Już od jakiegoś czasu miałam w sobie sporą potrzebę napisania czegoś innego - nie recenzji, nie streszczenia zasad gry i nie tekstu opisującego książkowy stosik. Z drugiej strony nigdy nie czułam się specjalnie dobrze w luźnym blogowaniu publicystycznym, bo zawsze wydawało mi się, że nie mam nic ciekawego do powiedzenia. Właściwie wciąż tak uważam, jednak postanowiłam tę potrzebę w jakimś stopniu zrealizować. Nie bójcie się - to nie jest początek jakiegoś wielkiego cyklu, takie posty nie wejdą do czworgowej codzienności, choć nie ukrywam, że może jeszcze kiedyś zdarzy mi się jakiś popełnić. Mam nadzieję, że jakoś mi to wybaczycie.
Cześć, jestem Kasia i pogubiłam się w blogowaniu. Tak właśnie mogłabym (i chciałam) zacząć całą tę opowieść. Opowieść wyrosłą z mojej wewnętrznej frustracji, w którą właściwie sama się zapędziłam. W ostatnim czasie dotarło do mnie, do jakiego punktu doszłam przez cały okres współprowadzenia Czworgiem - od osoby, która czyta średnio dużo, ale też na bieżąco stara się wyczytywać swoje zapasy książek, przez pochłaniacza prawie 30 pozycji miesięcznie, aż do zmęczonego życiem czytelnika, który ma ogromną kolekcję, a większość pozycji w stanie całkowicie nienaruszonym. W te wakacje, kiedy składaliśmy do kupy naszą biblioteczkę, poważnie się przeraziłam: odnalazłam całą masę tytułów, które nie wiem, jak do mnie trafiły i o których nie jestem w stanie powiedzieć kompletnie nic. Przez ostatnie lata kupowaliśmy na potęgę - skuszeni promocjami albo opisami, które w danej chwili wydawały nam się interesujące. Co prawda stopniowo udaje nam się zbiory porządkować, ale wciąż mamy wiele pozycji, które muszą poczekać na lepsze dni...
Na taki stan rzeczy złożyło się kilka czynników. Po pierwsze wraz z wejściem w blogosferę poszerzyły się moje gusta literackie i odkryłam, jak wiele gatunków mi się podoba, co w naturalny sposób rozbudziło we mnie chęć dalszego odkrywania. Dodatkowo jestem bardzo podatna na wpływy otoczenia, a wszechobecne posty stosikowe sprawiały na początku, że również czułam się zobligowana do pokazywania nowości. Chociaż właściwie może podchodzę do tematu od złej strony - stosiki nie tylko służyły za mobilizator, ale też wymówkę, usprawiedliwienie dla własnych szaleństw zakupowych. Z resztą jak tu nie kupować, skoro na rynku co i rusz pojawia się tyle wspaniałych nowości? Kiedyś, żebym dowiedziała się o jakiejś książce, musiałam albo śledzić poczynania autora, albo zajść do księgarni, albo dostać czyjeś polecenie. Kiedy odkryłam Lubimy Czytać, książkową blogosferę, aż wreszcie wszelkie social media autorów i wydawnictw, zostałam zwalona z nóg ilością wspaniałych książek, które czekają właśnie na mnie!
Zupełnie osobnym tematem są egzemplarze recenzenckie. Prowadzenie bloga daje naprawdę niesamowite możliwości i jestem pewna, że wielu wspaniałych książek nigdy bym nie odkryła, gdyby nie współpraca z wydawnictwami. Niestety na własnej skórze przekonałam się, jak łatwo wpaść w czyhającą tutaj pułapkę: nagle zaczynamy dostawać maile, które otwierają nam drogę do darmowych książek i o ile kiedy mamy wydać na coś pieniądze, stosujemy jakąś tam selekcję, o tyle w tym przypadku przychodzi nam to znacznie trudniej. Krótko po tym, jak nasz blog zaczął dynamicznie się rozwijać, sama znalazłam się w takim zamieszaniu - zaczęłam brać wszystko, co wydawało mi się choć odrobinę ciekawe, a w rezultacie prawie utonęłam pod stertą egzemplarzy recenzenckich, na które, jak się okazało, średnio miałam ochotę. Bardzo długo zajęło mi wypracowanie własnego gustu i samozaparcia na tyle, żeby zacząć to ograniczać, a i tak wciąż zdarzają się problemy. Wystarczy, że raz źle ocenię własne możliwości, albo coś mi wypadnie i już leżę zakopana w stosiskach.
Tak naprawdę nie pamiętam, kiedy ostatnio miałam okazję wziąć do ręki książkę z półki, taką na którą po prostu mam ochotę. Nie czytam tytułów, które polecają mi inni, nie pożyczam od nikogo książek, o których słyszę, nie sięgam na bieżąco po pozycje, które sama kupuję, bo zwyczajnie nie mam na nie czasu. Czytam głównie nowości i nawet nie chodzi tutaj o aspekty marketingowe (czy na blogu "sprzeda się" coś starszego?), bo te nigdy jakoś mnie nie interesowały, ale o to, że na inne książki zwyczajnie brak mi czasu. Boję się, że jeśli to potrwa dłużej, w którymś momencie najzwyczajniej zbrzydnie mi i czytanie, i pisanie, a tego naprawdę bardzo mocno bym nie chciała.
