie przed czytelnikiem kolejne niewiadome i zachęcając do sięgnięcia po kolejny tom.
Dodatkowym atutem książki jest jej wielki dynamizm. Mimo tego, że sceny walki przeplatają się tu z tymi związanymi z planowaniem i poznawaniem sytuacji, wszystko jest odpowiednio wyważone i przygotowane tak, aby utrzymywać napięcie u czytelnika. Nigdy nie czujemy się znudzeni, za to często zostajemy wrzuceni w wir świetnie skonstruowanej akcji. Zdecydowanie podczas lektury Stalowego serca nie można się nudzić.
Na plus można również zaliczyć bohaterów - każdy z nich jest inny, a jego indywidualizm jest podkreślony nawet w takich drobiazgach, jak sposób mówienia, codzienne przyzwyczajenia czy też słabostki. Choć nie wszyscy doczekali się swoich przysłowiowych "pięciu minut" i głębszego opisu, zasygnalizowane są również ich indywidualne historie; to niesamowity atut. Warto nadmienić, że takie dopracowanie dotyczy postaci stojących po obu stronach barykady - poznajemy nie tylko Mścicieli, ale też samych Epików, którzy skonstruowani są w niezwykle zróżnicowany sposób. Oprócz dość unikatowych umiejętności, każdy z nich posiada również wyjątkową słabość (znaną szerszemu gronu lub nie; zawsze dotyczącą drobiazgu i zawsze będącą zagrożeniem dla jego życia). Wszystkie te elementy czynią świat przedstawiony nie tylko bardzo spójnym, ale i doskonale przemyślanym, tym bardziej, że naprawdę trudno doszukać się wśród nich nieścisłości.
Choć słyszałam, że jest to powieść młodzieżowa, jestem święcie przekonana, że wielu starszych czytelników również odnajdzie w niej sporo wartości. Na początku miałam wrażenie, że jest to raczej gratka dla fanów komiksów i superbohaterów, jednak mocno się myliłam. Tak naprawdę jest to naprawdę lekkie science-fiction ze świetnie poprowadzoną historią i bohaterami, o których chce się czytać. Jestem bardzo ciekawa, jak potoczą się dalsze losy Mścicieli, zwłaszcza że, jak już wspomniałam, mimo wielu wyjaśnień, pozostaje sporo otwartych kwestii, które po prostu muszą doczekać się rozwiązania.
Za możliwość zapoznania się z książką dziękuję serdecznie wydawnictwu Zysk i S-ka.
Wszyscy się zachwycają, a u mnie... zachwyt nad robotą autora oczysiście, ale za to narzekania na tłumaczenie straszliwe.
OdpowiedzUsuńJa tą książkę po prostu wezmę i w oryginale przeczytam, dopiero będzie satysfakcja.
Niestety, dla mnie w oryginale czytanie byłoby męką - nie znam angielskiego na takim poziomie. Z drugiej strony jednak zupełnie nie odczułam jakichś trudności w związku z tłumaczeniem, jak dla mnie językowo było całkiem w porządku (nie czytałam wcześniej nic Sandersona, więc też nie wiem, jak brzmią po polsku inne jego książki).
UsuńNigdy o niej nie słyszałam, ale brzmi naprawdę świetnie! Miło patrzeć, jak fantastyka rozwija się o coraz to nowsze i oryginalniejsze pomysły na fabułę ;)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam serdecznie, Wiecznie Zaczytana
Można by sądzić, że pomysły się wyczerpały, a tu proszę - ciągle coś nowego. :)
UsuńJak dla mnie bomba tylko ma jeden "minus" - cykl. :P Znowu kolejne książki do kompletowania... :D
OdpowiedzUsuńMarudzisz. Dobry cykl jest wart kompletowania. :3
UsuńBrzmi jak Flash bez Flasha.
OdpowiedzUsuńNiby nie moja tematyka, ale może skuszę się na ten tytuł. A ja właśnie czytam "Stalowe serce" - książka o tym samym tytule, ale autorstwa Laven Rose.
OdpowiedzUsuńHa, zabawny zbieg okoliczności. :D
Usuń