wtorek, 27 maja 2014

Dawid Waszak - "O tym, który raz już umarł"

Wszystko zaczyna się od serii zabójstw, rozgrywających się w samym centrum miasta. Od kilku tygodni ktoś morduje prostytutki, bezradna policja natomiast decyduje się na prowokację. Nie wszystko idzie po myśli funkcjonariuszy, w tym głównego pomysłodawcy akcji – Grzegorza. Jednak strata jednej z koleżanek jest niczym w porównaniu z tym, co jak dotąd spotkało i ma spotkać w przyszłości głównego bohatera.

Jak widać, książka dostarcza problemów już przy próbie opisu fabuły – całość oparta jest na naprawdę niezłym zagmatwaniu. Tekst jest relacją księdza, związanego z całą sprawą za pośrednictwem Grzegorza. Duchowny opowiada historię mężczyzny okrutnie doświadczonego przez los już od urodzenia i przez wiele lat dręczonego zarówno przez rówieśników, jak i przez własne wewnętrzne demony. Grzegorz nie jest święty i ma za sobą wiele okrutnych doświadczeń, ma też wyraźnie wypaczoną psychikę i poczucie dobra i zła. Gdy w grę wchodzi kariera, jest on zdolny dążyć do celów po trupach. Dosłownie.

W ostatecznym rozrachunku zagmatwaną fabułę można zaliczyć na plus. Mamy tutaj do rozwiązania pewną tajemnicę, której zakończenie nie jest całkiem oczywiste. W trakcie lektury zastanawiamy się stale, kto tu jest większym psychopatą – morderca prostytutek, policjant z trudnymi doświadczeniami życiowymi ,czy może jednak sam ksiądz-narrator, który zdaje się napawać okrutnymi opowieściami Grzegorza? A może to jedna i ta sama osoba? Tak naprawdę niemal do samego końca nie mamy pewności i jesteśmy nieco zwodzeni przez autora, co w gruncie rzeczy mi się podobało. Poza tym natężenie wątków na centymetr kwadratowy z pewnością nie skazuje czytelnika na nudę.

Moim zdaniem jednak autor zbyt mało uwagi poświęcił psychologicznym motywacjom bohaterów. O ile do pewnego momentu możemy zrozumieć postępowanie Grzegorza (facet naprawdę nie miał lekko w życiu), o tyle działanie jego spowiednika osnute jest tajemnicą, w dodatku w sposób całkowicie nieuzasadniony. Nietrudno jest co prawda wyprowadzić pewne wnioski i dopowiedzieć sobie znaczną część fabuły, jednak nigdy nie będziemy mieli okazji sprawdzić, czy nasze domysły mają w sobie choć cień prawdy. Autorowi nie udało się niestety stworzyć niezwykłego portretu psychologicznego sprawcy, jest to raczej zbitek pewnych znanych działań seryjnych morderców. A szkoda, bo przy odpowiedniej otoczce ów profil zabójcy mógłby być naprawdę ciekawy.

Mankamentem jest niestety również język, którym operuje narrator. Zdania są krótkie, nieprzyjemne w odbiorze i niejednokrotnie pełne powtórzeń. Poza tym miejscami nieco razi użycie wulgaryzmów – nie chodzi mi o sztuczne ugrzecznianie bohaterów, jednak czasem ich wypowiedzi wydają się przez to nienaturalne. Mam jednak świadomość, że nie każdemu czytelnikowi będzie to przeszkadzało, bowiem prostszy język ma wielu zwolenników. Dla mnie osobiście było to jednak męczące. Ponadto nie doszukałam się w tekście wspomnianych w opisie elementów grozy, chyba że mają być nimi opisane sny bohatera. Trudno mi je jednak za takie uznać, ponieważ sposób narracji odarł je całkowicie z oniryzmu i tajemniczości tak charakterystycznych dla horroru.

Ciężko wystawić tej książce jednoznaczną ocenę, bo z jednej strony mamy tu dość nieprzyjemny w odbiorze język (przynajmniej dla mnie), z drugiej – pomysł, który ma potencjał, tyle że ściśnięty jest w bolesnych ramach 90 stron. Brak tu miejsca na przydługie opisy, ale tym samym brak go też na dokładne umotywowanie działań postaci. Może gdyby treści było więcej, łatwiej byłoby przekazać wszystko, co autor miał na myśli, domyślam się bowiem, ze miała to być pewna forma pokazania jak doświadczenia z przeszłości mogą wpływać na teraźniejsze życie człowieka. 


Za możliwość przeczytania książki dziękuję Warszawskiej Firmie Wydawniczej oraz Polacy nie gęsi i swoich autorów mają.

8 komentarzy:

  1. I to wszystko mieści się na 98 stronach? Z tego co piszesz jest to niesamowicie ciekawe (należę do idiotów, którym prosty język nie przeszkadza) i jest tam masa zdarzeń. Jakoś nie wyobrażam sobie:
    - morderstw prostytutek,
    - straty jednej z koleżanek,
    - opisów dzieciństwa
    - przybliżenie co nieco o postaciach (nawet jakby miały być to tylko trzy osoby)
    - ukazanie snów
    - rozwiązanie zagadki
    - dążenie po trupach do celu i to dosłownie, czyli przedstawienie nam przebiegu kariery gliniarza...

    Trochę dużo jak na niecałe sto stronic... nie czuje się przesytu, kiedy wkracza się w ten świat?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tyle tego wypisałam? ;o Nie no, tak serio, to nie ma przesytu, bo wszystko opisane jest po łebkach i żaden wątek tak naprawdę się nie rozwija. No, może wczesne życie policjanta jest w miarę nakreślone i umotywowane.

      Usuń
    2. Kurcze brzmi ciekawie, ale jakoś odstrasza mnie to "po łebkach". Nie lubię niedosytu :( a to co opisałaś brzmi rewelacyjnie... no i znowu: osiołkowi w żłobie dano.

      Usuń
    3. Spróbuj, nic nie tracisz - 90 stron to w sumie lektura na dłuższy przejazd autobusem. ;)

      Usuń
  2. Nad książką się zastanowię :))

    OdpowiedzUsuń
  3. Jaka mroczna okładka, aż mam dreszcze. Pomimo mankamentów, o których piszesz, skusiłabym się na tę książkę.

    OdpowiedzUsuń
  4. Lubię takie książki, w których cały czas coś się dzieje. Ostatnio męczę strasznie nudne i nieciekawe pozycje...

    OdpowiedzUsuń
  5. Hmmm, tak jak Twoje wrażenie są mieszane tak i ja mam wahania, ale 90 stron, jak powiedziałaś wyżej to na podróż autobusem, więc czemu nie :) / Pozdrawiam, Szufladopółka

    OdpowiedzUsuń

Komentarze są dla nas źródłem siły do prowadzenia bloga i wielkiej radości, dlatego też będziemy wdzięczni za każdy pozostawiony przez Was ślad.