czwartek, 3 października 2013

Marcin Mortka - "Miasteczko Nonstead"

Dziwaczna była motywacja do zakupu tej książki… Jakiś czas temu, siedząc nad (wstępną jeszcze) listą gości Polconu 2013, odznaczałam tych, których książki posiadamy i chcemy zabrać w celu uzyskania podpisu autora. Na liście był też Marcin Mortka, którego kojarzyłam oczywiście, ale nigdy nie czytałam żadnej z jego książek. Uznałam, że to świetna okazja do sięgnięcia po jakąś – oczywiście kupując. Długo się zastanawiałam, aż w końcu natrafiłam na opis „Miasteczka Nonstead” – to było to, czego mi potrzeba! Za punkt honoru przyjęłam przeczytanie tej książki przed konwentem i, prawdę mówiąc, pochłonęłam ją niemal od razu.

W "Miasteczku" mamy do czynienia z klasyczną formułą grozy - Nathan tworzy książkę dotyczącą upiornych historii prosto z ludzkiego życia, po czym.. jego własne losy zmieniają się o 180 stopni. Po szalonych wakacjach jego dziewczyna nie jest już sobą, popadając w coś na kształt depresji, aż w końcu znika. W międzyczasie książka Nathana staje się hitem, ale niestety na jej wydanie pada cień. Uciekając przed sytuacją i samym sobą bohater postanawia zaszyć się w małej miejscowości – przynoszącym wiele wspomnień z lepszych czasów Nonstead. Szybko okazuje się, że miasteczko nie jest bynajmniej ciche i normalne, a mroczne sekrety mieszkańców, skrzętnie zatajane, już wkrótce wyrządzą więcej złego niż największy kataklizm.

W Nonstead ludzie znikają bez śladu i odnajdują się na skraju śmierci, zwierzęta są mordowane, a w środku lasu stoi rzekomo przeklęty dom, który opiera się wszelkim próbom zniszczenia. Sprawa zaczyna się wikłać wraz z przybyciem Nathana - wypadki nasilają się, a on sam nie ma zamiaru zostawić sprawy samej sobie, tym samym stopniowo coraz silniej wiąże swoje losy z mieszkańcami miasteczka.

Książka Marcina Mortki to kawałek przyjemnej literatury grozy, którą czyta się lekko i która zostaje w naszej pamięci. Nowoczesność przeplata się tam z małomiasteczkowością, realizm z fikcją. Sami mieszkańcy Nonstead nie zawsze są w stanie rozróżnić, co jest prawdą, a co nie; co jest dziełem zła, a co tylko zbiegiem okoliczności. Skrywane tajemnice męczą ich i duszą, jednak zmowa milczenia nie pozwala nikomu zrobić choćby kroku, by rozwiązać zagadkę. To typowe zachowanie małych społeczności jest destrukcyjne dla ich członków, prowadzi bowiem do skrajnej znieczulicy. Ludzie, owszem, są zdolni do pomocy, jednak tylko płytkiej, powierzchownej – fizycznej lub materialnej. Żaden z nich nie zostanie na dłużej i nie wysłucha drugiego. Z resztą i tak nie miałby czego słuchać, bo nikt o swoich problemach nie mówi na głos. Wstyd nie pozwala im dostrzegać, że mroczne sekrety posiada każdy z nas, a współdziałanie mogłoby być milowym krokiem do ich przezwyciężenia.

Co charakterystyczne, w książce odnajdujemy dużo nawiązań do Stephena Kinga i jego twórczości. Czy to wieczne aluzje i żarciki o stanie Maine, czy same konkretne sytuacje… To rzeczywiście sprawa zauważalna, ja jednak traktuję ją z przymrużeniem oka. Być może są to sugestie żartobliwe, być może prowokacyjne.. Ja na ich widok się uśmiecham, bo sama jestem wielką fanką Kinga.

Kończąc wypowiedź, chwalę ”Miasteczko Nonstead” za urok lekkiej grozy, która bardziej odpręża niż przeraża. Można się nieco pośmiać, jeśli ktoś lubi czarny humor. Można przysiąść i pomyśleć, czy wokół nie ma ludzi zbyt zamkniętych w swoim świecie. Każdy z nas ma jakiś mroczny sekret, ale paniczne ukrywanie go przed światem nigdy nie da nam niczego dobrego. Nie warto, jeśli ma to być przyczyną naszego upadku.

2 komentarze:

  1. Nie powiem, ale narobiłaś mi na nią ochoty

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cieszę się! :3 To taka książka na jesienny wieczór, bo w sumie więcej czasu nie trzeba na jej przeczytanie.

      Usuń

Komentarze są dla nas źródłem siły do prowadzenia bloga i wielkiej radości, dlatego też będziemy wdzięczni za każdy pozostawiony przez Was ślad.