wtorek, 8 grudnia 2020

Marek Krajewski – „Moloch”

Breslau, 1928, szpital psychiatryczny przy Kletschkau Strasse. Eberhard Mock staje twarzą w twarz ze swą dawną kochanką. Jej córka i syn zostali porwani, a ślad po nich zaginął. Od śmierci ukochanej Sophie nic nie wstrząsnęło Mockiem równie mocno jak to spotkanie. Hedwig postradała zmysły: o morderstwo dzieci oskarża własnego męża.

Krok po kroku Mock odkrywa upiorne powiązania między tajnym stowarzyszeniem okultystycznym a budowniczymi miasta przyszłości w centrum Wrocławia. Nawet nie domyśla się, jak potężne siły śledzą każdy jego krok. (opis wydawcy)

Rok 2020 był na tyle trudny i obfitował w tak wiele dziwnych zdarzeń, że niemal całkowicie przestałam czytać kryminały. Po prostu nie potrzebowałam dodatkowej dawki adrenaliny, a perspektywa babrania się w rynsztokach umysłów morderców, podczas gdy sama balansowałam na cienkiej linii emocji, zupełnie mnie nie przekonywała. Na szczęście grudzień przyniósł uspokojenie, a ja wróciłam do mojego ukochanego literackiego gatunku. I to od razu z przytupem, bo zaczynając od autora, z którym nie miałam nigdy wcześniej do czynienia. Tak, tak, Moloch to moje pierwsze spotkanie z twórczością Marka Krajewskiego! Jak zatem wypadło i, co najważniejsze, czy będą kolejne?

Muszę przyznać, że odczucia po lekturze mam mieszanie. Na pewno już na samym początku zachwyciłam się doskonałym językiem, jakim posługuje się autor. I nie chodzi już nawet o stylizowanie go na dawny (powieść rozgrywa się głównie w międzywojniu, choć ma wstawki z różnych okresów), ale o samo bogactwo i zręczność konstrukcji zdań. Opisy zarówno miejsc, jak i postaci czy emocji wychodzą Markowi Krajewskiemu świetnie, a jego proza jest bardzo intrygująca. Pewnie nie wszystkim przypadnie do gustu, ale dla mnie lektura była przyjemnością.

Bardzo podobała mi się również sama zagadka kryminalna: powiązania na wysokim szczeblu przeplatane z życiem prywatnym głównego bohatera, a do tego wątki okultystyczne... Bardzo udana mieszanka! Czytając, byłam ciekawa, co wydarzy się dalej i jakie rozwiązanie przygotował dla nas autor. Byłam zaintrygowana w trakcie i zaskoczona pod koniec, czyli dokładnie tak, jak powinno być. Dodatkowym atutem jest to, że zagadka jest wielowymiarowa, a skutki całej sprawy sięgają znacznie dalej, niż mogłoby się wydawać.

Mimo tych zalet, podczas czytania miałam kilka zgrzytów. Powieść pełna jest brutalnych scen (co mnie osobiście nie przeszkadza, ale może ktoś z Was tego nie lubi, wiec ostrzegam) i nie wszystkie są moim zdaniem opisane zręcznie. Gdy bohaterowie zaczynali działać w nerwach, a poziom emocji rósł, wszystko stawało się jakby zupełnie nienaturalne. Zmieniał się język opisu, dialogi toporniały, a przez to punkty fabuły, które powinny najbardziej przyciągać uwagę, zatrzymywały mnie i cały impet wygasał. Być może to kwestia samego języka (nie wiem, czy czytałam kiedyś tak stylizowany kryminał, więc chyba nie mam punktu odniesienia), a może faktu, że jestem przyzwyczajona do innych form. Cokolwiek by to nie było, sprawiło, że lektura nie była tak płynna, jakbym tego chciała. 

Czy sięgnę zatem jeszcze po którąś z książek o Eberhardzie Mocku? Prawdopodobnie tak. Skutecznie zachęca do tego sam autor, który, dzięki skrupulatnym przypisom, przypomina nowym odbiorcom serii, jak wiele wspaniałych przygód przeżył jego bohater. Gdy tylko któraś z postaci wraca myślą lub słowem do jakichś wydarzeń z innych książek z serii, na czytelnika czeka odnośnik, który informuje o jaką dokładnie powieść chodzi. Przyznaję zatem: kilka wątków zaintrygowało mnie na tyle, że chciałabym poznać je lepiej. Poza tym Mock to naprawdę ciekawy gość!



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Komentarze są dla nas źródłem siły do prowadzenia bloga i wielkiej radości, dlatego też będziemy wdzięczni za każdy pozostawiony przez Was ślad.