niedziela, 16 lutego 2014

Maciej Maciejewski - "W piekle lepiej być nikim"

Powinnam chyba w końcu ograniczyć swój książkowy zakupoholizm. Często wracam do domu z kilkoma nowymi tytułami, o których nie mam zielonego pojęcia, nie zadając sobie wcześniej trudu poczytania o nich choćby w Internecie. Po prostu łapię je i przynoszę. Fakt, czytam dużo i staram się, żeby książki nie leżały zbyt długo na półce bez uwagi, rzadko też jestem tak naprawdę zawiedziona tym, co trafiło w moje ręce. Niestety, tak było w tym przypadku, gdy promocyjny zakup okazał się totalnym niewypałem.

W centrum Warszawy znalezione zostają ciała dwóch osób, kobiety i mężczyzny. To nie była żadna partanina, tylko profesjonalna robota mordercy – klasycznie skręcone karki, kobieta pozbawiona twarzy. „Żmudna dłubanina”, powie później patolog. Brak motywu seksualnego czy rabunkowego. Brak poszlak, śladów, podejrzeń. Nadkomisarz Agata Zawadzka, której przyjdzie zmierzyć się ze sprawą, będzie miała niezwykle ciężki orzech do zgryzienia, tym bardziej, że oprócz kłopotów z trupami i szefem, który chce ją wysłać na wcześniejszą emeryturę, ma też na karku córkę-buntowniczkę i własne, niedopieszczone, czterdziestokilkuletnie ciało. O, zgrozo…

Konstrukcja książki jest doprawdy dziwaczna. W pierwszych rozdziałach poznajemy mordercę, czarno na białym, ze wszystkimi dziwactwami i całą specyfiką charakteru. Ta część wciągnęła mnie najbardziej i bardzo nie spodobało mi się, że tak brutalnie zostałam z niej wyrwana. Później bowiem reflektory uwagi przenoszą się na działania śledczych i tam pozostają właściwie do końca. Poznajemy panią nadkomisarz i z butami wchodzimy w jej życie prywatne, które często całkowicie odciąga uwagę od śledztwa. Momentami można zapomnieć, że czyta się kryminał, tyle że nie jest to absolutnie aspekt pozytywny. Prowadzi mniej więcej do tego, że pojawia się poczucie czytania nie-wiadomo-czego. Dodatkowo w wydarzenia z teraźniejszości dość nieudolnie wplatane są fragmenty retrospekcji, książka posiada bowiem także wątek historyczny. Jednakże o ile połapanie się w części współczesnej nie jest trudne, o tyle dopasowanie do siebie poszczególnych fragmentów dawnej historii sprawia z początku sporo kłopotów.

Jeśli chodzi o konstrukcję bohaterów, autor niespecjalnie się popisał. Czas spędzamy w towarzystwie kobiety po czterdziestce, która tak naprawdę nie wie, czego chce. W pracy jest zdeterminowana i silna, ale jej życie prywatne to pasmo niepowodzeń. W dodatku doświadcza zmiany tak nagłej, że aż nienaturalnej – z dnia na dzień zrzuca spodnie i zakłada sukienkę, a zmęczoną twarz zdobi makijażem. Po latach zaniedbania, tak po prostu. Paraduje nago przed córką, wdaje się w romans z młodym prokuratorem  i pozwala się całować starszej od siebie lesbijce, z którą później utrzymuje telefoniczny kontakt. No naprawdę… Jeśli tego typu wstawki miały podkreślić niesamowitą przemianę, jaką przeszła, są po prostu nieudolne.

Do zalet książki można by zaliczyć język, gdyby nie fakt, że często przeplatany jest on kolokwializmami i wulgaryzmami zupełnie nie dopasowanymi do sytuacji. Trochę to razi, zwłaszcza że sama narracja jest naprawdę niezła. Mnie osobiście spodobały się wstawki z przeszłości i historie wojenne – brutalne, jednoznaczne, choć nieziemsko zagmatwane. Tę książkę czyta się naprawdę ciężko, dopiero pod koniec nabiera trochę tempa. Aczkolwiek nie ma co się rozpędzać – człowiek wiedziony chęcią poznania zakończenia, może się na nim srogo zawieść. Do samego końca miałam nadzieję, że rozwiązanie zagadki pozwoli książce odpokutować za średnią treść, ale nic takiego się nie wydarzyło. Wszystko urywa się nagle i zupełnie bezsensownie.

Kończąc, powiem krótko – w tej książce wszystko jest nie na miejscu. Konstrukcja wydarzeń miała chyba być oryginalna, wyszła jednak zagmatwana i dziwaczna. Ciężko jest połapać się, kto jest kim i do czego dążą wątki, w dodatku okazuje się, ze tak naprawdę dążą do niczego, czyli nic nie wnoszącego zakończenia. Dla mnie tekst ten jest troszkę jak marna podróba serii o Malin Fors – jeśli lubicie kryminały i ciekawe postaci kobiece, lepiej sięgnijcie po twórczość Kallentofta. Bo książki Maciejewskiego absolutnie nikomu nie polecam. 

8 komentarzy:

  1. Bardzo lubię kryminały, ale tą książkę raczej nie będę czytać.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. "Tę ksiażkę" wytrawny znawco literatury. A żeby bylo po polsku to "tej ksiażki" :-)

      Usuń
  2. no a taka ładna okładka!
    hmm.. a tytuł to się do czego miał odnieść? bo jakiś taki za bardzo poetycki, jak na takie ledwo majaczące wnętrze.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Morderca podróżuje po świecie ciągle zmieniając tożsamość i twierdzi, że nie chce mieć jej w ogóle, bo lepiej jest być nikim - i w piekle na ziemi i w tym później. No.

      Usuń
  3. To ja podziękuję za taką książkę :)

    OdpowiedzUsuń
  4. A już, zaczynając czytać o fabule, cieszyłam się, że trafię na dobry polski kryminał :) Niestety- a może i stety- zniechęciłam się totalnie :)

    OdpowiedzUsuń
  5. Jesli ktos czytuje kryminaly kategorii "kryminalne zagadki CSI" to nie poradzi sobie z ta lektura. Dla pozostalych 10% czytelnikow, wytrawnych milosnikow dobrego kryminalu, polecam - jestem zachwycona.

    OdpowiedzUsuń
  6. moją uwage przykuł tytuł ale dużo osób odradza, więc ja tez zrezygnuje z lektury.

    OdpowiedzUsuń

Komentarze są dla nas źródłem siły do prowadzenia bloga i wielkiej radości, dlatego też będziemy wdzięczni za każdy pozostawiony przez Was ślad.