Nie zrozumcie mnie źle, to nie ma być jakaś fatalistyczna wizja czy zapowiedź kolejnych przerw na blogu. Zastanawiam się po prostu, czy jestem w całej tej sytuacji odosobniona, czy też kogoś z Was również męczą podobne przemyślenia. Dajcie znać, jak się w tym wszystkim odnajdujecie. Czy czujecie presję kupowania, posiadania i recenzowania nowości? Czy gubicie się w powodzi wydawanych książek? Czy zdarzyło Wam się zapędzić z ilością egzemplarzy recenzenckich? A może robicie swoje (jeśli tak, dajcie znać, jak Wam się udało znaleźć taką własną drogę!). Uważam, że to bardzo ciekawy temat do dyskusji i chętnie poznam Wasze zdanie. Ba, jestem przekonana, że z Waszych komentarzy będę mogła bardzo dużo się nauczyć.
Też mi się czytelnicze horyzonty przez blogowanie poszerzyły. Głównie o dworską intrygę i realizm magiczny. I oczywiście biblioteczka :D. Zresztą, robiłam o tym filmik https://www.youtube.com/watch?v=7UdZ_2hpusw jak na mnie to sporo tego, a nie nagrywałam tych np. ze strychu jeszcze :D. W sumie, pełno jeszcze nieprzeczytanych. Ale to miłe uczucie. Zawsze mieć co czytać. Systematycznie też staram się czytać te może mniej chciane i jeśli mi nie pasują to np. oddaję do bibliotek. A i ja na egzemplarze recenzenckie się jednak nie zdecydowałam – było to w takim czasie, że na te co i tak chciałam przeczytać miałam mniej czasu.
OdpowiedzUsuńTo prawda, ja też lubię w dużej biblioteczce to uczucie, że zawsze jest co czytać, chociaż właściwie nie pamiętam już, jak to jest być w innej sytuacji. ;) Ostatnio coraz częściej zabieram się też za to, o czym piszesz - systematyczne przeglądanie zbiorów i szukanie takich niepewnych tytułów, w których coś mi nie pasuje. Chociaż wydaje mi się, że pozbywanie się takich książek, które przykładowo nam się nie spodobały, jest dla czytelnika trudne i wymaga dużej determinacji.
UsuńPo raz pierwszy jestem na waszym blogu, ale miło tu u was :D
OdpowiedzUsuńPowiem tak: bloga prowadziłam przez 10 miesięcy tylko dla siebie, zapisywałam sobie po prostu swoje przemyślenia na temat ksiązek, zeby za rok, czy za dwa móc sobie przypomnieć o czym dana powieść była i czy mi się podobała czy nie. Nie chciałam tego stracić przez jakiegoś wirusa na kompie, wiec zaczęłam wrzucać na bloga. Czytało to naprawdę mało osób i generalnie jakoś się tym nie przejmowałam. Dopiero później stwierdziłam, że może będę w stanie dzięki temu komuś coś polecić. No i po roku zaczęłam podejmowac swoje pierwsze współprace recenzenckie (nie tak dawno to było ;)). Jednak od początku brałam jedynie te ksiązki, które sama i tak bym kupiła. Miałam w domu jeszcze sporo nieprzeczytanych, więc nie czułam jakiegoś parcia. Osobiście bardziej wolę współpracować z księgarniami, mam większy wybór i takie tam. Nadal mam cholernie dużo leżących książek w domu, ale z recenzenckimi wyrabiam się na spokojnie. Druga sprawa, że czasem rzeczywiście mam dość spory stosik, ale z tego względu, że niektórzy po prostu czasem strasznie przeciągają wysyłkę i potem mam milion naraz ;/
Teraz nie mam już miejsca w pokoju, bo tyle jest tych książek, ale głównie dlatego, że swego czasu tak dużo ich kupowałam. A to promocja, a to coś tam. Studiowałam, pracowałam, miałam stypendium naukowe, więc zawsze sobie mogłam pozwolić na nową partię, choć czasu na czytanie było niewiele :D Za to teraz chwilowo nie pracuję, studia skończyłam i moge sobie czytać do bólu :D
Kasia z Kasi recenzje książek
Bardzo dziękujemy! :)
UsuńJej, stan w którym nie ma ani studiów, ani pracy, wydaje się błogostanem idealnym dla czytelnika! *-* Mnie dopiero niedawno udało się pozbierać po przełomie jakim było skończenie studiów i rozpoczęcie pracy, na samym początku zupełnie nie potrafiłam znaleźć czasu na czytanie, taka byłam zmęczona. Na szczęście jest już lepiej. ;)
Co do współpracy z księgarniami - kilkakrotnie się nad nią zastanawiałam, bo faktycznie w takim wypadku mamy możliwość wyboru z większej liczby tytułów, no i w grę wchodzą starsze pozycje, których wydawnictwa często nie chcą nam już dawać. Mimo to nigdy się na to nie zdecydowaliśmy, bo księgarnie, których warunki do tej pory poznaliśmy, wymagały reklamy bezpośredniej, linku do karty produktowej i swojego baneru, a to już się kłóci z zasadami, jakie sami sobie na blogu postawiliśmy.
