W jednym z opolskich przedszkoli uzbrojony mężczyzna przetrzymuje pracownice i dzieci. Policja jest bezradna, bowiem zamachowiec nie ma żadnych żądań, a oddział antyterrorystyczny przebywa poza miastem. Co gorsza, porywacz transmituje materiał z przedszkola na swojej stronie – nazywając zdarzenie preludium do Koncertu Krwi szybko zyskuje w mediach miano Kompozytora. Od tej pory obywatele staną się świadkami niebywałego okrucieństwa; ba, sami będą mogli wziąć w nim pośredni udział... Aby schwytać przestępcę, uruchomione zostaną wszelkie siły – policja zgłosi się m.in. do okrytego złą sławą byłego prokuratora Gerarda Edlinga, specjalisty od ludzkich zachowań.
Formułując opis fabularny powieści miałam niemały problem, jak to zgrabnie ująć, a gdzieś z tyłu głowy kołatało mi się: „brzmi sztampowo!”. Jak mogłoby być inaczej? Porwanie, przedszkole, morderca pragnący rozgłosu, wydalony ze służby stróż prawa (w tym przypadku nie policjant, a prokurator)… Wszystko to gdzieś już kiedyś mieliśmy, wymieszane w tych czy innych proporcjach. Tak, jest to powieść pod wieloma względami schematyczna, a podczas lektury czuje się wyraźnie, że należy do obszaru literatury popularnej. Czy jest w tym coś złego? Nie. Czy mi to w jakimkolwiek stopniu przeszkadzało? Również nie. Najważniejsze jest bowiem to, że jest to bardzo dobra literatura popularna. Powieść jest nie tylko wciągająca, ale też trzyma w napięciu, realizuje więc założenia thrillera i w moim odczuciu spełnia pokładane w niej oczekiwania.
Autor zbudował całą historię na tzw. dylemacie wagonika, który sprowadza się do szeregu moralnych rozważań nad wartością życia. Czy można zabić jedną osobę, aby uratować kilka innych? Czy lepiej oszczędzić kogoś nieuleczalnie chorego, czy bandytę, który przecież może się zmienić? Co jest lepsze – śmierć, czy oszpecenie na resztę życia? Zapraszając widzów do udziału w swoim czynie Kompozytor nie tylko zdejmuje z siebie część odpowiedzialności, ale także urządza pewnego rodzaju eksperyment społeczny, który obnaża ciemną stronę naszej psychiki. Już sama ilość wejść na stronę Koncertu Krwi jest przerażająca, a fakt, że znaczna część tych osób oddała swój głos, pokazuje, jak łatwo nam upchnąć odpowiedzialność gdzieś z tyłu głowy, gdy nasze decyzje mają jedynie wirtualny (przynajmniej dla nas) wydźwięk, a my sami pozostajemy anonimowi. Jakkolwiek mogłoby się wydawać, że Mróz sięgnął tu po fantastykę, obawiam się, że może to być mylne wrażenie – smutny to będzie wniosek, ale zachowanie tłumu w realnym świecie prawdopodobnie wyglądałoby właśnie tak, jak w Behawioryście, przynajmniej w jakimś stopniu.
Kiedy opowiadałam Sylwkowi swoje wrażenia po lekturze tej powieści i szukałam odpowiednich słów na opisanie jej wydźwięku, podsunął mi jedno, bardzo trafne określenie: gorzka. Dokładnie taka jest książka Remigiusza Mroza, takie właśnie wrażenie robi zakończenie. Mam poczucie, że pomysł na tę opowieść wynika z jakichś smutnych wniosków, bo do tej pory w książkach autora nie było tyle mroku, a zwroty akcji zwykle miały jakąś dobrą stronę. Tutaj atmosfera jest ciężka i przytłaczająca, zwłaszcza gdy przychodzi nam mierzyć się z zakończeniem – zaskakującym, ale wciąż nie jestem pewna, czy w sposób pozytywny. Do tego dochodzą refleksje, które uruchamiają się w czytelniku, gdy zaczyna wchodzić głębiej w temat dylematu wagonika (a świetną okazją i przyczynkiem do dalszego poznawania może być posłowie). Wieczór pełen rozmyślań mamy właściwie gotowy.
