Zastanawiam się, czego tak naprawdę spodziewałam się, gdy decydowałam się na lekturę najnowszej książki Marcina Mortki. Skusiła mnie moja ulubiona tematyka rodem z piekła? Przystojny diabeł? Zapowiedź lekkiego humoru? A może zawsze wdzięczna do obrazowania tzw. Polska B? Wszystkie te elementy, wyróżnione w opisie okładkowym, z pewnością stanowią kuszącą zapowiedź dobrej zabawy. Tylko czy ma to odzwierciedlenie w rzeczywistości? Zapraszam Was na opowieść o tym, jak niezwykła jest Polska – kraj, któremu nawet piekło nie da rady.
W ramach Projektu Mefisto na Ziemię wysłano rzesze diabłów, które swoim kuszeniem i innymi umiejętnościami mają wywołać popłoch i chaos sprowadzając jak największą liczbę osób na złą drogę. Operacja była planowana od lat, a czarty szkolił cały sztab trenerów, dzięki czemu wszyscy są zmotywowani, przygotowani, nastawieni na cel i zorientowani na wyniki. Stanowią jedną, silną grupę, dla nas jednak najważniejszy jest Zygmunt, główny bohater opowieści. Tak jak pozostali trafia do małej miejscowości, jednak wyróżnia go jedna zasadnicza kwestia: tam, gdzie się znalazł, nie działają diabelskie moce. Jak ma wyrobić narzucone limity i zrealizować przygotowane przez analityków plany, skoro jego osiągnięcia nie są rejestrowane w systemie? Czas ucieka, a stawką jest pozostanie w piekle...
Projekt Mefisto to satyra na dwie kwestie: pracę w korporacji i małomiasteczkową mentalność; obie bardzo wdzięczne do opisywania i stanowiące świetny temat żartów. Jednocześnie są to sprawy tak od siebie różne, że sama prawdopodobnie nigdy nie zestawiłabym ich razem; na szczęście autorowi (a tym samym również samej książce) pomysł wyszedł na dobre. Kontrast, który naturalnie występuje pomiędzy tymi elementami, został pogłębiony poprzez podkreślenie specyfiki każdego z nich, a efekt jest naprawdę zadowalający. Z jednej strony mamy zatem bohatera, który znajduje się na samym dole zakładowej piramidy, typowego korposzczura podporządkowanego przełożonym i statystykom, przygotowanego do realizacji narzuconych celów. Zygmunt zna panujące w firmie zasady, ale nie jest wobec nich bezkrytyczny, co dostarcza nam dodatkowej zabawy. Z drugiej zaś strony tłem całej opowieści są Wypluty, które mogłyby reprezentować całą Polskę B: wszyscy się tu znają, wyraźnie dzielą ludzi na "swoich" i "obcych", poruszają się według siatki układów, która dla kogoś z zewnątrz jest skomplikowana i niezrozumiała.
Oprócz opisów, które w takim przypadku zawsze odpowiadają za budowanie klimatu, ważnym elementem powieści Mortki są postaci. Piekielne zastępy poznajemy co prawda niezbyt dokładnie, jednak kilka scen z udziałem wyżej postawionych pracowników wystarczą, aby zapewnić nam pewien obraz diabelskiej korporacji i dorzucić do całości element bardzo przyjemnego humoru. Z kolei mieszkańcy Wyplut stanowią temat osobny i jak najbardziej godny wspomnienia, odzwierciedlają bowiem wszelkie stereotypy dotyczące małomiasteczkowości. Wśród bohaterów znajdziemy typowych dresiarzy spod klatki, nieprzystępne panie sklepowe, maluczkiego polityka o maluczkiej władzy czy księdza, którego zdanie jest dla ludzi święte. Choć jest to konstrukcja typowa, że aż strach, nie nudzi, a wręcz przeciwnie – bawi zawsze tak samo.
Nie był to może hit tego roku i najbardziej porywająca książka na świecie, ale wydaje mi się, że nie do tego typu literatury autor aspiruje. Projekt Mefisto stanowi za to konstrukcję przemyślaną i bardzo lekką w odbiorze, dzięki czemu dostarcza czytelnikowi całą masę zabawy – podczas lektury czułam się, jakbym oglądała dobry serial o polskiej wsi, tyle że z pewnymi elementami paranormalnymi. Czytanie szło szybko i przyjemnie, ironiczny humor zdecydowanie trafił w mój gust i nawet jeśli zagadka sama w sobie nie porwała mnie jakoś mocno, to i tak uważam, że było warto. Tylko nie pokładajcie nadziei w tym "przystojnym diable" z opisu okładkowego – to zdecydowanie nie jest TEN typ bohatera.
Za możliwość poznania książki dziękuję serdecznie wydawnictwu W.A.B.
Jak nie TEN typ to nie wiem, chyba nie tego oczekiwałam :) Oczami wyobraźni widziałam coś na kształt książkowej wersji serialu Licifer ;)
OdpowiedzUsuńCo nie zmienia faktu, że mam ochotę na lekturę ;)
Dokładnie to miałam na myśli - też niedawno oglądałam Lucifera i jak tylko słyszę/czytam o "przystojnym diable" moje nadzieje i oczekiwania skaczą w górę. :D Niestety tutaj takich klimatów najzwyczajniej w świecie nie ma. Ale są inne zalety, żeby nie było. ;)
UsuńLucyfer jest świetny. Może w wolnej chwili jednak skuszę się na Mefista ;p
UsuńPozdrawiam,
www.kate-with-books.blogspot.com
Spotkałam się z różnymi opiniami odnośnie tej książki, sama mam mieszane uczucia. Niby jakoś szczególnie mnie do niej nie ciągnie, ale jakby wpadła w moje ręce, to bym nie pogardziła :)
OdpowiedzUsuńU mnie też był taki trochę "love&hate", nie podobało mi się całkowicie, ale też nie było źle. Specyficzna opowieść i tyle, chyba każdy musi przekonać się sam, jak to z nią jest. ;)
UsuńSkończyłam wczoraj czytać i tak - humor na plus, satyra na plus. Pierwsza połowa książki, która przede wszystkim skupia się na tym małomiasteczkowym myśleniu oraz korpo-życiu jest świetna. Jednak, gdy od połowy zaczyna się ta "faktyczna" fabuła (a w sumie i wcześniej), która jest nastawiona na wątki słowiańskie, to... zaczęłam się nudzić. Jakoś tak zrobiło mi się nijako, a samo zakończenie wydawało mi się być napisane z braku laku i jakby od niechcenia.
OdpowiedzUsuńFakt, sama fabuła, zwłaszcza w drugiej połowie, nie powala na kolana. Po zakończeniu lektury daleko mi było do zachwytu i też uważam, że treściowo to była książka przeciętna. Ale nie nudziłam się, cały czas szło mi lekko i przyjemnie, a z perspektywy kilku dni a pierwszy plan wyszły jednak odczucia związane z humorem. :)
Usuń