Ja akurat nie odczuwam presji egzemplarzy recenzenckich, gdyż ich po prostu nie mam w ogromnej ilości. Znaczy się propozycje są, ale tutaj mi się udaje mniej więcej przesiać co mi się podoba a co kompletnie nie jest w kręgu moich zainteresowań. Z kupnem też nie szaleję zazwyczaj, więc ogromnych stosów nie mam - ogranicza mnie między innymi miejsce, którego jest już brak, a nie potrafię się rozstać z moimi książkami. :P
OdpowiedzUsuńPowiedziałabym, że masz łatwiej, bo w końcu węższe zainteresowania literackie posiadasz, ale przypomniałam sobie, że zdarzało Ci się czytać nawet obyczajówki, więc już zamykam buzię na kłódkę. ;)
UsuńMiejsce to zawsze problem, niezależnie ile go wygospodarujemy. Kiedyś żyłam z jednym regałem, potem dorobiłam się drugiego malutkiego na stancji, teraz moja część księgozbioru zajmuje dwa bardzo duże. Jakiś miesiąc temu zachwyciłam się biblioteczką Varii: http://od-deski-do-deski.blogspot.com/2016/10/domowa-biblioteczka.html po czym zdałam sobie sprawę, że i to bardzo szybko byśmy zapełnili. ><
Ja na pewno zmieniłem się przez blisko 1,5 roku blogowania. Umiem w miarę dobrze pisać recenzję (nie mnie to oceniać, ale chyba całkiem nieźle mi wychodzą, choć do ideału daleko), poznałem jak Ty wiele gatunków, po które wcześniej nie sięgałem, lub jeśli już, to bardzo rzadko.
OdpowiedzUsuńJeśli chodzi o egzemplarze do recenzji i stosiki. To jeśli chodzi o pierwsze - od dłuższego czasu nie biorę niczego, co wiem, że przeczytam i nigdy do tego nie wrócę. Biorę jedynie moich ulubionych pisarzy, ulubione serie, czasami nowości. I właściwie tyle - nie zawsze t wychodzi, ale staram się ograniczać :) Jeśli chodzi o stosiki, no to u mnie na blogu pojawiają się co miesiąc - bardzo je lubię, przypominają mi o tym, że troszkę za dużo dostaję i kupuję książek, lecz staram się z tym walczyć i co jakiś czas wyprzedawać część książek, do których nigdy nie sięgnę ponownie. A i tak na półkach mam dziesiątki książek, czekających na przeczytanie i to autorów, których bardzo lubię jak chociażby Tolkien, Glen Cook, Abercrombie, Simmons itp. ;)
Pozdrawiam!
Ewolucja pióra to zupełnie inny - i również niesamowicie ważny - temat! Też nieskromnie powiem, że podszlifowałam się w pisaniu, z resztą chyba nie tylko recenzji, ale ogólnie tekstów jako takich. Przynajmniej takie mam wrażenie, kiedy porównuję to, co robię teraz z pierwszymi blogowymi recenzjami. :)
UsuńPo cichutku zazdroszczę Ci wypracowania takiej znajomości gustu, że wiesz, po co powinieneś sięgać, żeby było dobrze. Mnie wciąż tego brakuje, albo raczej wciąż często decyduję się na książki ryzykowne - bo a nuż przypadną mi do gustu. Z kolei co do oczekujących ulubionych autorów, wydaje mi się, że jakoś tak łatwiej przychodzi zostawianie ich "na później", bo to pewniaki, po które można sięgnąć zawsze, nawet gdy ochota na czytanie nie jest aż tak duża. :)
Stety/niestety doskonale Cię rozumiem. Przechodziłam coś podobnego jakiś czas temu, a kiedy doszło mi do tego wszystkiego kilka rzeczy skracających znacznie mój czas wolny - zwyczajnie poległam. Zrobiłam sobie kilkumiesięczną przerwę w blogowaniu podyktowaną właśnie tym, że nie byłam wstanie z radością blogować. Czytałam i recenzowałam tylko książki od wydawnictw i nawet jeśli były świetne, to nie zmieniało faktu, że sięgałam po nie, bo w pewnym sensie musiałam. Sumując wszystko wychodziło na to, że jedyne co z tego bloga mam to darmowe książki z których nawet nie do końca potrafię się już cieszyć, bo kojarzyły mi się z nieprzespanymi nocami i 8 h w pracy w stanie "żywy zombie atakuje". Musiałam odpocząć. Teraz wróciłam, ale postawiłam sobie więcej zasad. Nie szukam współprac i myślę nad akceptacją któreś po kilka razy, żeby się nie zapędzić w miejsce z którego wyrwałam się tylko poprzez nieobecność. Chyba wolę wydawać pieniądze na książki i czytać to co naprawdę chcę, niż dostawać darmowe licząc, że będą wyjątkowe. Umiar pod tym względem to podstawa tylko, że my książkoholicy mamy problem z umiarem :D Tacy już jesteśmy. Życzę Ci powodzenia i wytwałości!
