niedziela, 6 kwietnia 2014

Thomas Harris - "Hannibal. Początek"

"Harris, you made my day!" - tak miała się zaczynać recenzja, do której szykowałam się już od pierwszej strony książki. Nadzieje były spore, dlatego też powrót do rzeczywistości nieco boli. Ale przynajmniej miałam ładne, sobotnie śniadanie.


Rok 2013 upłynął mi w pewnym sensie pod znakiem Hannibala Lectera. Akurat zdążyłam odświeżyć sobie ekranizacje z Anthonym Hopkinsem, na nowo przeżyć fascynację bohaterem i zacząć szukać (trudno wówczas dostępnych) książek pióra Thomasa Harrisa, kiedy na pomoc przyszło mi wydawnictwo Albatros, noszące się z zamiarem wznowienia całej serii. Krótko potem pojawił się też serial, ale nie o nim tutaj mowa. Książki w każdym razie pochłonęłam w tempie ekspresowym i naprawdę wielkie było moje rozczarowanie, kiedy okazało się, że na ostatnią przyjdzie mi czekać prawie rok. Byłam jednak cierpliwa, a kilka dni temu zostało to nagrodzone – otworzyłam paczkę z nowiutkim egzemplarzem i zabrałam się do lektury, odkładając na chwilę wszystkie rozpoczęte projekty i zadania.

Ostatnia jak dotąd książka Thomasa Harrisa jest prequelem w stosunku do serii i opowiada historię Hannibala od dzieciństwa aż do wczesnej dorosłości. Wojna, jaka toczy się na terenie Litwy i całej Europy, pozbawia młodego panicza Lectera najpierw poczucia bezpieczeństwa, potem rodziców, aż w końcu odbiera mu to, co najcenniejsze w jego trzynastoletnim życiu – młodszą siostrę, Miszę. Chłopak wypiera z pamięci wydarzenia, których jest świadkiem po napaści szabrowników na rodzinny dom, jednak w miarę dorastania stopniowo dociera do własnej nieświadomości wyciągając na światło dzienne to, co tak bolesne. W domu wuja, mając wszystko czego zapragnie, rozwija w sobie zainteresowania godne arystokraty – budzi się jego zmysł piękna, estetyki oraz twórcze zdolności. Jednakże w połączeniu z wielką inteligencją, ciekawością wprost nie do zaspokojenia oraz demonami, wyłaniającymi się z przeszłości i nie dającymi Hannibalowi chwili wytchnienia, staje się on coraz bardziej śmiały w swoich poczynaniach.

Nowością i dużym zaskoczeniem był dla mnie tak obszerny wątek historyczny, ciągnący się właściwie do współczesności – znaczna część tekstu poświęcona jest samym szabrownikom i temu, jak udało im się wykaraskać z kłopotów i zorganizować sobie zacne życie w powojennym świecie. Z punktu widzenia fabularnego takie rozdziały mają sens, bo uzasadniają późniejsze działania młodego Lectera, moim zdaniem jednak cały wątek mógłby zostać pominięty. Zakładam, że autor chciał pokazać czytelnikowi, jak demony przeszłości zmieniają Hannibala w żądnego krwi i zemsty psychopatę, jednak niezbyt dobrze mu to wyszło. Po pierwsze takie mechanizmy w ogóle nie są w książce pokazane, bo wnikliwość narratora jest naprawdę niska; po drugie – nawet gdyby przyjąć, że wszystkie te działania jakoś się ze sobą wiążą, wciąż pozostaje przepaść między chęcią zemsty, a szukaniem ofiar i podawaniem z nich obiadów przyjaciołom, które później uskuteczniał psychopata. Jednym słowem treść oceniam jako naciąganą, a tematykę książki – mocno rozdmuchaną. Można to było zrobić nieco lepiej.

Niewiele jest książek i filmów, do których wracam. Zwykle wolę spróbować czegoś nowego, natomiast stare sentymenty pozostają w sferze myśli i nigdy niezrealizowanych planów jako wyrzuty sumienia gdzieś z tyłu głowy. Z Lecterem jest inaczej. Mogłabym czytać książki Thomasa Harrisa kilka razy pod rząd, zawsze odnajdując w nich coś nowego, wypełniającego luki w moim obrazie Hannibala. Niestety wciąż uważam, że autor pozostawił wyobraźni czytelnika zbyt duże pole do popisu – nie wiem czy nie chciał, czy może nie był w stanie podać nam więcej szczegółów, dotyczących psychiki bohatera. Co prawda „Hannibal. Początek” rzuca pewne światło na motywy i historię psychopaty, wciąż jednak pozostajemy z niedomówieniami i zbyt wieloma pytaniami bez odpowiedzi. Brakuje mi tekstu osadzonego gdzieś pomiędzy prequelem a „Czerwonym Smokiem”, który dałby przynajmniej ciągłość przyczynowo-skutkową wszystkich znanych nam wydarzeń. Teraz jednak przestałam się łudzić, że coś takiego może zostać przez Harrisa napisane – skoro oficjalnie współpracuje przy tworzeniu serialu NBC, nie mógłby stworzyć tekstu, który bezlitośnie objawiłby, jak bardzo ze światem literackim rozmija się filmowy twór.

