poniedziałek, 15 sierpnia 2016

Ken Liu – „Królowie Dary”

Choć zjednoczenie siedmiu wysp pod rządami jednego cesarza w zamyśle przynieść miało wiele korzyści ich obywatelom, cena, jaką musieli za to zapłacić, okazała się zbyt wysoka. Eufemistyczne "rządy silnej ręki" szybko przerodziły się w boleśnie realne "rządy terroru", gdzie każde nieposłuszeństwo wobec władzy karane było śmiercią. Gdy cesarz umarł, a na tron wstąpić miał jego nieprzygotowany jeszcze syn, lud znalazł okazję, by upomnieć się o swoje. Tak wybuchła rewolucja, która - jak to zwykle bywa - pochłonie wiele ofiar i na zawsze zmieni bieg historii.

Nie będę przed Wami ukrywała, że przeczytanie tej książki zajęło mi naprawdę sporo czasu. Gdy usiadłam do niej pierwszy raz, przeczytałam około 1/3, a brnęło mi się przez nią naprawdę ciężko. Mimo że dostrzegałam pewne ciekawe elementy, we znaki dawały mi się "dziwne" (no, wiecie, orientalne) nazwy własne, które ciągle mi się myliły mimo zawartego w książce spisu, a także fabuła w znacznej mierze złożona z powolnego rozwoju akcji oraz planowania i przebiegu kolejnych działań wojennych. Odebrałam tę książkę jako raczej męską (użyję tego określenia z braku lepszych, mam nadzieję, że zrozumiecie, co mam na myśli) i na kilka tygodni straciłam zapał, jaki do niej miałam. Na szczęście nie całkowicie, bo dokończona okazała się naprawdę niesamowita i, choć pochłonęła masę mojego czasu i energii, nie żałuję żadnej chwili spędzonej na jej czytaniu.

Wielką zaletą są postaci, na których opiera się cała historia. Dwóch skrajnie różnych młodych mężczyzn, dwa spojrzenia na świat, na ludzi, dwa bardzo różne doświadczenia życiowe i wykształcone przez nie postawy. A jednak bije w nich jedno serce, łączy ich coś tak niesamowitego, że w niektórych (rzadkich) chwilach zdają się być braćmi, czy wręcz bliźniakami. Kuni Garu to hulaka i lekkoduch, który nie ma pojęcia o polityce, taktyce czy teorii prowadzenia wojny, ale ma gorące serce, charyzmę, dar mówienia tak, aby porwać tłumy, dużą inteligencję emocjonalną i niezwykłą wręcz intuicję. Ta ostatnia pozwala mu osiągać sukcesy w dziedzinach, na których teoretycznie nie powinien się znać. Z kolei Mata Zyndu pochodzi z rodu najznamienitszych żołnierzy i jest doskonale wyszkoloną maszyną do zabijania. Już sam jego wygląd wskazuje, że to człowiek niebezpieczny, ale tez fascynujący: postawny, szybki, inteligentny, ale przy tym kompletnie nieprzystosowany społecznie. Celem jego życia jest zemsta, a narzędziem, które ma jej dokonać - on sam.

Jednak Królowie Dary to nie tylko Mata i Kuni. Na kartach powieści znajdziemy całą plejadę różnorodnych bohaterów i mam wrażenie, że żaden nie pojawił się tu przypadkowo. Autor dołożył wszelkich starań, aby jego postaci były barwne, ciekawe, niejednoznaczne i aby ich historia została należycie opowiedziana. Przy tym większość z nich ma duże znaczenie dla fabuły, a ich działania - bezpośrednie przełożenia na rozwój akcji. Co ważne, bohaterami książki są nie tylko śmiertelnicy, ale i bogowie - spersonifikowani jak ci w starożytnej Grecji, toczący między sobą swoje małe gierki, z jednej strony wpływający na świat, z drugiej - w pewnym stopniu zaskakiwani, tym, co się na nim dzieje i jaki obrót przybierają sprawy.

Kolejną sprawą, która w ostatecznym rozrachunku robi niesamowite wrażenie, jest kreacja świata, o jaką pokusił się autor. Podczas prac nad książką Ken Liu inspirował się autentycznymi wydarzeniami z historii Chin, jednak stwierdzenie, że to wariacja na ich temat, byłoby chyba nadużyciem. Świat przedstawiony jest z jednej strony niesamowicie bliski temu, co znamy z kart historii, a z drugiej - wzbogacony o całe szeregi fantastycznych dodatków takich jak wymyślone religie, wykreowane dodatkowo postaci bogów czy paranormalne artefakty. Społeczeństwo w Królach Dary jest połączeniem różnych postaw dawnych i współczesnych, jednak mimo kompletnej różnorodności zachowuje spójność, natomiast rozwiązania technologiczne, którymi posługują się ludzie, wykraczają daleko poza realny świat. Do tego wszystkiego dochodzi naprawdę silny klimat Orientu budowany od pierwszej do ostatniej strony dzięki nazwom własnym, językowi, kulturze bohaterów, a także specyfice opisywanych miejsc. Trudno to opisać, ale czytając tę powieść po prostu przenosimy się w czasie i przestrzeni.

Jedno jest pewne - powieść nie jest lekką i przyjemną fantastyką dla mas, w której wiele rzeczy dzieje się samo, a akcja jest szybka i niewymagająca. Nad Królami Dary trzeba przysiąść, niejednokrotnie odłożyć ich na bok, aby nabrać nieco dystansu i świeższym okiem spojrzeć na całość. Tą książką można się zmęczyć, zwłaszcza jeśli - jak ja - nie ma się dużej wprawy z podobnymi powieściami, a chce się wszystko robić szybko, najlepiej na raz. Jednak gdy już przebrniemy przez pierwszy trudny moment, naprawdę jest cudownie, zwłaszcza gdy możemy w pełnej krasie docenić wkład pracy autora. Gdybym miała jednym słowem określić, jaka jest ta książka, myślę, że "epicka" oddałoby najtrafniej wszystkie moje odczucia - z jednej strony doceniam niezwykłość świata, bogactwo postaci i obszerność fabuły, z drugiej zaś zastanawiam się, czy ten monumentalizm nie jest dla mnie zbyt przerażający.





Za egzemplarz książki dziękuję serdecznie Wydawnictwu Sine Qua Non.

3 komentarze:

  1. Pomimo faktu, że książka jest dość wymagającą lekturą, mam wprawę w takich dziełach, więc pewnie by mnie nie zmęczyła. Zapisuję sobie tytuł.

    OdpowiedzUsuń
  2. Ech, powoli mi się przejada motyw "dwójki ludzi ze skrajnie różnym podejściem do życia i świata, żyjących w kraju rządzonym silną ręką terroru". :C Przynajmniej ominięty został motyw rozdziału płci i nagłego zakochania się głównych bohaterów.

    OdpowiedzUsuń
  3. Nie ukrywam, "Królowie Dary" kusi mnie od dnia premiery, jednak nie potrafię się za nią zabrać. Odrobinę zaniepokoiło mnie to, że jest w niej tyle nazw własnych oraz fakt, że można się w nich pogubić. Jednak może kiedyś uda mi się po nią sięgnąć;)

    OdpowiedzUsuń

Komentarze są dla nas źródłem siły do prowadzenia bloga i wielkiej radości, dlatego też będziemy wdzięczni za każdy pozostawiony przez Was ślad.