środa, 12 lutego 2014

Martyna Raduchowska - "Szamanka od umarlaków"

Długo trwało zanim w końcu wziąłem się za "Szamankę od umarlaków". Po zakupie tej książki przeczytałem kilka pierwszych stron i byłem pod wielkim wrażeniem lekkości języka autorki, mimo to wewnętrzne przeczucie kazało mi poczekać jakiś czas z lekturą.  Ostatecznie impulsem do zagłębienia się w tej powieści była premiera wydanej niedawno kontynuacji, "Demona Luster".

Ida Brzezińska, choć urodzona w magicznej rodzinie, zawsze chciała prowadzić normalne życie. I nawet by się jej to udało (ba! dostała się nawet na studia psychologiczne we Wrocławiu!), ale okrutny Pech postanowił uprzykrzyć jej nieco życie: o ile Ida faktycznie nie potrafiła czarować, o tyle rodzinna spuścizna nie pozostawiła jej bez żadnego talentu. Nastolatka jest bowiem szamanką od umarlaków: połączeniem medium i banshee. Potrafi więc nie tylko widzieć duchy i z nimi rozmawiać, ale też przepowiedzieć czyjąś śmierć. Dziewczyna w obcym mieście, w dodatku widząca wszędzie dusze zmarłych, nie miałaby lekkiego życia. Całe szczęście Idą zaopiekowała się mieszkająca we Wrocławiu ciotka Tekla - medium z dość specyficznym stylem bycia, zwracająca się do wszystkich w trzeciej osobie. To ona bierze pod swoje skrzydła najmłodsze pokolenie Brzezińskich, dając jej najbardziej istotne lekcje w kwestii bycia szamanką od umarlaków.

Fabuła powieści toczy się niemal całkowicie wokół Idy: narrator podąża za nią krok w krok. I choć jest ona jedyną główną bohaterką, niektóre postacie drugoplanowe wydają się być równie wyraziste. Najlepszym przykładem jest Tekla - jest ona przykładem osoby, której nie chciałoby się spotkać na swojej drodze, mimo to jako postać na kartach powieści wzbudziła moją sympatię, niekiedy nawet większą niż Ida. Wespół z ciekawą historią idzie znakomity język, jakim posługuje się autorka - bogaty w metafory i humor znacznie uprzyjemnia lekturę.

Ciekawym motywem jest też Pech. W powieści Raduchowskiej został on w pewien sposób upersonifikowany, stając się niejako jednym z bohaterów. Pojawia się on dość często, z reguły w tych mniej przyjemnych dla Idy sytuacjach. Wszelkie opisy przedstawiają go niemal jak istotę ludzką, która nie tylko w specyficzny sposób bierze udział we wszystkich wydarzeniach, ale przejawia też typowe dla ludzi uczucia, takie jak smutek czy radość.

Niestety, nie obyło się bez drobnych wad. Pierwsza z nich dotyczy postaci drugoplanowych: im bliżej końca, tym więcej pojawia się pobocznych bohaterów, wprowadzonych do historii w sposób dość chaotyczny, na szybko. Jest to o tyle rażące, że są to w pewien sposób istotne postaci, zatem wskazane by było choć trochę bliższe przedstawienie ich czytelnikowi. Drugą wadą jest natomiast zakończenie. A konkretnie jego brak, bo fabuła książki urywa się w środku - nie dość, że większość wątków nie zostaje rozwiązana, to dodatkowo na ostatnich stronach pojawia się jeszcze więcej niewiadomych. By poznać dalsze losy Idy należy chwycić po "Demona luster", jednak nigdzie na okładce "Szamanki.." nie ma informacji, że nie jest to samodzielna historia.

"Szamankę od umarlaków" z czystym sumieniem polecam każdemu - to solidna dawka urban fantasy doprawiona znakomitym humorem i równie dobrym językiem, która potrafi uprzyjemnić czas. Doradzam jednak zaopatrzyć się od razu w "Demona Luster", ponieważ powieść pozostawia po sobie spory niedosyt. Oczywiście w pozytywnym tego słowa znaczeniu, ja już nie mogę się doczekać kiedy poznam dalsze losy Idy. I Pecha w sumie też...

7 komentarzy:

  1. O, i po takiej recenzji aż się chcę po książkę sięgnąć. Sporo polskich nazwisk u Fabryki Słów, muszę się w końcu nimi zainteresować, może znajdę coś dla siebie - trzeba wspierać naszych! ;-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ano, Fabryka Słów wydaje głównie rodzimych autorów, w dodatku często osoby debiutujące na rynku literackim - a więc to książki w sam raz żeby wspierać polską fantastykę ;>

      Usuń
  2. Nie wiem, mam mieszane uczucia po tej recenzji, niby fajne, ale... no właśnie, jest to ale. Ostatnio widziałam w empiku Demona Luster i całe szczęście, że go nie kupiłam, bo nawet nie wiedziałam, ze to jest druga część! :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No niestety, na żadnej z obu książek nie pojawia się nawet najmniejsza informacja, że są to tak naprawdę dwie części jednej historii. Pewnie sporo osób się przez to nacięło... ;/

      Usuń
  3. Już tak długo czeka na mojej półce, a ja jeszcze po nią nie sięgnęłam. Aż wstyd ;)
    Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Polecam zaopatrzyć się najpierw w "Demona luster", cobyś mogła po niego chwycić od razu po ukończeniu "Szamanki..." ;)

      Usuń
  4. Widzisz, dobrze, że przeczytałam Twoją recenzję, bo podobnie jak maribel, nie wiedziałam, że zanim sięgnę po "Demona luster" powinnam sięgnąć po "Szamankę". Twoje recenzja mnie jednak zachęciła do zapoznania się z prozą pani Raduchowskiej :)

    OdpowiedzUsuń

Komentarze są dla nas źródłem siły do prowadzenia bloga i wielkiej radości, dlatego też będziemy wdzięczni za każdy pozostawiony przez Was ślad.