Rzadko miewam duże oczekiwania co do książki, ale w tym przypadku naprawdę spodziewałam się czegoś więcej – marzyłam o napisaniu studium przypadku, a dostałam jeszcze więcej niedomówień. Chciałam z każdą stroną poznawać Lectera na nowo i budować swój obraz o nim, układając wszystko w logiczną całość. Miałam w sobie dużo entuzjazmu, który starczył mniej więcej na 2/3 tekstu – potem zaczęło mi się nudzić. Co prawda pod koniec akcja znacznie przyspieszyła, ale i to nie zrównoważyło rozgoryczenia, jakie miałam i nadal mam po lekturze. Wciąż uważam, że bez niej seria byłaby niekompletna, jednak z nią również nie stanowi zwartej całości. Pozostają luki, które wypełniać możemy jedynie własną wyobraźnią, wiedzą psychologiczną i domysłami. W „Hannibal. Początek” bohater wydaje się miałki i nijaki i choć możemy mu współczuć, to nadal ciężko zrozumieć genezę jego szaleństwa. A szkoda, bo wciąż pozostaje jedną z najciekawszych postaci współczesnej popkultury.

14 komentarzy:

  1. Nominowałem Was do Liebster Blog Award :)
    http://sniacy-za-dnia.blogspot.com/2014/04/liebster-blog-award.html

    OdpowiedzUsuń
  2. Szaleństwo Hannibala jest znane nawet mi !
    Choć wątpię, żeby książka przypadła mi do gustu ;/

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Pozostałe są naprawdę ciekawe, tylko ostatni tom niespecjalnie zachwyca.

      Usuń
  3. Nie dość, że kusisz książką, to jeszcze kanapeczką z jajem (<3) i pewnie przeeeeeepyszną herbatką ;) Jeśli chodzi o Haninibala, to chyba sobie ją odpuszczę...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A to nie herbatka, tylko sok jabłkowo-gruszkowy. :D

      Usuń
  4. O, ja też mam duże wymagania co do tych książek - pomału się do nich zabieram. Szkoda, że ta ostatnia część nie do końca spełniła Twoje oczekiwania, ale chyba mimo to bilans nadal wypada na plus :)
    Pozdrawiam gorąco.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zdecydowanie bilans cyklu jest pozytywny, nawet bardzo. Nie publikowałam tutaj recenzji, ale naprawdę pochłonęłam całość i byłam pod wielkim wrażeniem. Może nie trzymały mnie w napięciu - znałam historie już z filmów - ale były dobrze napisane i naprawdę można było się Lecterem zafascynować.

      Usuń
  5. Niektórzy ludzie mówią, że gdy oglądają "Hannibala" z NBC, robią się głodni. Jezu, ja tylko widzę jakiekolwiek jedzenie (nawet kanapkę z jajkiem) obok serialowej okładki i już mi jakoś nieprzyjemnie.
    Nie czytałam nic Harrisa. Jakieś dwa lata temu obejrzałam pierwszy raz "Milczenie owiec" i zapragnęłam zabrać się za książkę. No i niemal od razu zaczęłam czytać, ale początek był naprawdę zgodny z filmem, więc stwierdziłam, że odłożę to na później. No i nie czytałam do tej pory. A przecież oglądam "Hannibala", chyba warto nadrobić książkowe zaległości.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A, to. Zupełnie do głowy mi nie przyszło to, co czym piszesz. ;p Nie należę do osób, które robią się głodne podczas oglądania "Hannibala", ale mam żołądek na tyle odporny, że nie jest to dla mnie żadną różnicą, pewnie dlatego też o takim skojarzeniu nie pomyślałam.

      Z serialem książki mają niewiele wspólnego. Naprawdę niewiele. Ale zaległości w tym zakresie - moim zdaniem - zawsze warto nadrobić, bo to kawałek ciekawej literatury. (:

      Usuń
    2. Tak słyszałam, że mają niewiele wspólnego z serialem, ale może warto właśnie się dowiedzieć, jak to wygląda w oryginale :)

      Usuń
  6. na razie mam w planach klasykę klasyki czyli milczenie owiec. zobaczę jak mi pióro harrisa się w ogole spodoba.

    OdpowiedzUsuń
  7. Ja się zatrzymałam w tej tematyce na "Milczeniu owiec" - książce i filmie, więc nijak się na temat Hannibala nie mogę wypowiedzieć.

    OdpowiedzUsuń
  8. Otworzyłam sobie tę recenzję w okienku i tak czytam i w głowę zachodzę o jakie śniadanie chodzi z tym Hanibalem ;p a to przez to że wczytała mi się tylko górna część zdjęcia sięgająca szklani i dopiero jak przesunęłam suwakiem to zrozumiałam :D aj Dominika weź się ogarnij.
    Powiem Ci, że jak zauważyłam na LC, że czytasz tę pozycję (zanim jeszcze dodałaś jej opinię) pozazdrościłam i przewertowałam cały internet w poszukiwaniu informacji, bo chętnie bym przeczytała :)
    Szkoda, że tak niekoniecznie Cię zachwyciła...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Po prostu zawiodła. Wiesz, wymyśliłam ją sobie po swojemu, może niepotrzebnie. Pozostaje mi rozmyślanie o Lecterze na swój własny sposób. ;p

      Usuń

Komentarze są dla nas źródłem siły do prowadzenia bloga i wielkiej radości, dlatego też będziemy wdzięczni za każdy pozostawiony przez Was ślad.