Na koniec chciałabym poruszyć jeszcze jeden temat, mianowicie kwestię konstrukcji postaci. W przypadku Kompozytora otrzymujemy niemal pełną historię, która w pewnym stopniu pozwala prześledzić, jakie czynniki wpłynęły na kształtowanie się psychopatycznej osobowości. W moim odczuciu temat nie został wyczerpany, ale przywykłam już do tego, że w thrillerach i kryminałach pewne rzeczy dotyczące sprawcy zostają pominięte, główne światło zostaje rzucone na obecne czyny, a przeszłość służy tylko jako narzędzie do pokazania głównych punktów zwrotnych. Niestety znacznie większe rozczarowanie przyniosła mi postać Behawiorysty. Od samego początku książki czytamy o tym, że został zwolniony przez „sprawę z dziewczyną” i właśnie tak jest to nazywane przez całą opowieść. Charakterystyczna fraza pojawia się na tyle często, że przyciągała mój wzrok jak magnes i podbijała ciekawość; miałam wrażenie, że jest napisana drukowanymi literami. Strasznie chciałam wiedzieć, co tak naprawdę nawyczyniał Edling i bardzo mocno wyczekiwałam rozwiązania. I wiecie co? Totalnie mnie rozczarowało. Podobnie z resztą jak znajdujący się na końcu wybieg fabularny łączący postać Behawiorysty z Kompozytorem, który… no cóż, mnie się nie podobał.
Behawiorystę pochłonęłam w dwa dni, od razu, kiedy tylko trafił w moje ręce. Mimo że ostatnio bardzo mało czytam, tej książce udało się utrzymać moją uwagę na tyle, że nie miałam ochoty w ogóle jej odkładać. Oprócz szybkiej, wyważonej akcji z wieloma zwrotami, powieść ma dwie ogromne zalety związane z treścią: refleksję nad dylematem wagonika oraz nad tym, czy osoba, która fascynuje się psychopatami, sama nosi w sobie nieujawniony mrok. Autor umieścił w swojej książce wiele elementów, które każą nam się zastanowić nie tylko nad tym, co zrobilibyśmy na miejscu postaci, ale także w jaki sposób doświadczenia wczesnego dzieciństwa nas ukształtowały. Pochylił się nad zachowaniami społecznymi i moim zdaniem wyciągnął wiele celnych wniosków. Czytelnikom zaś dał okazję do zastanowienia, co niesamowicie sobie cenię. Z tych właśnie przyczyn Behawiorystę mogę serdecznie Wam polecić.
Jaw wiedziałem, że książkę połkniesz w nie dłużej niż trzy dni, bo to jest w sumie Mróz, a wszystkie jego książki wciągają do tego stopnia, że po prostu się je czyta i czyta, dopóki się nie skończą :) Pewnie trochę schematyzmu u Mroza jest, ale mimo wszystko wybija się umiejętnym dawkowaniem napięcia, czy nie? Mnie zbytnio zachęcać do lektury "Behawiorysty" nie trzeba. :)
OdpowiedzUsuńZdecydowanie dawkowanie napięcia bardzo na plus, z resztą ja u Mroza uwielbiam też język i styl - to też go wyróżnia na rynku, nawet pomimo pewnej schematyczności. :)
UsuńZnaczy się... tylko ja nie jestem taką fanką autora i nie potrafię się zachwycić i wczuć w jego książki. No nie potrafię. Może gatunek chwilowo jest mi nie po drodze, za jakiś czas spróbuje:)
OdpowiedzUsuńOn pisze tak różne książki, że może w końcu i w Twoje obszary tematyczne zawędruje. ;)
UsuńTa książka to moje must have i must read. Muszę ją jak najszybciej zdobyć. :)
OdpowiedzUsuńMróz, Mróz, Mróz... Wszędzie o nim słyszę. I co? Dalej nie przeczytałam żadnej jego książki :/ A bardzo bym chciała, ponieważ tyle dobrego już słyszałam o tym autorze :) Może w końcu mi się uda sięgnąć po którąś z jego powieści :)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam! Dolina Książek
A myślałam, że to ja późno zaczęłam przygodę z autorem. ;)
UsuńJak na razie z twórczości Mroza przeczytałam tylko "Kasację" i bardzo mi się podobała. "Behawiorysta" przyciąga mnie od początku swoją tematyką i mam nadzieję, że jak najszybciej sięgnę po tę powieść :)
OdpowiedzUsuńBardzo mnie ciekawi :) Mróz mnie nie zachwyca, ale chcę go poznać. Dlatego mam już Zaginięcie na półce:)
OdpowiedzUsuńOd Mroza czytałam tylko "Ekspozycję" i obiecałam sobie, że sięgnę po więcej.
OdpowiedzUsuńTa książka z całą pewnością znajdzie się na mojej liście czytelniczej i nie tylko ze względu na autora i złożoną przeze mnie obietnicę, ale również z uwagi na ciekawą fabułę, okraszoną dużą dawką portretów psychologicznych, które wręcz uwielbiam w powieściach! :) (Jeśli są dobrze poprowadzone, trafnie opisane rzecz jasna...)
Bardzo fajnie napisana recenzja Kasiu, chyba najlepsza jaką czytałam do tej pory. Ja ,,Behawiorysty" jeszcze nie miałam okazji poznać, ale czeka w kolejce i no cóż jestem ciekawa swoich wrażeń i odbioru.
OdpowiedzUsuń