OdpowiedzUsuńNapisałaś bardzo dużo rzeczy, pod którymi mogłabym się podpisać. Też ostatnio musiałam sobie radzić z nowymi życiowymi wyzwaniami, które znacznie zmniejszyły czas, jaki mam na czytanie i pisanie i dopiero niedawno udało mi się wypracować w tym wszystkim jakąś tam rutynę.
UsuńPodobnie mam też z egzemplarzami recenzenckimi - pisząc tekst strasznie kluczyłam, żeby nie dojść do takich wniosków, ale faktycznie - jeśli jesteśmy przeładowani, to nawet książka, która nam się podoba i którą bardzo chcieliśmy poznać, będzie czytana pod jakimś tam przymusem. A jeśli nie czytana, to recenzowana.
Cieszę się, że przerwa przyniosła w Twoim przypadku tak dobre skutki i życzę, żeby udało Ci się wytrwać w takim racjonalnym podejściu. :)
Ja czasem przechodzę "kryzysy" w blogowaniu... często mam ochotę przeczytać książkę, którą sama kupiłam, ale patrzę na stosik recenzencki, który czasem nierozważnie dobrałam i niestety muszę odłożyć lekturę książki, którą chciałam przeczytać. A to przecież nie o to chodzi, żeby egzemplarze recenzenckie nagle stawały się utrudnieniem. Eh... ale dzięki blogowaniu również, tak jak ty, poszerzyłam swoje horyzonty i sięgnęłam po książki, które nigdy by mnie nie zainteresowały. To są uroki blogowania ;)
OdpowiedzUsuńSpojrzenie EM
Właśnie o to w tym wszystkim chodzi, żeby znaleźć jakiś złoty środek, który pozwoli cieszyć się zaletami współprac, a jednocześnie pozostawi nam czas, by sięgać po to, na co mamy aktualnie ochotę... Ech, jak zwykle wchodzi zasada "coś za coś". ;)
UsuńOj, ostatnio od dłuższego czasu czuję się podobnie. Dodatkowo jeszcze czytać te książki ciągle mi się chce, natomiast pisać o nich... cóż, znacznie mniej. Dlatego od roku dokładniej selekcjonuję egzemplarze recenzenckie (jeszcze dwa-trzy lata temu potrafiłam brać ich po kilkanaście miesięcznie, teraz nie przekraczam 3-5) i znacznie ograniczam zakupy (choć czy skutecznie, to się dopiero przy rocznym podliczeniu okaże.;)). Odkryłam, że po zachłyśnięciu ie blogosferą i tymi wszystkimi polecanymi autorami, promocjami, nowościami i egzemplarzami recenzenckimi, nastąpił odpływ - coraz mniej tych nowości tak naprawdę mam ochotę czytać, a jeszcze mniej kupić. Chyba powracam do normalności.:)
OdpowiedzUsuńBardzo się ucieszyłam czytając Twój komentarz, bo to oznacza, że i dla mnie jest nadzieja. ;) Też mam wrażenie, że to po prostu pewien etap, a to, co w tej chwili dzieje się w mojej głowie, doprowadzi w końcu do jakichś racjonalizacji. Właściwie jak teraz sobie o tym myślę, to faktycznie, w ostatnim czasie kiedy przeglądam zapowiedzi czy nowości, nie znajduję już tak dużej puli książek, które mnie interesują.
