piątek, 27 listopada 2015

Sławomir Koper – „Żony bogów”

Czterej twórcy, sześć portretów kobiet, bo przecież za każdym z nich stała rodzina, związek, dom. Gombrowicz, Mrożek, Miłosz, Iwaszkiewicz. Mimo niejednokrotnie bujnego i burzliwego życia odnajdywali spokój i wyciszenie w ramionach swoich ukochanych kobiet, a te z pokorą znosiły niewygody i brak stabilności, by wspierać wybranków swojego serca w trudnej, artystycznej codzienności, w niełatwych czasach i wyniszczających wyborach. Dawały siłę, przynosiły uśmiech. Pomagały.

Pierwszym wnioskiem, jaki mi się nasunął już po skończeniu pierwszej części tekstu, a w dalszej znalazł jedynie swoje potwierdzenie, był ten, że książka jest bardzo dobra, tyle że w gruncie rzeczy nie na temat. Sławomir Koper wiele miejsca w swoim wstępie poświęcił temu, jak ważną i niedocenianą rolę odgrywały w życiu znanych twórców ich partnerki, oraz jak istotnym jest oddanie wreszcie głosu im, a tym samym pewne uhonorowanie ich codziennej pracy na rzecz tych, których znamy, czytamy, uwielbiamy i podziwiamy. Tymczasem właściwa treść książki czyni z tych zdań jedynie pusty, nadmuchany frazes. Tak naprawdę tekst powinien nosić tytuł Bogowie i kobiety, bo kolejny raz to głównie pisarze stoją w centrum całej historii. Kolejne rozdziały otwiera krótka notka streszczająca życie danej damy i to, jak jej drogi skrzyżowały się z drogami danego twórcy, a dalej następuje już tylko kilkudziesięciostronicowa opowieść o jego losach. Kobiety, owszem, pojawiają się w tych tekstach, jednak po pierwsze nie tylko te, których miały dotyczyć (a więc obok żon występuje tu szereg partnerek), a po drugie ich rola jest raczej marginalna niż kluczowa czy choćby znacząca.

Gdy już wylałam swoje żale w kwestii pewnych (ważnych, moim zdaniem) nieścisłości, mogę zająć się wreszcie sprawą zasadniczą, czyli satysfakcją z lektury – na szczęście na tym poziomie książka wypada znacznie lepiej. Teksty czyta się płynnie, szybko i z przyjemnością, a autor naprawdę dobrze komponuje swoją narrację. Podoba mi się sposób ujmowania faktów oraz wplatania cytatów – to dokładnie ten rodzaj zestawiania faktów, który lubię: lekki i nie zaburzający rytmiki tekstu. Dodatkowo Koper nie szczędzi nam przekazów, jakie zostały na temat autorów zgromadzone. Znajdziemy tu wiele anegdot i sympatycznych opowieści, które niejednokrotnie wywołają na naszej twarzy uśmiech.


Siedzący na ławce Sławomir [Mrożek] zainteresował się odzianym w garnitur i najwyraźniej bardzo niezadowolonym z życia młodym człowiekiem. Domyślając się, że chłopak właśnie wyszedł z egzaminu maturalnego z języka polskiego, zapytał nieśmiało:
- Było Tango?
- Tak – potwierdził ponuro chłopak.
- Przepraszam – wyszeptał Mrożek[s.171]


Niestety bardzo trudno jest mi tę książkę jasno zaklasyfikować. Jako opowieść o żonach pisarzy nie sprawdza się zupełnie – tak jak wspomniałam można ją nazwać jedynie szeroko tekstem o związkach twórców. Z kolei jako zestawienie czterech historii autorów, którzy tworzyli w podobnym okresie, wypada blado, bo jest zbyt mało szczegółowa. Z pewnością znajdziemy na rynku wiele lepszych, bogatszych i ciekawszych biografii dla tych, którzy spragnieni są konkretnych informacji. Nie ukrywam, że dość mocno się zawiodłam, bo książka nie dostarczyła mi tego, czego chciałam, nie dając równocześnie nic w zamian. Ot, przyjemna lekturka do pociągu, przy której można uporządkować w głowie fakty i kilka razy się uśmiechnąć.





Za egzemplarz książki dziękuję serdecznie wydawnictwu Czerwone i Czarne.

4 komentarze:

  1. Sięgnęłabym po tę książkę, bo lubię tę tematykę, choć mam wrażenie, że Koper często powtarza się w swoich książkach

    OdpowiedzUsuń
  2. Rzadko sięgam po biografie, ale jak już to robię, to wolałabym czytać coś naprawdę dobrego, więc tym razem raczej spasuję. :)

    OdpowiedzUsuń

Komentarze są dla nas źródłem siły do prowadzenia bloga i wielkiej radości, dlatego też będziemy wdzięczni za każdy pozostawiony przez Was ślad.