Nie wiem, czy to typowe u dzieci płci żeńskiej, ale sporą część swojego życia spędziłam marząc o byciu żoną szefa włoskiej mafii. Naoglądałam się filmów, naczytałam książek i widziałam w tym wszystkim niesamowity wręcz klimat. Kobieta mafii była dla mnie synonimem siły, ogniwem spajającym rodzinę zajmującą się tym niełatwym procederem; pozostająca gdzieś z boku głównych wydarzeń, milcząca, a jednocześnie odgrywająca ważną rolę właśnie na uboczu. Choć z wiekiem przyszło zderzenie z rzeczywistością (zdradzę Wam tajemnicę, że Sylwek do mafii nie należy, ale jedna z naszych pierwszych rozmów dotyczyła rozkręcania takiego właśnie procederu), to sam temat wciąż pozostaje dla mnie ciekawy i aktualny. Nie trudno się zatem dziwić, że kiedy zobaczyłam książkę o takim tytule, sięgnęłam po nią bez wahania. Z dużymi, dodam, oczekiwaniami.
W ostatnim czasie, pewnie z racji moich przepraw z dopinaniem magisterki, jestem dość mocno wyczulona na akademicki styl. W przypadku Kobiet w mafii wystarczy kilka stron, żeby wiedzieć, co nas czeka – podczas lektury wstępu widzimy, że towarzyszyć nam będzie język rozprawy naukowej i niestety jest tak do samiuteńkiego końca. Jeśli mam być szczera, wolę książki historyczne prowadzone na nową modłę, narracyjnie, bo pozwalają dotrzeć z tekstem do szerszego grona odbiorców i skracają dystans, zamiast sztucznie go budować. Uznałam jednak, że nie ma co narzekać, trzeba zakasać rękawy i brać się do roboty - studia skończyłam, podręczników się naczytałam i żaden żargon, definicje czy krótkie, suche akapity mnie od tej opowieści nie odstraszą! Zmotywowałam się więc i z zapałem zabrałam się za pierwszy rozdział dotyczący cosa nostry.
Niestety, bardzo szybko pożałowałam, że książka nie jest tak profesjonalna, jak wydawać by się mogło na podstawie języka. Po kilkudziesięciu stronach uznałam, że oddałabym wiele za suchą rozprawę naukową, która pozwoliłaby mi czegokolwiek się dowiedzieć. W przypadku Kobiet w mafii poszerzanie swojej wiedzy jest bardzo trudne, nadążenie za tokiem myślenia autorek wydało mi się kompletnie niemożliwe. Książka jest nieuporządkowana - zamiast najpierw skupić się na opisaniu organizacji, jej działania, a dopiero potem przejść do konkretnych przykładów z życia, autorki skaczą po tematach jak tylko mają ochotę: tu wtrącą jakąś definicję, tu coś na temat działania organizacji, tutaj padnie nazwisko kobiety, której historia nie zostaje rozwinięta, a za chwilę znów wracamy do okrywania meandrów mafijnej codzienności.
Pewnie niektórzy z Was pamiętają, jak w swoich opiniach na temat książek Kamila Janickiego chwaliłam go za idealne wplatanie cytatów w ciągły tekst – moim zdaniem jest to ważna umiejętność, zwłaszcza przy pisaniu książek historycznych, quasi-naukowych lub literatury faktu, gdzie często wykorzystywane są wypowiedzi innych, których parafrazowanie mogłoby zaburzyć wydźwięk. Dobry cytat może przynieść wiele korzyści, a odpowiednio użyty podkreśla to, co ważne i nadaje opisowi szczególnego charakteru. Niestety nie zawsze udaje się zrobić to dobrze, a autorkom Kobiet w mafii nie udaje się w ogóle. Jeśli porządnie się nad tym zastanowić, książka okazuje się być jednym wielkim cytatem, a niektóre z nich sięgają nawet do 3/4 strony. Pisarki rzadko posiłkują się własnymi myślami, a wypowiedzi innych, z których korzystają, często nie otrzymują należytego wstępu, który ujednoliciłby tekst i stworzył nawiązania pomiędzy kolejnymi cytatami. Do tego dochodzi koszmar przypisów – czy naprawdę w tekście bądź co bądź dla mas konieczne są odnośniki do źródeł przy zdaniu zawierającym powszechnie znane fakty jak daty i miejsce urodzenia?
Można by oczywiście powiedzieć, że skupiam się na aspektach technicznych, a przecież powinno chodzić także o treść. Jasne, zgadzam się, choć nie ukrywam, że elementy, o których opowiedziałam w poprzednich akapitach, na poważnie utrudniały mi skupienie się na tym, co w książce najważniejsze. Bezsensowne przypisy odwracały moją uwagę (automatycznie zjeżdżam wzrokiem w dół w przypadku gwiazdki i nie bardzo mogę nad nad tym zapanować), a wszechobecne cytaty sprawiały, że tekst w ogóle nie był płynny i czytał się dość topornie. Czy w takim razie uważam, że można się z tej książki czegokolwiek dowiedzieć? Jasne, tak jak z każdej, która zbiera źródła historyczne. Jeśli będziecie wystarczająco zdeterminowani lub powyższe aspekty nie będą Wam przeszkadzały, odnajdziecie tutaj historie kilku ciekawych kobiet, które pełniły w mafii różnorodne role. Odkryjecie, że nie wszystko w tych organizacjach jest takie, jak znamy z powszechnych przekazów, a kobieta wbrew pozorom ma szansę na stanowiska związane z rzeczywistą władzą. Poznacie nazwiska, które być może zainspirują Was do dalszych poszukiwań. Jednak niczego nie mogę Wam obiecać.
Za egzemplarz książki dziękuję serdecznie wydawnictwu MUZA SA.
Kiedyś czytałam podobna książkę i była naprawdę ostra...
OdpowiedzUsuńSpojrzenie EM
Nigdy nie marzyłam, by być żoną mafiosa, wiec ciężko mi oceniać czy to typowe u dziewczynek. Co do samej książki, nie do końca moja tematyka, mafia na tyle mnie preraża, że nie mam ochoty o niej czytać.
OdpowiedzUsuńRaczej ciężko byłoby mi ją czytać, ale idealnie pasowałaby jako lektura do mojego kierunku na studiach :)
OdpowiedzUsuń