UsuńSkąd ja to znam... Ze mną było podobnie - na szczęście powoli wychodzę na prostą. Książki czytałam zawsze, nie mieszkam w wielkim mieście, raczej na wsi. Do miasta mam blisko, ale jest w nim jedna mała księgarnia. dlatego ceny wiadome. Zaczęłam zamawiać z "Klubu dla Ciebie", później jakoś wpadłam na allegro, no wcześniej nie pomyślałam o tym. Może faktycznie jakieś zacofanie. Grunt, że czasem wyhaczyłam coś taniej. O blogach książkowych nie miałam pojęcia. Księgarnie internetowe również były mi obce. No i w końcu po jakimś czasie, nagle dowiedziałam się o recenzentach, o lubimy czytać, i wymiankach. Przeróżnych promocjach i rzecz jasna - egzemplarzach do recenzyjnych. Na początku chciałam być systematyczna, wyrabiać grzecznie w terminach, ale później... Coś się stało. Zaczęłam gromadzić, dosłownie, gromadzić książki jak drzewo na zimę. Stosy się piętrzyły, zamiast czytać, domawiałam. W końcu się ocknęłam. Nie powiem, że nie zamawiam i nie kupuję, ale staram się robić selekcje. co naprawdę chcę, a tylko dlatego, że mogę to mieć. Nie kupuje na każdej promocji. Bo tak było, co promocja ja już robiłam przelew. Teraz pożyczam, kupuję/ zamawiam ważne dla mnie tytuły, które naprawdę chcę mieć w swojej biblioteczce chociaż i tak czasem się natnę na własną głupotę. Cóż... książkoholizm bywa zgubny:)
OdpowiedzUsuńDziękuję Ci niesamowicie za ten komentarz, od razu mi jakoś raźniej, że nie tylko ja w coś takiego wpadłam. Większość tego, o czym piszesz, brzmi dla mnie niesamowicie znajomo. Zwłaszcza gromadzenie książek jak drewna na zimę - jeszcze nie tak dawno miałam na stancji stosiki, które stanowiły stolik nocny, bo nigdzie indziej się nie mieściły. Dodam, że złożone były głównie z jakichś tanich, wyprzedażowych pozycji, po które na 90% nigdy nie sięgnę, a które kupowałam, bo przecież tanio, opłaca się, no a w gust jakoś tam mi trafia. Z resztą podobnie miałam też z terminami recenzenckimi - gromadziłam, gromadziłam, aż w końcu przestałam się z czymkolwiek wyrabiać.
UsuńChyba każdemu blogerowi dzięki blogowaniu rozszerza się gust. O sobie także mogę powiedzieć, że wielu naprawdę dobrych książek nie poznałabym, gdybym się o nich nie dowiedziałam dzięki blogom, czy dostała ich do zrecenzowania. Tak, to są te niewątpliwie zalety bloga. :)
OdpowiedzUsuńZe stosami kupowanych książek i egzemplarzami recenzenckimi mam podobnie. Był raz taki miesiąc, że w ciągu miesiąca przyszło coś około 14 książek do recenzji. Zrobiła się niewielka zaległość i pojawiła się presja, że terminy gonią. Trochę zaczęło mnie to przytłaczać, zwłaszcza że własnych książek też mam sporo i zaczynało boleć mnie, że ani odrobinę nie zmniejszam stosu moich nieprzeczytanych książek, a czytam wyłącznie to, co na siebie wzięłam. Gdzieś zaczęła mi umykać przyjemność z czytania, a dodatkowo pojawił się jakiś kryzys i książki szły mi topornie. Na szczęście ostatnio wygrzebałam się z zaległości recenzenckich i zaczęłam sięgnąć po książki z półek. Przyjemność z lektury wróciła. :) Doszłam do wniosku, że potrzebuję bardziej wnikliwej selekcji propozycji. Kupowanie także zaczęłam ograniczać, bo ciągle więcej przybywało, aniżeli czytałam. Teraz kilka razy zastanawiam się, zanim coś kupię. :)
Jej, to co piszesz brzmi dla mnie niesamowicie - jak niedościgniony ideał. Cieszę się, że udało Ci się z tego wszystkiego wygrzebać i w końcu zacząć sięgać po książki z półek, zwłaszcza że satysfakcja z tego z pewnością jest ogromna! :) Mam nadzieję, że i mnie uda się dojść do takiego punktu, w którym jesteś w tej chwili.
UsuńZ egzemplarzami faktycznie tak jest - weźmiemy ich sporo, bo wydaje nam się, że wyrobimy się bez problemu, a potem coś nam wypadnie i po ptakach, terminy zawalone. A jeśli jesteśmy osobami słownymi, to zaczynamy sami sobie tworzyć dodatkową presję. W stresie czyta się gorzej i zaczyna się błędne koło...
Kochana! Mam wrażenie, że ujęłaś w słowa wszystkie moje myśli. Od dłuższego czasu zmagam się z podobnymi trudnościami. Przytłoczyła mnie zarówno ilość zobowiązań recenzenckich (część zaległości narobiła się w związku z wieloma komplikacjami w życiu prywatnym, które ani na czytanie, ani tym bardziej na pisanie nie pozostawiały już sił), z których nie potrafię się wygrzebać, bo mimo iż teraz dobieram lektury starannie, kiedyś podekscytowana możliwościami brałam wszystko, co brzmiało choć trochę ciekawie. A że na długo mi się w życiu posypało, w którym to czasie ksiażki nie przestały napływać, za to ja przestałam czytać, zrobił się niezły bigos. I to przez to owo "trochę" ciągle pokutuje. Nie ma co kryć, że doszły również nowe obowiązki, praca, która pochłania właściwie cały mój czas. A na dodatek prowokuje ona kolejne zakupy. Pracuję w księgarni i choć naprawdę mocno się staram - mnóstwo pieniędzy wydaję na książki, które kolejno miesiącami, a nawet latami leżakują na półkach, mnożąc moje wyrzuty sumienia. Doszło nawet do tego, kupowanie / dostawanie książek przestało dawać mi radość. Od jakiegoś czasu staram się nad tym pracować, jednak wiem, że to potrwa. Bałagan, którego narobiłam przez lata, nie zniknie przecież w tydzień. Na szczęście nauczyłam się mówić "nie", szanować swój czas, wzrok i swoich bliskich, którym nie mogłam poświęcić tyle uwagi, ile bym chciała, bo kradło mi ją coś innego. Liczę, ze uda mi się ze wszystkim uporać i odetchnąć pełną piersią, a także - mam nadzieję! - odzyskać radość z blogowania, czytania, pisania i rozsądnego kupowania książek.
