Kupując tę książkę, nie planowałam wspominać o niej na blogu – byłam przekonana, że lektura minie mi szybko i bez większych emocji, a po jej zakończeniu nie będę miała o czym opowiadać. Owszem, zakładałam, że dowiem się kilku nowych rzeczy, ale nie brałam pod uwagę scenariusza, w którym książka o sposobach nauki wprawi mnie w zachwyt. Dziś zwracam honor Radkowi Kotarskiemu i chylę przed nim czoła, a o Włam się do mózgu mam ochotę opowiadać każdej napotkanej osobie. Bo ta książka, moi drodzy, powinna trafić do szkół, by poznać ją mogli jak najmłodsi odbiorcy.
Mogę się założyć, że większość osób, które czytają ten tekst, stosowało do tej pory tylko jedną metodę uczenia się: tę polegającą na wielokrotnej ekspozycji tego samego tekstu. To najbardziej rozpowszechniony sposób, choć niestety również najmniej skuteczny, w każdym razie jeśli chcielibyśmy, żeby wiedza została z nami na dłużej. Niestety wiele z nas nie zna innych metod, a próby ich samodzielnego poszukiwania niejednokrotnie kończą się porażką. Na szczęście nasze męki zakończyły się dokładnie w momencie, kiedy Radkowi Kotarskiemu, znanemu popularyzatorowi wiedzy, zachciało się zebrać razem odkryte metody i wydać w formie bardzo atrakcyjnej książki.
Włam się do mózgu to 20 rozdziałów, w których znajdziemy aż 14 metod przyswajania informacji. Niektóre z nich związane są z opracowywaniem materiału, inne odnoszą się bezpośrednio do powtórek, jeszcze inne mówią o stworzeniu sobie pewnej rutyny uczenia; większość z nich możemy, a nawet powinniśmy stosować razem, tak, by nasze efekty były jak najlepsze.
Kto widział jakikolwiek program Radka, ten wie, jaka lekkość, dystans i humor cechują twórcę Polimatów. Włam się do mózgu stworzone jest w dokładnie takim samym tonie: pełnym żartów i prostych, życiowych przykładów, a także różnorodnych ciekawostek, które nie tylko ubarwiają tekst, ale też bezpośrednio poszerzają naszą wiedzę. Nawet styl snucia opowieści jest podobny: podczas płynnej lektury możemy niemal usłyszeć w głowie głos Radka, co znacznie uprzyjemnia odbiór poszczególnych rozdziałów (w każdej razie ja tak to odbieram).
Na wielką pochwałę zasługuje oprawa graficzna książki, choć biorąc pod uwagę inne pozycje wydane pod szyldem wydawnictwa Altenberg, jest to po prostu wspaniały standard. Włam się do mózgu utrzymane jest w spójnej, zapadającej w pamięć kolorystyce, która przypomina starannie poprowadzone notatki. Do tego dochodzi twarda oprawa, gruby papier i spora ilość zdjęć, które – co ważne i, niestety, nietypowe – nie są jedynie wypełnieniem czy dekoracją, bo autor niejednokrotnie się do nich odnosi. W ciekawy sposób rozwiązana jest kwestia przypisów, które, zamiast na dole strony, znajdują się obok tekstu, mniej więcej na wysokości słowa/zwrotu, do którego się odnoszą. Na początku wydawało mi się to dziwne i niewygodne, ale ostatecznie zauważyłam, że dzięki temu w ogóle przypisy czytam.
Na koniec chciałabym jeszcze wspomnieć o bezpośrednich korzyściach, które sama wyniosłam z lektury Włam się do mózgu. Przyznaję, że sięgnęłam po tę książkę w poszukiwaniu sposobów na naukę angielskiego; tym bardziej ucieszył mnie fakt, że autor w ramach testowania poszczególnych zagadnień sam przygotowywał się do egzaminu z nowego dla siebie języka. Dzięki temu wiele przykładów w książce jest bezpośrednio związanych np. z poznawaniem słówek czy ćwiczeniem wymowy, co okazało się dla mnie szczególnie cenne.
Dzięki Włam sie do mózgu dowiedziałam się na przykład, że moja metoda pracy z repetytoriami (przykład na zdjęciu) jest bardzo dobra, bo samodzielnie szeregowanie wiedzy, tworzenie dopisków i mądre zaznaczanie skutecznie wspiera zapamiętywanie. Nauczyłam się, jak mądrze łączyć ze sobą różne techniki i bodźce, aby mój umysł stale był zmuszony do pracy. Zrozumiałam też, dlaczego do tej pory bardzo nie lubiłam pracy z fiszkami – podczas korzystania z tej metody należy robić sobie dłuższe przerwy, podczas gdy ja tłukłam te same słówka codziennie, nic więc dziwnego, że byłam już nimi znudzona. Ogólnie podejście Radka (i naukowców, o badaniach których opowiada) do zapominania było dla mnie czymś nowym.
Tak jak napisałam na początku: moim zdaniem im szybciej sięgniecie po tę książkę, tym lepiej. Jeśli jesteście jeszcze w podstawówce, liceum czy nawet na studiach – bierzcie ją i korzystajcie, bo właśnie jest dla Was odpowiedni czas - przed Wami jeszcze sporo nauki, która naprawdę może być łatwiejsza i przyjemniejsza. Sama żałuję, że Włam się do mózgu powstało tak późno, bo choć wciąż uczę się czegoś nowego, to wiem, jak mogłaby wyglądać moja edukacja, gdybym znała choć niektóre z opisanych tu metod.
Choć nie, pewnie by nie wyglądała.
W końcu zawsze byłam totalnie leniwą bułą.
Jeszcze nie słyszałam o tej książce, ale bardzo lubię takiego rodzaju poradniki, więc ten na pewno przypadnie mi do gustu.
OdpowiedzUsuńPiękny blog, dodaję do obserwowanych.
Zapraszam na nową recenzję:
http://recenzentka-doskonala.blogspot.com/2018/03/prostota-sia-codzinnych-rytuaow-brooke.html
Lata przyswajanie informacji mam już za sobą, jednak z uwagi na zintensyfikowanie nauki języka obcego w niedługim czasie chętnie zapoznam się z wskazówkami autora. Bardzo lubię takie poradniki.
OdpowiedzUsuń