Witajcie w świecie, gdzie Chrystus zstąpił z krzyża, by
policzyć się ze swoimi oprawcami, a wierni ludzie modlą się o siłę do zemsty. W
alternatywnej rzeczywistości również działa inkwizycja, a jej typowym
przedstawicielem jest Mordimer Madderdin - człowiek bezwzględny, pewny siebie i
gotów do działania. Zgodnie ze swoją profesją ściga tych, którzy parają się
czarną magią; wbrew pozorom nie brak ich zarówno wśród wyższych sfer, jak i
przedstawicieli gminu.
Moje pierwsze spotkanie z Jackiem Piekarą miało miejsce
podczas lektury Przenajświetszej Rzeczpospolitej i, muszę przyznać,
było bardzo udane. Spodobał mi się mocny styl, jasny przekaz i humor - czarny,
ale bardzo dopasowany do mojego. W związku z tym do cyklu inkwizytorskiego,
choć powoli, podchodziłam ze sporym zapałem i oczekiwaniami; niestety nie
wszystkie znalazły swoje odzwierciedlenie w książce...
Przede wszystkim sporo czasu zajęło mi przyzwyczajenie się
do stylu i narracji. Denerwowały mnie powtórzenia językowe i, moim zdaniem,
mała naturalność wypowiedzi, na szczęście z czasem zwyczajnie się przyzwyczaiłam. Co innego treść - do niej ciężko było mi się przekonać. Podawanie czytelnikowi wciąż tych samych
informacji technicznych w każdym opowiadaniu ma sens, jeśli te pojawiają się
osobno (na przykład w czasopismach), ale w zbiorze jest nużące i momentami
denerwuje. Sama fabuła książki nieodmiennie w jakiś sposób kojarzy mi się z
przygodami Wiedźmina - inkwizytor żyje w spokoju, nagle dostaje zlecenie,
podejmuje się jego wykonania, a ono komplikuje się w ten sposób, że stanowi
mniejsze lub większe zagrożenie jego życia; oczywiście całość kończy się
całkowicie pomyślnie, a zagadka zostaje rozwikłana. Niestety, w tym zestawieniu
Mordimer wypada dość blado, bo losy Geralta są po stokroć bardziej wciągające,
przynajmniej dla mnie.
Tyle że kuzyn hrabiego Wassenberga, niestety, nie
przeżył przesłuchania. Zresztą nie z mojej winy, gdyż nie zdążyliśmy nawet użyć
narzędzi. Przy pierwszej prezentacji, kiedy serdecznym tonem wyjaśniałem mu
zasady działania piły do cięcia kości, nagle się zatchnął, wytrzeszczył oczy,
policzki mu poczerwieniały i taki właśnie - czerwony i z wytrzeszczonymi oczami
- zmarł na moim stole. Faktycznie, jak się okazało, był niewinny (pomyłka w
czasie aresztowania), jednak gdyby tak pochopnie nie umarł, być może zdołałby
nam wszystko wytłumaczyć.[s.346]
Były momenty, kiedy stawałam się skłonna polubić tę
opowieść. Chwilami parskałam śmiechem, chwilami z dezaprobatą patrzyłam na
poczynania Inkwizytora, ale z każdą stroną nabierałam coraz większej sympatii
do prezentowanej historii. Największą rolę odgrywa tu czarny humor i ironia,
które całkowicie do mnie przemawiają i fundują doskonałą rozrywkę. Z pewnością
sięgnę po kolejną część cyklu i mam nadzieję, że zdobędzie moje serce. Jeśli nie
- prawdopodobnie z żalem sobie odpuszczę...
Kilkukrotne tłumaczenie tego samego rzeczywiście zaczyna nużyć, potem denerwować, ale cały cykl wspominam bardzo miło. W pewnym momencie po prostu zaczęłam przeskakiwać fragmenty, gdzie po raz kolejny tłumaczono to samo.
OdpowiedzUsuńWłaśnie ze względu na ogóle wrażenie wielu osób o całym cyklu będę próbowała dalej. :)
UsuńNie wiem czy dałabym radę przebrnąć przez to, szczególnie, że też mnie denerwują takie powtórzenia, ale z drugiej strony Wiedźmin mi się podobał, więc może i z tą pozycją by było podobnie. Będę się musiała zastanowić ;)
OdpowiedzUsuńCiężko mi powiedzieć, jak wypada szersze porównanie z Wiedźminem, bo losy Geralta poznawałam dawno i nie jestem pewna, czy one też nie były napisane jakoś tak zwyczajnie... Może dziś podobałyby mi się mniej. ;) Będziesz musiała sprawdzić sama, może cykl inkwizytorski przypadnie Ci do gustu. :)
UsuńJa do tej pory się zastanawiam jak to się stało, że nie ruszyłem tego cyklu...
OdpowiedzUsuń