OdpowiedzUsuńTrzymam za Ciebie kciuki, bo doskonale wiem co przeżywasz. Mimo że nasze doświadczenia życiowe inne, efekt jest ten sam. Powodzenia! I pamiętaj - nie jesteś w tym sama:)
Dziękuję Ci bardzo za każde słowo - dobrze wiedzieć, że ktoś obok ma podobne dylematy. Mam nadzieję, że wszystko Ci się jakoś tak poskłada, że i życie się wyprostuje, i radość książkowa wróci! :3
UsuńPS Pracowałam w księgarni podczas jednych wakacji i pamiętam, jak to wyglądało - myślałam, że książki mi się opatrzą, a tak naprawdę pierwsza wiedziałam o promocjach, poznawałam jeszcze więcej tytułów i w rezultacie... a jakże, kupowałam na potęgę. Życzę Ci dużo siły i samozaparcia w takim miejscu. ;) Ale powiedz koniecznie, jak Ci się w ogóle praca w księgarni podoba?
Dziękuję!
UsuńMasz rację - nie dość, że książki się nie opatrują, to masz dostęp do takich, o których istnieniu nie wiedziałaś. Plus pracujący ze mną ludzie - książkowe freaki, które wręcz "zmuszają" mnie do lektury kolejnych tytułów. A po 11h pracy dziennie naprawdę nie ma na to czasem siły ani czasu. I tak fizyczność walczy z moją psychiką. Ciężko jest:)
Samą pracę bardzo lubię, bo mam wspaniałą atmosferę, cudownych ludzi wokół siebie, no i zapach książek. Jednak wiadomo - to handel, więc są sytuacje i klienci, których wolałabym unikać. Jednak z braku pracy w szkole, mam drugie najlepsze miejsce na świecie, więc nie mogę narzekać;) a Tobie jak się podobała?:)
W sumie miałam podobne odczucia - zazwyczaj jestem dość aspołeczna, a w księgarni nagle miałam wokół siebie cała masę takich samych książkowych maniaków, jak ja. ;) No i handel ma też plusy, bo pomijając tę małą grupę klientów, których nigdy więcej nie chciałabyś spotkać, trafia się też wielu pasjonatów, z którymi można gadać bez końca. Znaczy ja tak mam. :D
UsuńJa od pół roku mam zawieszonego bloga. Nie ze względu na presję związaną z nowościami, ale ze względu na to, że zmiana otoczenia, podjęcie ciężkiej pracy i codzienne trudności w obcym miejscu zwyczajnie odebrały mi ochotę na czytanie. A co to za blog książkowy, skoro nie czytam książek? Od kwietnia próbowałam różnych rzeczy - od książek naukowych poprzez sięganie po moje ukochane tytuły - nic z tego. Nadal mam kryzys i nie wiem, jak z tym wygrać. Chciałam wrócić do blogowania jeszcze w tym roku, ale nie wiem, czy będzie mi to dane. W blogowaniu chodzi przede wszystkim o przyjemność, a podczas czytania książek musisz czuć satysfakcję. Jeśli tego nie ma, lepiej zrobić sobie przerwę, by nie znienawidzić tego, co się kocha.
OdpowiedzUsuńPowodzenia!
Mam dokładnie takie samo zdanie jak Ty - blogowanie ma być przyjemnością dla twórcy, a jeśli przestaje przynosić radość trzeba spróbować coś zmienić lub po prostu zrobić sobie przerwę. Mam nadzieję, że uda Ci się do nas wrócić, ale tylko jeśli znów poczujesz się z tym dobrze. Trzymam kciuki, żeby udało się to wszystko poskładać. :)
UsuńNa samym początku prowadzenia bloga, kiedy widziałam pozytywną recenzję jakieś książki to od razu myślałam: "Wow, to musi być super, muszę ją mieć!". Z czasem zaczęłam się dystansować, uczyć się jak powinnam wybierać książki (jak to, żeby nie sięgać po książkę zaraz po premierze - chyba, że sama na nią czekam. Ale na daną chwilę nigdy nie wybieram lektury dlatego, że jest na nią "hype", że wszyscy się nią zachwycają). Również z tego powodu napisałam własnie taki okołoksiążkowy post pt. "Dlaczego wszyscy blogerzy czytają to samo?" - będąc znudzona tym, że na większości blogach widać same nowości, nic ciekawego, czegoś INNEGO. Ale jak widać po Tobie, czasami jest to kwestia presji, tego, że... być może uciekną te książki? I nawet nie myślisz w ten sposób o blogu, a to dobrze, bo widać ewidentnie czasami, że ktoś pisze tylko o tym, co jest na czasie BO JEST na czasie i to gwarantuje więcej wejść. No cóż, sama kiedyś byłam w tym wszystkim pogubiona, czułam presje (wszyscy chyba już to czytali a ja nie!) tylko, że z czasem zaczęłam kształtować swój gust i dobierać książki do siebie, nie patrząc na to, czy jest to nowość czy staroć.
