niedziela, 29 maja 2016

Pierce Brown – „Red Rising: Gwiazda zaranna”

Długo czekałam na tę część – w dwóch poprzednich zakochałam się całkowicie i nie mogłam się doczekać poznania finału całej tej historii. Gdy dostałam swój egzemplarz, moją pierwszą myślą było: „Ups, ktoś tu chyba padł ofiarą mody na powieści trzytomowe…”, bowiem Gwiazda zaranna jest zdecydowanie grubsza niż wcześniejsze części. Jej objętość początkowo mnie przeraziła, jednak zupełnie niepotrzebnie – jest to opowieść płynna i dynamiczna, utrzymująca czytelnika w napięciu, a dodatkowo tak spójna, że chyba nie byłoby możliwości podzielenia jej na dwie książki, zwłaszcza jeśli chciałoby się zachować zasadę mocnego cliffhangera, którą dotąd kierował się autor. Nie ma z czym dyskutować, to po prostu dobrze skrojona historia podzielona odpowiednio (choć nieproporcjonalnie); myślę że takiemu pisarzowi jak Pierce Brown można jak najbardziej zaufać.

Nie chcę się w tym miejscu rozwodzić nad fabułą, bo zbyt wiele byłoby spoilerów (zawsze możecie zajrzeć do moich recenzji poprzednich części lub do opisów w Internecie), powiem jednak tyle: jeśli do tej pory mówiłam, że jest w tej serii dużo działań okołowojennych, to w tej części jest ich mnóstwo. Gwiazda zaranna jest opowieścią o walce i wartościach, a taktyki, dywersje i akcje całkowicie się zmieniają pod względem skali i charakteru. W pierwszej części działania bohaterów skupiały się szkolnych potyczkach (okrutnych, ale jednak), w drugiej polem walki były niemal wyłącznie wewnętrzne zwady między Złotymi. Finał natomiast przynosi ze sobą wojnę totalną, w której udział biorą wszyscy: zarówno Złoci, jak i kolory średnie, a także cały lud złożony ze służących i wykorzystywanych pod-kolorów. Niewiele jest fragmentów, które skupiałyby się na jakiejkolwiek innej treści, co nie oznacza, że opowieść jest nudna czy monotonna; wręcz przeciwnie, sama jestem zdziwiona, ale fabuła książki była naprawdę wciągająca.

Skoro już o wojnie mowa, trzeba wspomnieć o jednej, niezwykle ważnej cesze nie tylko Gwiazdy zarannej, ale i całego cyklu: Red Rising cechuje bardzo wysoka autentyczność. Zapomnijcie o ozdobnikach i niepotrzebnych uładzeniach – tutaj za idee giną całe rzesze ludzi, a trudnych i poruszających scen jest bardzo dużo. Brown nie skupia się też na samym złu i nie rozpisuje okrucieństwa tak dokładnie, jak autorzy horrorów; on po prostu przyjmuje jego istnienie i doskonale je w swojej powieści ujmuje. Bohaterowie muszą dokonywać ważnych, niełatwych wyborów, dowódcy decydują o losach swoich podkomendnych, których często wysyłają na pewną śmierć, a niektóre pozornie wygrane akcje kończą się fiaskiem. Bardzo cenię ten aspekt i uważam, że to dzięki niemu powieść można nazwać „dobrą”, a nie tylko „fajną” czy „pełną akcji”; akcja to w tym przypadku zdecydowanie nie wszystko.

U Browna lubię także bohaterów – nie w sensie sympatii, choć i tu mam swoich faworytów, ale jako ogół dobrze wykreowanych postaci. Swoje indywidualne cechy ma praktycznie każda z pojawiających się osób, a wiele z nich nakreślone jest ciekawie i niejednoznacznie, jak my wszyscy łączą w sobie dużo pozornie sprzecznych cech. Co ważne, bohaterowie Browna zmieniają się w czasie, a ich przekonania i motywy ulegają znacznej modyfikacji w reakcji na bieżące wydarzenia. Choć mogłoby się wydawać, że Złoci (elita) będą w 100% rozpieszczeni swoim dobrobytem, wielu z nich jest w stanie dostrzec inne kolory, zmieniającą się sytuację, a także wartości, o które walczy lud. Dzięki zmianom myślenia bohaterów i rosnącym napięciom społecznym powieść może na naszych oczach ewoluować i przez cały czas jest dla nas atrakcyjna fabularnie. Ponadto wraz z postaciami uwydatnia się aspekt emocjonalny: pasje, żądze, zdrady, kłamstwa, trudne wybory, przebaczenie, przyjaźń, miłość i strach. Wszystkie te elementy są ważne i mają duże znaczenie dla całego cyklu.

Na koniec chciałabym wspomnieć o jednym elemencie technicznym Gwiazdy zarannej, który „kupił mnie”, gdy tylko zasiadłam do lektury. Chodzi mi o znajdujący się na samym początku skrót wydarzeń z poprzednich tomów oraz indeks osób występujących w powieści. Myślę, że spotkałam się z takim zabiegiem pierwszy raz (zwłaszcza jeśli chodzi o fabułę), a jeśli nie, i tak śmiało mogę powiedzieć, że jest to zjawisko bardzo, bardzo rzadkie. A szkoda, bo w szeroko pojętej fantastyce, gdzie światy są niecodzienne, imiona i nazwy wymyślne, a fabuła ma w sobie wiele dziwnych zdarzeń, wszystko jakoś łatwiej ucieka z głowy. Wstyd się przyznać, ale gdy lekturę poszczególnych tomów dzieli kilka miesięcy, często z trudem wracam do wykreowanego świata i nie do końca radzę sobie z ogarnięciem zdarzeń i postaci. Tutaj nie miałam tego problemu, co było naprawdę świetne!

Po przeczytaniu tej opinii nie trudno jest odgadnąć, jakie jest moje zdanie o cyklu Red Rising, ale dla formalności napiszę to wprost: POLECAM. Pamiętam jak dziś, że do pierwszego tomu siadałam z umiarkowanym zainteresowaniem, przygotowana psychicznie na kolejną schematyczną i naiwną opowieść, a tymczasem zachłysnęłam się totalnie światem, historią i postaciami wykreowanymi przez Pierce’a Browna. To pełna akcji, dynamiczna i dojrzała dystopia w klimacie science-fiction, która naprawdę zachwyca – ja pozostaje pod mega pozytywnym wrażeniem i z pewnością jeszcze kiedyś powrócę na Marsa, aby przeżyć tę historię jeszcze raz.





Za możliwość poznania książki dziękuję serdecznie Drageus Publishing House.


Złota Krew  |  Złoty Syn  |  Gwiazda zaranna

3 komentarze:

  1. Znaczy się jak kiedyś przypadkiem wpadnie w moje ręce pierwszy tom, będę mogła śmiało rozpoczynać przygodę:) Dobrze wiedzieć.

    OdpowiedzUsuń
  2. Ja również zakochałam się w dwóch poprzednich częściach. Tę mam jeszcze przed sobą i już nie mogę się doczekać, aż poznam zakończenie tej trylogii ;)

    OdpowiedzUsuń
  3. Drugi tom przede mną i jestem równie zauroczona tą serią *.*

    OdpowiedzUsuń

Komentarze są dla nas źródłem siły do prowadzenia bloga i wielkiej radości, dlatego też będziemy wdzięczni za każdy pozostawiony przez Was ślad.