OdpowiedzUsuńI masz rację z tymi recenzenckimi - ja daną chwilę biorę jedną, maksymalnie dwie książki recenzenckie. Wybieram to, co NAPRAWDĘ chcę przeczytać. I masz rację - to trochę kusi, w końcu nic Cię to nie kosztuje. Ale co z tego, że nic nie kosztuje, ale marnujesz swój czas na średniawki?
Życzę Ci znalezienia dobrego rozwiązania i drogi :) I wybacz, że się rozpisałam...
A, i tak z ciekawości - masz tak bardzo "wysunięte" książki po prostu, przez upodobanie, czy może za tymi książkami są też inne książki :)? Pytam, bo mam tę samą półkę i się zastanawiam :)
OdpowiedzUsuńWciąż nie mogę się przestawić, że masz imię i nazwisko. ;) Dostałam maila o komentarzu i zastanawiałam się, kto to, a potem weszłam na bloga, zobaczyłam avatar i pacnęłam się w czoło.
UsuńBardzo Ci dziękuję, że się rozpisałaś - właśnie na to liczyłam i jestem naprawdę zachwycona Twoją odpowiedzią, jak i wszystkimi innymi. Ekstra móc poznać Twoje zdanie. :) Zgadzam się, że czasem naprawdę można się za głowę złapać, gdy odpala się listę blogów i na co drugim widnieją te same teksty. Na swoje usprawiedliwienie powiem, że nigdy, naprawdę nigdy nie wzięłam do recenzji ani też nie przeczytałam książki z myślą o tym, że zagwarantuje więcej wejść na bloga. W moim przypadku problem z nowościami polega raczej na drugim aspekcie, który poruszyłaś - boję się, że mnie ominą. Ostatnio staram się odkładać w czasie wszelkie zakupy bo wiem, że kilka tygodni po premierze o połowie książek nie będę pamiętała, część okaże się słaba i zostanie naprawdę mała pula tych, które naprawdę chcę, w dodatku do tego czasu zdąży spaść ich cena. Ale jestem dopiero na początku nauki takiego selekcjonowania i jest naprawdę bardzo, bardzo ciężko.
Co do biblioteczki - książki stoją w dwóch rzędach. Niestety cztery regały to wszystko, na co możemy sobie w tej chwili pozwolić i i tak niebawem przestaniemy się mieścić. ;)
Ja w sumie prowadzę bloga z przyjemności, ale gdy okazało się, że dostałam możliwość zrecenzowania czegoś to postanowiłam spróbować. I tak oto recenzuję magazyny językowe, a w tym tygodniu podjęłam współpracę z wydawnictwem Media Rodzina. Nie chcę jednak przesadzać z takimi współpracami. Czytając posty blogerek, które mają już doświadczenie, stwierdzam, że po prostu nie warto. Najgorzej jest się zachłysnąć egzemplarzami recenzenckimi. Cieszę się również (poniekąd) z tego, że mam sporo nauki do egzaminów zawodowych i matury. To skutecznie mnie powstrzymuje przed posłuchaniem małego diabełka na moim ramieniu, który podpowiada "Bierz wszystko".
OdpowiedzUsuńNa blogu staram się również tworzyć posty inne niż recenzje książek. Np. dzięki postom "Zrób to sam" mam możliwość zaprezentowania moich małych zdolności plastycznych. Blog to świetna sprawa, trzeba tylko odpowiednio go zorganizować i myśleć :)
Cieszę się, że znalazłam Waszego bloga :)
Pozdrawiam! Dolina Książek
Fajnie, że udało Ci się w ogóle w te pułapki nie wpaść, bo wiedziałaś wcześniej o ich istnieniu. No i przyjemnie popatrzeć, że blog realizuje więcej Twoich pasji, tak trzymać! :)
UsuńPamiętam jak kiedyś w ogóle nie przeglądałam nowości wydawniczych, nie wyszukiwałam autorów ani nic takiego. Chodziłam albo do biblioteki albo po prostu do księgarni i tam wyszukiwałam coś, co mi się podoba. Nawet nie korzystałam z internetowych spisów czy internetowych księgarni! Same stacjonarne. A dokładniej jedna stacjonarna w moim małym mieście :) Teraz robię co miesiąc takie zestawienie nowości i pragnę mieć wszystko, ha :) I to jest trochę przytłaczające, bo nie mam majątku, a kupuję każdego miesiąca nowe książki, które potem odkładam na półkę i nie wracam do nich. Smutne i przerażające, ale jakie prawdziwe.
OdpowiedzUsuńKiedy pisze to ktoś inny, w sensie refleksja nie jest moja, jeszcze bardziej mnie przytłacza, jakie to smutne i prawdziwe. Jak to się stało?
UsuńI też tak robię z zapowiedziami i nowościami! Zapisuję w kalendarzu, co kiedy ma premierę, nie wiem, po co. ><
"Tak naprawdę nie pamiętam, kiedy ostatnio miałam okazję wziąć do ręki książkę z półki, taką na którą po prostu mam ochotę." I ja właśnie chyba w odpowiednim momencie od tego uciekłam... I pewnie dlatego rzadko publikuję, a i nie dostaję od wydawnictw egzemplarzy, które czasem hurtowo trafiają do blogerów (i potem ten samy tytuł widzę niemal równolegle na wszystkich blogach, co sprawia, że jeszcze bardziej... nie mam na niego ochoty;)). Fajna sprawa czytać to, na co ma się ochotę. Na pewno jeszcze pamiętasz jak to jest :) Mam wrażenie, że wielu czynnych blogerów książkowych zupełnie o tym zapomniało, a może tylko wydaje im się, że czytają to, co chcą. Kuszeni nowościami, recenzjami innych ulegają iluzji, że to właśnie po te książki pragną sięgać. I budują gigantyczne stosy, a potem właśnie zapominają po co i skąd mają dany tytuł. Mam nadzieję, że wróci Ci ta prawdziwa pasja czytania dla samej siebie :)
OdpowiedzUsuńPięknie napisałaś i dziękuję Ci za to, bo chociaż sama tak nie masz, to pokazujesz, że właśnie może być inaczej i da się z tym żyć. :)
UsuńNiestety, dobrze rozumiem i przeraża mnie to, że w tej chwili nawet nie bardzo mam się jak z tego wyrwać - książek, które przeczytać muszę jest teraz po prostu za dużo i zamiast ubywać, przybywa ich. Samo czytanie bawi mniej, bo też już nie czytam tego, na co mam ochotę, ale problem jest większy kiedy muszę usiąść i napisać coś o nich. Przecież to zajmuje czas, a w tym czasie mogłabym jeszcze jedną przeczytać, albo chociaż kawałek...
OdpowiedzUsuńWyprzedaże już omijam, omijam też recenzje nowości - naprawdę nie potrzebuję pokusy w stylu "przecież to najwyraźniej jest genialne".
PS Jak Ci się podobał "Doctor Strange"?
Ty w ogóle masz pod górkę, bo nie dość, że blog, to jeszcze studia nakładają Ci miliony książek do przeczytania. W sensie tak podejrzewam. ;) I tak podziwiam, że oprócz lektur masz jeszcze czas i ochotę na cokolwiek innego, a przecież na bieżąco o czymś opowiadasz... Tyle że właśnie pozostaje pytanie, gdzie ta satysfakcja i radość z każdej przeczytanej książki.
UsuńNa Strange'a miałam iść już dwa razy i póki co nie wyszło, kino ostatniej szansy mam zaplanowane na tę środę w ramach odstresowywania się przed obroną. Mam nadzieję, że się uda, dam znać. :)
Miliony książek na studia już były, teraz jest ich mniej - tylko tysiące :D Tu już nie chodzi o to, czy mam ochotę na cokolwiek innego - ja muszę, bo gdzieś w między czasie blog stał się ważny zawodowo, jako portfolio, i odpuszczenie go mogłoby mieć dość nieprzyjemne konsekwencje. Niemniej - czasami trafiają na niego książki czytane na studia, bo akurat nic innego nie mam.
OdpowiedzUsuńIdź, idź, warto :) Trzymam kciuki za obronę. :)
Kasiu, nawet nie wiesz, ile mnie jest w tym Twoim wpisie. Mamy taką samą sytuację i podejrzewam, że nie tylko my. Własnie dlatego mój blog "się zawiesił" na kilka miesięcy i właśnie dllatego dopiero teraz powoli do niego wracam. Ale całą historię wyjaśnię u siebie we wpisie, tylko jeszcze nie teraz. Pewnie po Nowym Roku dopiero, bo najpierw chciałabym wprowadzić zmiany, o których już kiedyś wspominałam. Mam nadzieję, że obie znajdziemy swoją drogę - tę właściwą ;)
OdpowiedzUsuńOjej, czyli u Ciebie takie są powody zawieszenia bloga? Kurczę, myślałam, że jakieś osobiste zawirowania, a nie ten sam problem co u mnie (i faktycznie też u innych, jak widać). Wiesz, że trzymam za Ciebie kciuki. <3
Usuń